Artykuły

"Carmen zawsze jest dla mnie wielkim wyzwaniem"

Carmen jest odcinaniem kuponów. Zawsze była i jest wyzwaniem, bo muszę przekonać widzów do swojej roli. Żeby to zrobić, sama muszę uwierzyć, że jestem w stanie być tą kobietą - mówi MAŁGORZATA WALEWSKA, przed premierą w Operze Krakowskiej.

Ze światowej sławy mezzosopranistką Małgorzatą Walewską, która wystąpi w Operze Krakowskiej w roli Carmen, rozmawia Joanna Weryńska

Kiedy po raz pierwszy zaśpiewała Pani partię Carmen?

- 15 lat temu w Operze Warszawskiej. Nie była to moja pierwsza propozycja zaśpiewania tej partii. Miałam jedną wcześniej, ale uznałam, że nie jestem do niej gotowa i odmówiłam. Głównie z obawy przed francuskojęzycznym tekstem.

Czym będzie się różniła Carmen, jaką zaprezentuje Pani w Krakowie, od tej pierwszej?

- Przybyło mi lat i kilogramów, (śmiech)

To dlatego przed każdym wykonaniem tej postaci przechodzi Pani na dietę?

- Zwykle tak, ale przed rozpoczęciem pracy nad Carmen w Krakowie miałam tydzień wolny. Spędziłam ten czas w Egipcie. Dokarmiali mnie tam takimi pysznościami, że nie byłam w stanie odmówić, więc z tą dietą będzie ciężko.

Takie życie diwy chyba musi być męczące. Cały czas w trasie, na walizkach...

- Nie jest łatwo. Ale mam cygańską naturę i podróże uwielbiam. Mam w domu cztery "wypatroszone" walizki. Jedne rozpakowuję, inne pakuję. Przed wyjazdem do Egiptu miałam już spakowaną walizkę do Krakowa, bo wiedziałam, że nie będę miała czasu na pakowanie po powrocie. Teoretycznie łatwiejsze jest pakowanie się, kiedy opuszczam dane miejsce. Chyba, że ulegnę szałowi zakupów.

Często Pani ulega?

- To jest moja reakcja na stres. Jestem uzależniona od zakupów.

Co najczęściej Pani kupuje?

- Zależy w jakim jestem kraju. W USA obowiązkowo kupuję buty i sukienki koncertowe. Jest to kwestia bardziej łakomstwa niż potrzeby. Mam dwoje projektantów, z którymi współpracuję - Ewę Minge i Marcina Łobacza. W Krakowie też mam ulubione sklepy, ale na razie nie czas na zakupy. Muszę się skoncentrować na próbach.

Ma Pani za sobą już pierwsze z nich. Jakie są Pani wrażenia?

- Znakomicie mi się współpracuje z reżyserem, Laco Adamikiem. No i bardzo zadowolona jestem z kostiumów Basi Kędzierskiej. Do roli Carmen ubierali mnie już w bardzo różne rzeczy. Kilka razy nawet wystąpiłam w spodniach. Projekty Basi są w zgodzie z tradycją, ale bez takiej cepeliowskiej przesady.

Carmen to Pani ulubiona rola?

- Zasadniczo moją ulubioną rolą jest ta, nad którą pracuję, więc w tym momencie tak. Ale kreacją, na którą w tej chwili czekam, jest rola Dulcynei w "Don Kichocie", którą będę śpiewała w Seattle Opera. Co nie znaczy, że Carmen jest odcinaniem kuponów. Zawsze była i jest wyzwaniem, bo muszę przekonać widzów do swojej roli. Żeby to zrobić, sama muszę uwierzyć, że jestem w stanie być tą kobietą. Stąd moje diety. Agnes Baltsa śpiewała Carmen na swoje 60. urodziny, więc może pójdę jej śladem.

Współpracowała Pani m.in. z Pavarottim i Domingo. Jakie były Pani wrażenia? - Domingo jest przesympatycznym człowiekiem. Podobnie zresztą, jak był Pavarotti. Spotkałam go w 1992 roku, biorąc udział w konkursie wokalnym jego imienia, odbywającym się na jego rodzinnej Maderze. Cały czas nie wierzyłam, że to faktycznie wielki Pavarotti siedzi na sali i nas słucha. Przekonałam się o tym dopiero, gdy wyszłam na scenę i go zobaczyłam. Wszyscy byliśmy ogromnie zdenerwowani, a on był niesamowicie cierpliwy, nawet jeśli komuś coś nie wyszło mówił "Ty się dziecko nie denerwuj. Napij się wody i zaśpiewaj jeszcze raz". Śpiewając w finale byłam już w siódmym miesiącu ciąży, Pavarotti stał obok mnie i porównywaliśmy, kto ma większy brzuch. Wygrał! Potem w 1997 roku spotkaliśmy się już na scenie Opery Wiedeńskiej przy okazji spektaklu "Andrea Chenier". To było dla mnie fascynujące uczestniczyć w każdej próbie i chłonąć ten jego głos o barwie miodu. Pavarotti był autentycznym mistrzem bel canta. Jednak mimo całej otaczającej go sławy, potrafił mieć do siebie dystans. Pamiętam, jak w "Andrea Chenier" musiał stoczyć na scenie walkę na szpady i wtedy o mało nie umarliśmy ze śmiechu! Bo wcale nie był młodzieńcem! Sam się z siebie śmiał, jak przyszło mu zwyciężyć Renato Brusona.

Pani też jest sławna. Czy bywa to uciążliwe?

- Nie. Uprawiam zawód usługowy, to usługi dla publiczności.

A jak mąż reaguje na Pani wielbicieli?

- Zasadniczo jestem wierna. Zakochuję się w moich partnerach scenicznych i reżyserach, ale to jest miłość platoniczna na czas trwania produkcji. Poza tym dla mnie wielbiciele są wygodni. Są nimi zwykle lekarze i prawnicy, więc jeśli jestem na przykład chora, to dzwonię do wielbiciela i wszystko mam załatwione. Załatwiam wiele rzeczy szybciej niż pozostali członkowie rodziny, co jest dla mnie pewnym obciążeniem, bo często obarczają mnie różnymi sprawami.

Co tak szybko można załatwić?

- Przedszkole dla dziecka w Wiedniu załatwiłam na zdjęcie z Pavarottim.

Premiera "Carmen" z udziałem Małgorzaty

Walewskiej odbędzie się 5 marca w Operze Krakowskiej. Spektakl reżysersko i scenograficznie przygotuje duet: Laco Adamik i Barbara Kędzierska. Autorką choreografii jest Katarzyna Aleksander-Kmieć.

Na zdjęciu: Małgorzata Walewska jako Carmen w Gliwickim Teatrze Muzycznym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji