Artykuły

Wszędzie jak romans...

NAZWISKO IRENY i TADEUSZA BYRSKICH nie po raz pierwszy pojawia się na teatralnych afiszach Trójmiasta, bo para zasłużonych dla naszej narodowej sceny reżyserów, aktorów i pedagogów chętnie współpracuje z teatrami Wybrzeża. Owocem tej współpracy były ostatnio inscenizacje "Teatru pana Dropsa" na gdyńskiej scenie dramatycznej i "Coctail Party" Elliota w "Wybrzeżu". Kolejna realizacja Ireny i Tadeusza Byrskich, od lat pozostających na emeryturze, a przecież wciąż niestrudzonych i oddanych teatrowi, powstała również w "Wybrzeżu". Uświetniła ona otwarcie - po blisko dwuletniej, spowodowanej remontem przerwie - Teatru "Kameralnego" w Sopocie. Scena ta wznowiła działalność premierą sztuki "Uciekła mi przepióreczka..." Stefana Żeromskiego w reżyserii małżonków Byrskich, ze scenografią IRENY BURKĘ. Napisałam "w reżyserii", ale tego określenia próżno szukać w teatralnym programie lub na plakacie. Tam bowiem - zgodnie z własnym życzeniem - występują Byrscy jako realizatorzy. Skromnie ująwszy sobie w ten sposób zasług, nie uniknęli jednak gorących i w pełni zasłużonych oklasków, serdecznych podziękowań i dowodów szczerego uznania popremierowym przedstawieniu.

Udany spektakl jest zawsze wspólnym dziełem inscenizatorów i wykonawców, źródłem sukcesu "Przepióreczki..." pozostaje jednak przede wszystkim doskonała gra aktorska. Ale też nie ma właściwie sopockie przedstawienie elementów słabych, niedopracowanych, w przeciwieństwie do tylu innych realizacji nie da się rozłożyć na "czynniki pierwsze" i analizować oceny tychże składników. Jest dziełem jednorodnym, bardzo szlachetnym w swoim kształcie, prezentującym coś, co bez cienia przesady nazwać można po prostu "kawałkiem" dobrego teatru w tradycyjnym, niemal klasycznym znaczeniu tego słowa. I za to Irenie i Tadeuszowi Byrskim - serdeczne dzięki.

"Przepióreczka..."- najlepszy z dramatów Żeromskiego, wieńczący sukcesem długie i pełne porażek lata zmagań pisarza z formą, która znakomitemu prozaikowi sprawiała sporo trudności, stanowi jedną z żelaznych pozycji repertuarowych naszych teatrów. Wprowadzona na scenę przez Juliusza Osterwę w 1925 roku, wystawiana bywa od tamtej pory często.

Jej temat - to jak pamiętamy - jeszcze jedna wersja problemu powracającego w większości utworów Żeromskiego: konflikt między uczuciem a służbą wzniosłej idei, poświęcenie przez jednostkę, własnego szczęścia dla dobra ogółu. Tak tez najczęściej interpretowano postać docenta Przełęckiego, widząc w nim jakby kolejne wcielenie doktora Judyma z "Ludzi bezdomnych". Rzadziej i raczej nieśmiało zwracano uwagę na nie jednoznaczność postępowania tego bohatera, na możliwość zgoła innego scharakteryzowania jego czynów i osoby. W sopockim przedstawieniu owa niejednoznaczność zarysowuje się bardzo wyraźnie. Przełeckiego gra JERZY KISZKIS, aktor, którego dosyć dawno nie oglądaliśmy w większej roli. Kiszkis jest artystą dużej klasy - jego Przełęcki w pełni to potwierdza. Kim jest ten elokwentny, pewny siebie docent? Autentycznym społecznikiem, pasjonatem, który własnym przykładem i autorytetem porywa innych do pracy nad kształceniem nauczycieli ludowych, czy też może jeszcze jednym "dobrym panem", dla którego cała wakacyjna akcja oświatowa jest rodzajem przygody, kaprysem? Przełęcki - kabotyn, czy szlachetny idealista ukrywający prawdziwe wzruszenia i osobistą tragedię pod maską komedianta i cynika? Pozbawiony skrupułów uwodziciel, czy prawy, uczciwy człowiek z zasadami, których nie porzuci nawet za cenę osobistego szczęścia, ponieważ "takie są jego obyczaje"? Przełęcki ma w interpretacji. Jerzego Kiszkisa trochę z kabotyna i trochę z idealisty, jest jednocześnie postacią tragiczną i komiczną wieloznaczną tak dalece, że każdą z powyższych opinii można by uzasadnić. W tym też objawia się mistrzostwo aktora, który nie tylko ze swymi scenicznymi partnerami, lecz i z widzem prowadzi pasjonującą grę, skłaniając do refleksji nad możliwością różnorodnych kreacji wobec otoczenia, które obiektywizuje swoje odczucia w sądy nierzadko błędne i fałszywe. Partneruje Kiszkisowi DOROTA KOLAK jako Smugoniowa - nieszczęsna "ofiara" wakacyjnych kursów, która wyznaniem miłości pcha wydarzenia na zupełnie nowe tory. Przełęcki - Smugoniowa: para niezwykła. On - swobodny, na pozór kpiący, ironiczny, ona - spięta, speszona, zaskoczona własną śmiałością, mówiąca językiem, w którym literacka górnolotność przeplata się z prostotą potocznej, codziennej mowy. Dialogi tej pary - to prawie przez cały czas słowne potyczki, w których Przełęcki zwycięża, z premedytacją uświadamiając Smugoniowej jej "upadek", grając na uczuciach miłości do dziecka i przywiązaniu do męża. Gorzkie to jednak zwycięstwo, okupione utratą dobrego imienia, ofiarą. Tylko raz podda się docent marzeniom, tylko na moment ulegnie nastrojowi, wzruszeniu uczuciu, by po pełnej milczenia lirycznej Scenie, znowu przybrać postawę chłodnego racjonalisty.

Duet Jerzy Kiszkis - Dorota Kolak - para głównych bohaterów ze zrozumiałych względów przykuwa naszą uwagę, ale nie sposób nie zauważyć innych postaci. Tym bardziej, że wszystkie osoby dramatu zostały celnie scharakteryzowane przez autora za sprawą języka, jakim mówią. Tę cechę naturalistycznego dramatu czyniącą ze: scenicznego słownictwa ważny element charakteryzujący, spożytkował Żeromski wspaniale, a gdańscy aktorzy świetnie to w swej interpretacji podkreślili i wykorzystali. Każda z osób reprezentuje określony typ, każdą obdarzył autor indywidualnością i to widać już w pierwszej scenie, z udziałem trójki nauczycieli. Inny jest przecież mówiący z zaśpiewem Kleniewicz (Jan Sieradziński), inny Ciekocki (Zbigniew Olszewski) czy historyk sztuki Zabrzeziński (Jacek Mikołajczyk), geograf Bukański Adama Kazimierza Treli zdaje się: bliski postaci groteskowej, komicznej. Temu gronu "miejskich" panów (czasem z wiejskim rodowodem jak Ciekocki) rozgadanych, wiecznie dyskutujących, spierających się o drobiazgi, przeciwstawiony zostaje świat dworski - w osobach księżniczki Sieniawianki (Halina Winiarska) - i jej administratora Bęczkowskiego (Zbigniew Łobodziński). Poczucie wyższości, pańskie kaprysy i gesty, filantropia, której bezinteresowność jest nieco dyskusyjna, honor... Świat, którego symbolem jest zamek porębiański wyobrażony na makiecie górującej nad belkowaną izbą szkolnej klasy, gdzie toczy się akcja. Do tego świata należy Smugoń (Jerzy Dąbkowski) - krewki wiejski nauczyciel, niezdolny do wielkich uniesień, trzeźwo i jednoznacznie oceniający wydarzenia, do tego świata powróci z marzeń Smugoniowa, bo tu, w wiejskiej szkole jest jej właściwe miejsce. Chociaż więc finał całej historii znamy dobrze, to śledzimy ją z przyjemnością i nie bez emocji. Odkrywamy urodę mówionego słowa, mistrzostwo dramaturgicznej kompozycji "Przepióreczki..." które dzięki aktorskiej interpretacji brzmi dziwnie świeżo i współcześnie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji