Artykuły

Zdjęcia do adaptacji "Historii PRL według Mrożka" zakończone. Filmowanie snów

- Myślę, że uda nam się zrobić mądre i ciekawe przedstawienie, które w Teatrze Telewizji pojawi się 13 grudnia, w rocznicę ogłoszenia stanu wojennego - powiedział Jerzy Jarocki w ostatnim dniu zdjęć do telewizyjnej adaptacji "Historii PRL według Mrożka".

Kiedy zjawiliśmy się na planie w Teatrze Polskim, kręcono właśnie jedną z wielu imaginacyjnych scen - Sen o Bartodzieju. Oko kamery koncentrowało się głównie na Ewie Skibińskiej (Annabella), Mariuszu Bonaszewskim (Anatol) oraz Krzysztofie Draczu (Bartodziej). Ujęcie rozpoczynało wejście obydwu panów i ich rozmowa. Później - niczym wizja z przeszłości - pojawiał sie tłum, z którego do wspominających podchodziła Annabella. Ona właśnie była postacią porywającą Bartodzieja - dosłownie i w przenośni - ku minionemu światu.

Nim przystąpiono do kręcenia tego ujęcia, reżyserujący przedstawienie Jerzy Jarocki udzielał aktorom ostatnich wskazówek. Później - wraz ze scenografem Jerzym Jukiem-Kowarskim - zasiadł przed monitorami i rozpoczęło się budowanie planu. Jerzego Jarockiego interesowały gesty i mimika aktorów oraz sposób, w jaki wypowiadali swe kwestie. Scenograf dbał o kompozycję sceny, a realizator telewizyjny spektaklu Dariusz Pawelec o to, by w kadrze nie było dziur. Po próbie "na sucho", nakręcono kilka dubli i wreszcie od stolika reżyserskiego zabrzmiał głos: Kamera stop! W porządku. Dziesięć minut przerwy.

Teraz znalazło się kilka chwil ze względów technicznych nie na rozmowę z realizatorami przedstawienia. - Główne decyzje, co do nakręcenia telewizyjnej adaptacji "Historii PRL według Mrożka", zapadały podczas naszych rozmów ze scenografem - powiedział Jerzy Jarocki. - Później napisałem scenariusz, który okazał się bardzo filmowy. Mnóstwo w nim snów w snach, a to niezwykle wdzięczne pole do popisu dla techniki filmowo-telewizyjnej. -Wykorzystanie jej możliwości pozwala wyeliminować z przedstawienia puste przestrzenie, dzięki czemu spektakl się zagęszcza i bardziej ujawniają się jego różne wątki - dodał Jerzy Juk-Kowarski. - W widowisku telewizyjnym mamy też szanse zrealizować pomysły, których ze względów technicznych nie udało się wykorzystać w teatrze - kontynuował Jerzy Jarocki. - Tak było ze śniegiem, jaki miał sypać w stanie wojennym oraz sytuacjach, przypominających go atmosferą. Przy adaptacji telewizyjnej powracamy do pomysłu zaśnieżania, lecz nie chodzi przy tym o atrakcyjność obrazu, ale o wydobycie dodatkowych znaczeń. Przecież w stanie wojennym popularne było hasło: "Zima wasza, wiosna nasza". Rzeczywiście, podczas następnego ujęcia z górnej rampy nad sceną Teatru Polskiego posypały się drobne kuleczki, imitujące śnieg. Aktorzy odegrali swoje i po kilku dublach kolejny fragment zapisu był gotowy. Zapytany o specyfikę tego rodzaju pracy, Krzysztof Dracz powiedział: W teatrze granie roli to pewien proces, a zapis kamery jest fragmentaryczny. Przy realizacji spektakli telewizyjnych na ogól najpierw robi się jedno długie ujęcie sceny, do którego później dorabia się zbliżenia. Kamera podjeżdża blisko twarzy. Może nawet podjechać do samego oka, więc środki wyrazu aktorskiego trzeba nieco zminimalizować.

Kiedy opuszczaliśmy Teatr Polski, kamera właśnie znowu ruszyła. Twarze aktorów były skupione, a oczy realizatorów przedstawienia wpatrzone w monitory. Ich pracowity dzień zdjęciowy powoli dobiegał końca.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji