Artykuły

Niebiańska skleroza

O ile opera jest czymś niemrawym, beznadziejnie wydanym pretensjonalności, o tyle operetka w swym boskim idiotyzmie, w niebiańskiej sklerozie, we wspaniałym uskrzydleniu się za sprawą śpiewu, tańca, gestu, maski jest dla mnie teatrem doskonałym, doskonale teatralnym. (...) Monumentalny idiotyzm z monumentalnym patosem dziejowym - maska operetki, za którą krwawi śmiesznym bólem wykrzywione ludzkości oblicze - to byłaby chyba najlepsza inscenizacja "Operetki" w teatrze. Ale i w wyobraźni czytelnika. (Gombrowicz - Wstęp do "Operetki")

Pierwsze brawa były za "wystrój". Owszem - bogato, tandetnie - jak trzeba. Kontury dekoracji obwiedzione sznureczkiem zapalonych żarówek, schody, podesty, malownicze grupki. Czas akcji - "przed pierwszą wojną światową, coś tak około 1910 r.". Rzecz dzieje się wśród arystokracji. Książę Himalaj, hrabia Szarm, baron Firulet. Cud dziewczynka Albertynka - osóbka z gminu, ale tego lepszego, mistrz Fior - dyktator mody, oraz doskonale wytresowani lokaje, gotowi lizać do połysku pańskie buty, a w sprzyjającym momencie skoczyć panom do gardeł i nogi z dup wyrywać. Ale póki co damy i dżentelmeni wyśpiewują swoje refreniki i kupleciki, błyszczą światła, a sklerotyczne dowcipasy wywołują żywy oddźwięk na widowni. Operetka jest nieśmiertelna.

x x x

(...) przyuczyłem się, żeby każdą realizowaną sztukę interpretować - jak pouczał Leon Schiller - z planu treści. Oznacza to, że poddaje się utwór wielorakim oglądom, analizom, ustala się jego ideę, a także cel wystawienia, genre, styl itp. Jednym słowem forma danego przedstawienia wyrasta z treści, dla potrzeb treści, dla wyrażenia treści. Nigdy nie podejmuję założeń apriorycznych, dotyczących formy przedstawienia. Wtłaczanie sztuki w formę, dopasowywanie jej do niej, wszystkie zabiegi wynikające z tego, że "reżyser ma pomysł", są w moim przekonaniu sprzeczne z istotą teatru. (...) "Operetka" Gombrowicza jest sztuką, do której się odnoszę ze szczególnym nabożeństwem. Generalny mój stosunek do związków dramat przedstawienie

jest tu jeszcze bardziej pogłębiony.

(Kazimierz Dejmek - O GOMBROWICZU I "OPERETCE")

x x x

Pierwszy akt szczerze ubawił i rozgrzał widownię. Okazało się, że nie ma to jak muzyczka lekka, łatwa i przyjemna, kupleciki o nóżkach i brzuszkach, kpinki dobroduszne z tego, co już dawno pogrzebane. Dejmek wystawił "Operetkę" jako pastisz, zagęścił jej cechy debilne. Elementy parodystyczne nie dotyczą arystokracji, ale operetkowego jej widzenia. Nasza publiczność jednak wychowana na dziewiętnastowiecznym teatrze, za dobrą monetę przyjmuje wszystkie stare dowcipy z przydeptaną brodą, opowiadane ze sceny - zresztą świetnie - przez Mieczysława Voita, żywym aplauzem kwituje monolog księżnej na temat różnicy dup. Niestety, drugi akt nie jest już taki miły i swojski. Nadciąga rewolucja, okopy świętej trójcy rosną na ciemnej scenie. Pobrzmiewa w muzyce inny ton, zagłuszany uparcie refrenem nic nie mówiącym, nic nie znaczącym, służącym jako tarcza ochronna przed głosami świata. "Krzesełka lorda Blatton, krzesełka lorda Blatton..."

x x x

(...) Wszystko, co ludzi różnicuje społecznie, może im zostać w ostatecznym rachunku odjęte. Jeśli zaś może zostać odjęte, to dlatego, że z reguły zastyga w stereotyp, w strój. Gombrowicz nie twierdzi, że wszystko, co odejmowalne, jest strojem: kultura nie jest maską, pozorem, oszustwem. Powiada tylko, że gesty, obyczaje, ideologie m o g ą zesztywnieć w pusty rytuał (nagość zaś, młodość, nigdy nie będą stereotypem, chyba w oczach starszych). Istnieje hierarchia wieku, to znaczy ciała; jedna tylko nieuchronna hierarchia: wszystkie społeczne mogą zostać kiedyś obalone. Czy więc nie mają żadnej prawomocności? Taki naiwny Gombrowicz nie jest (...).

Jak łatwo spostrzec "klasa wyższa znajduje się w podobnym położeniu co starość: może swobodnie zmieniać maski i mody. ale pozostaje w niewoli samej zasady stroju (...).

Kto włada więc strojem, rządzi społeczeństwem. Jest to jednak coraz trudniejsze. Przodkowie Himalajów trwali stanowczo przy uświęconych tradycją regułach, wiarach i honorach, tak wielka była odległość między nimi a "lokajstwem". że naśladownictwo czy rywalizacja mogły wzbudzić tylko śmiech. Teraz jednak magia trwania została zastąpiona rytuałem zmiany: "klasa niższa, rzecz prosta, robi co może żeby przyswoić sobie zarówno naszą modę jak nasze maniery, ale też dlatego ciągle trzeba wprowadzać innowacje, mylące trop...". Bystre spostrzeżenie: skoro w społeczeństwo wtargną raz wirus postępu i równości, elitę wyodrębniać musi nie wzorowa wierność tradycji, ale raczej pierwszeństwo w zmianie: najlepiej wyróżnia się ten, kto przewodzi wyścigowi masek, nie zaś ten. kto doskonale powtarza gesty przodków. I odwrotnie: społeczności przewodzi grupa, która umie narzucić coraz to nowsze - i ciekawsze, trudniejsze - reguły myślenia, odczuwania, zachowania. (...).

(Jan Błoński - HISTORIA I OPERETKA)

x x x

Ta interpretacja jest przekonująca. Dejmek jakby się z nią zgadzał. Tylko zrobił coś zaskakującego. Stworzył bohatera. Trochę Hamleta, trochę Don Kichota, trochę Ordona. Stal się nim Fior - mistrz mody, jedyny sprawiedliwy w Sodomie. Człowiek, który stwarza stroje, czyli tworzy mity, rozdaje maski. Dlaczego właśnie on?

x x x

Fior: Jak ten czas pędzi! Proszę, na przykład, taka ławka. Niby to stoi nieruchomo, a jak pędzi! Pędzi i pędzi... ale dokąd? Co? Dokąd? W jakim kierunku, ku czemu?

Wszystko pędzi i pędzi. Boże Wielki!

Hufnagiel: Nie zwykłem spadać z siodła. Nie, nie zwykłem spadać z siodła. Galop to moja specjalność! Pozwól pan, mistrzu, nie podzielam pańskiego niepokoju. Ta ławka? Pędzi? Galopuje? Nie wiadomo dokąd? To i co? Dosiadam, pędzę, galopuję! Historia? Pędzi? Galopuje, To i co? Dosiadani, pędzę, galopuję! (...).

Lokaje i parobki, wyrwawszy panom nogi, przebiorą się - niczym Czeladnicy w SZEWCACH - w wykwintne kamizelki i ineksprymable, aby podjąć najpierw z zapałem, później zaś ze znudzeniem, przerwaną zabawę w "strój"... czyli w wyższość. Zmienią się w nowych - gorszych! - panów, miast rozkwitnąć młodością.

Taka OPERETKA byłaby jednak bardzo banalna. Często, zwłaszcza pod koniec życia, podkreślał Gombrowicz, że nade wszystko pragnie prywatności, rozluźnienia, powrotu w strefę "średnich temperatur"... Tymczasem Hufnagiel jest gorączką, rozpędem. Jest odblaskiem świata, któremu się przeciwstawia. Tasuje stare karty, podczas gdy człowiekowi - marzy Gombrowicz - potrzeba nowych.

(Jan Błoński - HISTORIA I OPERETKA)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji