Artykuły

Unikam aktorzenia

- Kilka ról już mi umknęło sprzed nosa. Na przykład Król w "Hamlecie". A teraz próbuję rolę Koczkariewa w "Ożenku" Gogola, to jest postać z tych ról-marzeń - mówi ZBIGNIEW GROCHAL, aktor Teatru Nowego w Poznaniu.

Z aktorem Zbigniewem Grochalem [na zdjęciu] rozmawia Włodzimierz Braniecki:

Kiedy pan jest aktorem?

- Aktorem jestem wyłącznie w teatrze, podczas prób i spektakli. Unikam aktorzenia w życiu prywatnym i tam, gdzie sytuacja aktorstwa nie wymaga, staram się zachowywać prywatnie.

Aktorzenie - co to znaczy?

- Przenoszenie do sfery prywatnej cech postaci, które tworzę w teatrze i na użytek teatru.

Niedawno w Teatrze Nowym grał pan w "Iwonie księżniczce Burgunda" Króla, a kilka dni potem jako prowadzący spotkanie przed i popremierowe spektaklu "Namiętność", był pan świetnym mówcą w foyer... Kiedy pan był prawdziwy?

- Bliższy sobie byłem na foyer, choć była to jednak też rola. Inna rola.

W jakim sensie inna?

- Byłem w prywatnym ubraniu, nie dodawałem sobie żadnej charakterystyczności, operowałem naturalnym głosem, uśmiechem, wdziękiem.

Na czym ten wdzięk Zbigniewa Grochala polega?

- Na tym, że szybko nawiązuję kontakt z każdym. Te kontakty są półprywatne, bo przecież ludzie są na wyciągnięcie ręki, nie dzieli nas sceniczna rampa.

Grał pan przed laty przejmująco Sędziego w spektaklu "Oskarżony Czerwiec Pięćdziesiąt Sześć", a równocześnie występował pan wtedy, w czerwcu 1981, na niezapomnianych spotkaniach przed Zakładami Cegielskiego i przed Poznańskimi Krzyżami. Jak odczuwał pan tę różnicę?

- Kiedy składałem przysięgę na manifestacjach słowami Romana Brandstaettera przeżyłem największe katharsis, iluminację. To było głębokie, bardzo osobiste.

Aktor nie ma osobistych przeżyć na scenie?

- Ma. Ale tam, na tym placu, choć wszyscy wiedzieli, że jestem aktorem, jednak dla mnie owe spotkanie, chociaż było też publiczne, to jego zasady były zupełnie inne... Tam się naprawdę głęboko wzruszyłem. Ogarnęło mnie drżenie, miałem podwyższony puls. W teatrze także mogę to osiągnąć, przywołać na każdym spektaklu, ale tam na manifestacji było to jednorazowe, nie do powtórzenia

Może pan przywołać jakąś sytuację zabawną z tych spotkań z ludźmi "na żywo"?

- Podczas jednego ze spotkań ustaliliśmy wspólnie z Andrzejem Lajborkiem, że będziemy mówić krótko... Ja się jednak rozgadałem. Andrzej, poza zasięgiem mikrofonu, wyszeptał mi do ucha: "Dobrze, kończ już!". I nagle obaj zaczęliśmy nerwowo chichotać. Nie byłem w stanie wypowiedzieć słowa, zaś kolega próbował wytłumaczyć się publicznie z naszego zachowania: "Bardzo państwa przepraszam, ale mucha mi wpadła w gardło i nie mogę mówić!". Szkopuł w tym, że było to święto 3 Maja. Było zimno i muchy w tym czasie nikt nie mógłby zobaczyć.

Jakie role chciałby pan jeszcze zagrać, jakie spotkanie poprowadzić?

- Kilka ról już mi umknęło sprzed nosa. Na przykład Król w "Hamlecie". A teraz próbuję u nas w teatrze rolę Koczkariewa w "Ożenku" Gogola; to jest postać z tych ról-marzeń. A spotkanie...? Prowadziłem już spotkania z prezydentem Rzeczypospolitej, wielokrotnie z władzami województwa, miasta.. A może los się uśmiechnie i poprowadzę spotkanie sześćdziesięciolecia "Głosu Wielkopolskiego"?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji