Artykuły

Grzebanie

Niewielu jest artystów tak świadomie i konsekwentnie wprowadzających twórczość Stanisława Ignacego Witkiewicza na polską scenę jak Jerzy Jarocki. Witkacy fascynuje go na wiele różnych sposobów. "Mieszkałem u znajomych, w domu pełnym wspomnień o Witkacym, wśród ludzi, którzy go znali" - wspominał w jednym z wywiadów zimowe wypady na narty do Zakopanego. W początkowym okresie najdziwniejszy twórca dwudziestolecia międzywojennego był dla Jarockiego ucieczką przed obowiązującym realizmem. Później coraz głębiej, w kolejnych inscenizacjach (choćby przypomnianej ostatnio telewizyjnej wersji "Matki") wchodził w sens znaczeń jego dramatów. Wreszcie, niejako w finale przyszła próba połączenia w jednym widowisku życia i twórczości autora "Szewców". Najpierw była sztuka "Staś", obejmująca pierwszych trzydzieści lat (od urodzin do śmierci ojca), później "Grzebanie", w którym życiowe (a nawet pośmiertne) losy Witkacego zostały splecione z fragmentami jego sztuk. Pierwszą wersję "Grzebania" próbował Jerzy Jarocki ze studentami PWST. Przed czterema laty w Starym Teatrze odbyła się premiera, lecz wersja telewizyjna została wzbogacona o nowe elementy, np. plenerowq scenę tyle sławnego co kompromitującego pogrzebu niby-Witkacego.

Choć jak to zwykle u Witkacego powaga miesza się z absurdem, nie należy zapominać, że spektakl obejrzymy dzień po 60. rocznicy samobójczej śmierci artysty. W czasie wędrówki po Polesiu slyszy przez radio wiadomość o wkroczeniu Armii Czerwonej...

Jan Frycz grający Witkacego robi to bez zbędnego patosu, ale i fanfaronady. Może taki naprawdę był Witkacy?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji