Artykuły

Trudna sztuka zera

"Nocny autobus" Jarosław reż. Jarosława Tumidajskiego w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

A jednak warto było czekać! Przede wszystkim to chcę na początku mego pisania o wyreżyserowanym przez Jarosława Tumidajskiego "Nocnym autobusie" Michała Walczaka powiedzieć jasno, przy okazji w pierś się bijąc. Dobrze zrobiłem, kręcąc nosem na dotychczasowe produkcje tzw. bazartu w Narodowym Starym Teatrze. Uderzałem w publicystyczną banalność tekstów, naśmiewałem się z pseudoamerykańskiego aktorstwa "luźnokalafiorowatego", nade wszystko zaś - miażdżyłem, próbowałem zmiażdżyć totalną ociężałość i, rzekłbym, morderczą, godną balonowej gumy do żucia rozwlekłość.

Poprzednie dwie sceniczne propozycje "bazartu" takie właśnie były - rrooozwleeeekłeeeee jak diabli. Każda wprawdzie trwała półtorej godziny z groszami, ale był to czas trudny do przetrwania. Jeszcze raz potwierdziła się odwieczna prawda, że poczucie rozwlekłości przedstawienia jest w bezpośrednim związku z poziomem tekstu. A dwa tamte teksty... cóż, były, jakie były.

"Nocny autobus" Walczaka wychodzi z podobnej, co tamte dwa fiaska, przesłanki zasadniczej. Słynna jest ona szalenie, słynna jako motto wielkiej książki "Czerwone i czarne". Otóż: "Powieść jest to zwierciadło, które obnosi się po gościńcu". Słuszną tę frazę Stendhal, czyli Marie Henri Beyle, przypisał Césarowi Vichard Saint-Réalowi, ale w tym brzmieniu jest ona autorstwa samego Stendhala. Zresztą - mniejsza o to. Grunt, że w słynnym tym zdaniu dwie jakości są dla nowego polskiego teatru wręcz fundamentalne. Otóż, fakt, że nie każdy gościniec się nadaje, oraz fakt, że nie każdy może sensownie spacerować z lustrem zawieszonym na karku.

Mówiąc precyzyjniej - tylko ten może spacerować z lustrem, kto wie, na który z gościńców pierś swoją zwierciadlaną skierować. Walczak niewątpliwie wie. Autorzy dwóch poprzednio wystawionych tekstów - nie wiedzieli. Wychodząc z mylnego założenia, iż tylko chore światy są dla widza ciekawe, lustereczka swe podstawiali pod nos gościńcom, że tak to ujmę, pełnym snujących się kalek fizyczno-duchowych. Raz żeśmy więc kontemplowali jakąś biedną wariatkę, co z powodu swych marzeń o domku z ogródkiem rekord seksualny pobijała. Drugi zaś raz umieraliśmy z nudów, gapiąc się tępo na smutny los tandetnych ćpunów rodem z nędznego blokowiska w prowincjonalnej mieścinie bez nazwy. A Walczak?

Walczak nie idzie na lep tej tandety, rodem z interwencyjnego programu telewizyjnego "997", autorstwa redaktora Fajbusiewicza Michała. Walczak nie łapie się we wnyki toksyczności, bo Walczak jest rasowym realistą. Walczak zwyczajnie wie, że najbardziej zdumiewająca na świecie nie jest choroba, lecz wszechogarniająca normalność. A cóż jest na świecie normalniejszego niż dwoje młodych, co się w środku nocy na przystanku nocnego autobusu spotkali?

Równie celnie mógłbym spytać, czy jest coś normalniejszego niż dwóch włóczęgów, którzy pod uschłym drzewem czekają na jakiegoś ważnego gościa i doczekać się nie mogąc - mówią, mówią i raz jeszcze mówią. I właśnie to mówienie jest przerażające. Prawie tak samo jak mówienie bohaterów Walczaka. Z jedną, za to zasadniczą różnicą. Otóż - On (Michał Czernecki) i Ona (Dagmara Mrowiec) mówią współczesnym językiem, używają słów takich, jakich ty i ja używamy na co dzień. Co tu kryć, Walczak zwierciadlaną swą pierś ustawił pod takim kątem, że w zwierciadle widać - tak jest - moją i twoją twarz. I nie jest to widok przyjemny. Skamieniał ci ze wstydu w gardle rechot pierwszych paru minut przedstawienia Tumidajskiego? Mnie skamieniał. Przypomniały mi się albowiem dawne noce ponure, gdym ze strachu się rozsypywał, wypatrując w ciemnościach bezlitosnych swej zbawczej, wiecznie spóźnionej 607.

O czym Czernecki i Mrowiec rozmawiają, czekając na swoją 607? Otóż - nieuchwytna to sprawa, cudownie nieuchwytna! Zdumiewające jest, że Walczak, autor bardzo młody przecież, już dziś dysponuje tak subtelną tajemniczością sensów. Przecież te zabawy i gry słowne, którymi Czernecki i Mrowiec zabijają nudę oczekiwania, godne są analogicznych gier w jednej ze sztuk Harolda Pintera!

I w sumie tylko tyle da się o sensach powiedzieć - co Walczakowi zdecydowanie na plus zapisuję. Zwierciadło jego pióra papkę mego i twego gadania codziennego oraz kłębiące się pod tąże papką bóle niewypowiedziane - odbija celnie i za jednym zamachem. Maestria aktorska zaś podnosi to, co w poprzednich realizacjach "bazartowych" okrutnie drażniło - "kalafiorowatość luźną" aktorstwa - do poziomu sztuki. Fakt ten powoduje, że subtelna tajemniczość Walczakowych sensów staje się subtelna, wręcz zachwycająco! No i proszę - zapomniałbym o bohaterze tytułowym! Nocny Autobus jest grany przez Piotra Polka i prawdę rzekłszy, mam do Nocnego Autobusu może nie zasadniczą, ale jednak ważką pretensję.

Jeśli już przyjechał w 20 minucie dzieła, to dlaczego nie zabrał Czerneckiego i Mrowiec, w związku z czym Czernecki i Mrowiec studziennie bredzić muszą przez następne 20? Cieszy, że Walczak wie, iż jak się ma litą miazgę w piórze, skracać się należy. Owszem, rzeczone najfatalniejsze nieszczęście sceniczne, jakiem w życiu spotkał, trwa minut ledwie 40. Tak, to mniej niż 90, ale jednak więcej niż upragnione zero. Artyści! Popracujcie i nad tym zerem. Już dziś widać, że w materii zer macie talent rzadki.

Na zdjęciu: Michał Czarnecki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji