Artykuły

Pułapki "Operetki"

Najsamprzód było poruszenie, jakiego teatralna Łódź od dawna już nie pamięta, ploteczki leniwie przeciekające zza kulis i telefony z prośbą o protekcję przy nabyciu biletów. Nic zresztą dziwnego - Kazimierz Dejmek ma w naszym mieście licznych i wiernych sympatyków, zaś Gombrowicza mieliśmy oglądać na scenie po raz pierwszy...

A potem, gdy sala Teatru Nowego wypełnia się już do ostatniego miejsca, zabrzmiały pierwsze takty uwertury i zaczęła się "Operetka". Zaczęła bujnie, wesoło, porywająco, aż rześki śmiech poszedł po sali, zaś w chwilę późnej zerwały się oklaski. Wszystko współgrało tu znakomicie: pastiszowa, dowcipna muzyka Tomasza Kieswettera, pomysłowo, leciutko, parodystyczna choreografia Józefa Matuszewskiego (wspomnijmy przynajmniej kapitalne wejście Albertynki, czy arcyzabawane ewolucje pary Szarm - Firulet), świetnie utrafiona scenografia Andrzeja Majewskiego, spojone pełną rozmachu, ostatni dech wydzierającą z aktorów reżyserią Kazimierza Dejmka.

Wykonawcy - pierwszy plan, ale i te dalsze - jeden w jednego doskonali. Pięknie zaprezentował się na łódzkiej scenie Andrzej Żarnecki (pełen kociej zwinności hrabia Szarm), z burzliwym temperamentem partnerował mu Ryszard Dembiński (baron Firulet), wdzięcznie cielęcą Albertynka była Janina Borońska, wszelako na czoło wysuwała się chyba jakże operetkowa i jakże autoironiczna zarazem para: Mieczysław Voit i Izabella Pieńkowska, książę i księżna Himalaj. Doskonale kabotyńskim Fiorem był - przynajmniej przez dwa pierwsze akty - Marek Barbasiewicz, godzi się też docenić aktorską robotę Bogusława Sochnackiego (Hufnagiel), Sławomira Misiurewicza (Profesor), Władysława Dewoyno (Proboszcz), Mirosławy Marcheluk (Markiza), Ludwika Benoit (Generał) i całego zespołu.

Dalej jednak, w drugim, zwłaszcza w trzecim akcie, coś rozchwiewa się i pęka. Otwiera się pułapka, na widzów zastawiona, boć Gombrowicz z Operetki wychodząc w Historię chciał nas wciągnąć, Arcybzdurę w Arcypatos przemienić, ukazać - jak sam powiada - "śmiesznym bólem wykrzywione ludzkości oblicze".

Wiele tych deklaracji, gęsto również w programie pomieszczonych, ale przecież tekst dramatyczny sam musi przemawiać i sam się na scenie bronić. Dopóki Gombrowicz okrutnie drwi sobie z jaśnie urodzonych, z pozorów, martwych form i pustych gestów - dopóty porusza się pewnie, na znajomym sobie gruncie. Potem, syntezując historię, zaczyna się gubić. "Sen o nagości człowieka, uwięzionego w strojach najdziwaczniejszych i najokropniejszych"? Owszem, ale również wyśniony gdzieś na obczyźnie sen polskiego inteligenta. O faszyzmie, który jest dla niego tylko kostiumowym koszmarem i o rewolucji, której boi się tak bardzo, że nawet nie próbuje zrozumieć.

Oczywiście nie ma się co obruszać na zakrwawionego prowodyra Józefa, womitującego profesora i całą tę lokajską ruchawkę. Ani to o nas, ani do nas, ani parzy, ani ziębi.

Jednak - i w tym chyba podstawowy problem przy realizacji "Operetki" - bagaż doświadczeń widowni jest najzupełniej odmienny, niż bagaż doświadczeń autora, zaś rzecz oglądamy tu, w kraju nad Wisłą. I trzeba jakiegoś sposobu, chwytu, aby rzecz rozłupać, na użytek sceny rozbić gombrowiczowską pozę i do autorskich komentarzy dorzucić komentarz własny. Chwilami bowiem, tak mi się przynajmniej zdawało, chcąc czy niechcąc, Mistrz robi nam Gębę, że się na "Ferdydurke'' powołam...

Kazimierz Dejmek był w sytuacji delikatnej, wprowadzał przecież "Operetkę" w krwioobieg polskiego teatru, przygotowywał krajową prapremierę i może dlatego właśnie przez dłuższy czas szedł raczej wiernie tropem autorskich sugestii. Dopiero trzeci akt rozegrał jakby statyczniej, w zwolnionym rytmie, uwzniaślając zarazem mistrza mody Fiora, który - już całkiem serio traktowany przez wykonawcę - trochę hamletyzuje, wyrasta na ostatniego ze sprawiedliwych.

Być może tędy właśnie biegnie rysa w tym ważnym przecież, znaczącym spektaklu? Może leży głębiej, w potraktowaniu motorycznej roli Hufnagla, w zbytniej uległości wobec autora, który - acz pisał dla sceny - nie miał większych teatralnych doświadczeń? Gubię się szukam trochę na oślep, czuję jednak, że coś, co otworzyło się tak wspaniale, nie zostało równie wspaniale zamknięte.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji