Artykuły

"Gałązka rozmarynu"

PRAPREMIERA widowiska muzycznego Zygmunta Nowakowskiego pt. "Gałązka rozmarynu" odbyła się 9 listopada 1938 roku, a więc przeszło pół wieku temu. Sztuka od początku cieszyła się ogromnym powodzeniem, o czym świadczyły tłumy widzów i opinie recenzentów. Swój utwór poświęcił Nowakowski Legionom Polskim, a właściwie dziejom kilku legionistów w pierwszym okresie I wojny światowej, akcja bowiem obejmuje lata 1914-1915 i toczy się m.in. w krakowskich Oleandrach, Kielcach oraz na froncie. Autor przedstawia młodych ludzi, dzielnych i gotowych do poświęceń, a także pełnych humoru, pogodnych mimo wojennych przeżyć. Zygmunt Nowakowski służył w Legionach, przebywał na froncie, i wiele wątków swojej sztuki zaczerpnął z własnych doświadczeń.

Sukcesy "Gałązki rozmarynu" na scenach Warszawy, Krakowa, Wilna, Łodzi i Lwowa przerwała wojna. Widowisko powróciło na nasze sceny w roku 1932. Odbyła się bowiem jego premiera w Teatrze im. Jaracza w Łodzi. Obecnie wystawiły je: Teatr Satyry "Maszkaron" w Krakowie oraz Teatr Rozmaitości w Warszawie. Nieskomplikowana opowieść sceniczna tak jak przed półwieczem - przypadła publiczności do gustu, także jako wspomnienie o ludziach ogarniętych wielkim, bezinteresownym uczuciem do ojczyzny. Obraz porywającej jedności, poświęceń i pragnień, znamy nie tylko z historycznych przekazów. Pamięć wielu widzów sięga przecież czasów ostatniej wojny światowej.

...W KRAKOWIE

Rozmaryn znajdował się kiedyś w bukietach ślubnych. Tytuł sztuki zawiera więc jakby aluzję, zapowiada rozpoczynanie nowego życia. Tę atmosferę bardzo dobrze, bez cienia przerysowań, oddaje przedstawienie reżyserowane przez Brunona Rajcę w krakowskim Teatrze Satyry "Maszkaron". Trudno wymienić wykonawców nie tylko dlatego, że na scenie jest ich bodaj czterdziestu. W tym widowisku bohaterem jest zbiorowość, zaś reżyser potrafił ten zespół dobrze zestroić. Przedwojenne recenzje mocno podkreślały pogodny, a nawet radosny nastrój, tej sztuki. Mimo że są w niej momenty dramatyczne. Można się było spodziewać, ze krakowski "Maszkaron" skwapliwie wykorzysta humor zawarty w tekście. Reżyser jednak nie chciał wyłącznie rozśmieszać widowni. Chociaż oglądamy na scenie także i postaci zabawne, charakterystyczne dla tamtych lat... W spektaklu dużo jest śpiewania jeszcze więcej młodości. Wszystko zostało owiane sentymentem, ogarnięte atmosferą pełnego łagodności liryzmu wspomnień. Spektakl wywarł szczególne wrażenie. Grano go na wolnym powietrzu, a ten, który oglądałem, przy mrzawce. Młodość aktorów, ich mundury i dawne stroje cywilnych; postaci, piosenki - wszystko stało się odrealnione, oddzielone od widzów jednostajnie prószącym deszczem, rozsrebrzonym przez reflektory.

W tym roku obchodzimy 70-lecie odzyskania niepodległości, mija również 25 lat od śmierci Zygmunta Nowakowskiego. Kraków zawsze lubił, przypominać rocznice. W wypadku tej rocznicy Brunon Rajca wraz z zespołem ożywił z sentymentem "Gałązkę rozmarynu".

...I W WARSZAWIE

Wystawienie jednej sztuki równocześnie w dwóch miastach staje się dobrą okazją, do porównania pracy reżyserów i zespołów. Tym więcej, że jak to się dzieje ze sztuką Zygmunta Nowakowskiego, reżyser musi mocno przerzedzić gąszcz tekstu. W przedstawieniu krakowskim "Gałązka rozmarynu" stała się pełną uroku i nastrojowości opowieścią o historycznych wydarzeniach sprzed lat. Całe przedstawienie wyróżnia się specyficzną prostotą i kulturą gry aktorskiej, a także klarownością nieskomplikowanej akcji. W warszawskim teatrze "Rozmaitości" obok tych walorów widz otrzymał dużą dawkę oryginalnego tekstu sztuki - przedstawienie trwa trzy godziny. Nie zważając na mordercze upały, na spektakl walą tłumy.

Dobrym wprowadzeniem do przedstawienia jest program pod redakcją Ewy Kwiecień. Jest on także kapitalnym uzupełnieniem spektaklu. Zawiera świetne teksty pióra Wojciecha Natansona, Grzegorza Sinki, Henryka Wieleckiego, a także felieton samego Zygmunta Nowakowskiego sprzed półwiecza, oraz trochę poezji i dawnych piosenek żołnierskich.

Pozornie spektakl ma charakter czysto rozrywkowy. Jednakże skwapliwe wykupowanie programów przez widzów, ich śpiew na stojąco "Nie rzucim ziemi", a także nucenie innych melodii wraz z aktorami, przypomina o pełnym wrażliwości odbiorze, budzącym żywe uczucia patriotyczne.

Warszawską "Gałązkę rozmarynu" reżyserował Ignacy Gogolewski, który dobrze zróżnicował poszczególne postaci (a w sztuce występuje ich około trzydzieści), m.in. dzięki trafnemu dokonaniu obsady. Wyróżnia się sympatyczna sanitariuszka Obywatelka Sawa, którą gra Grażyna Manteska, ale równie ciekawie w roli Zosi prezentuje się Lucyna Brusikiewicz, Irena Kownas jako dobrotliwa Ciotka budzi sympatię całej widowni. Porywająco grali Juhasa - Jan Parandyk, Ciupagę - Wojciech Pastuszko. Postaci, wprawdzie nie pierwszoplanowe, ale wyróżniające się najsilniejszą indywidualnością dzięki ich odtwórcom, to brawurowy Feldmarszałek - Witolda Sadowego oraz Zugsfuhrer - Wiesława Machowskiego. Wyciszona jest i sylwetka Komendanta, dyskretnie, w półmroku pokazana przez Jerzego Matalowskiego.

Całość niełatwego w realizacji spektaklu dobrze wzbogaca muzyka Waldemara Kazaneckiego, który wykorzystał dawne pieśni i piosenki.

Oglądaliśmy jedno z pierwszych przedstawień "Gałązki rozmarynu" w Teatrze "Rozmaitości", uroczysta premiera tego widowiska odbędzie się wraz z początkiem sezonu teatralnego i wtedy postaram się do niego powrócić.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji