Artykuły

Z sekatorem na Słowackiego

"Zawisza Czarny" w reż. Adama Orzechowskiego w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Katarzyna Wysocka w Gazecie Świętojańskiej.

Ten spektakl podzieli widzów. I bardzo dobrze.

Jakiego Zawiszy Czarnego nam dzisiaj trzeba? Człowieka ze spiżu, w czarnej zbroi, który poległ za miliony? Zawiszy, który rozgrzewał umysły pokoleniu Kolumbów, co niewinnie umierało? Zawiszy, którego słowo stało się symbolem niepodważalnej prawdy i odwagi? Adam Orzechowski zakpił z szablonów mitologii narodowej chodzącej w parze z martyrologią. Tekst Słowackiego pozwolił wydobyć paradoksalne i populistyczne skłonności narodowe do stawiania pomników. Poszukiwacze pietyzmu i politycznej vel narodowej poprawności mogą poczuć się urażeni.

"Zawisza Czarny" Juliusza Słowackiego to niedokończony dramat tego wieszcza, publikowany w różnych wersjach i różnie odczytywany. Akcja utworu rozpoczyna się tuż po bitwie pod Grunwaldem, a kończy śmiercią rycerza z Garbowa. Dużo miejsca poświęcił Słowacki na zilustrowanie uczuć pomiędzy Laurą, córką Starosty Jana Sanockiego i Zawiszy Czarnego. Ile w samym romantycznym tekście prawdy? - nikt nie jest w stanie stwierdzić. Zawisza pozostaje postacią tajemniczą, wokół której narosły legendy, w dużej mierze za sprawą Jana Długosza i żyjącego na przełomie XIV i XV wieku Adama Świnki. Sam Juliusz Słowacki nie rościł sobie prawa do jedynej, słusznej prawdy o bohaterze, a czytając utwór ma się wrażenie, że pokazuje go w różnych cieniach i półcieniach. Czy była to ironia czy odbrązowienie mitu, a może ars poetica - trudno stwierdzić, jednak dzięki otwartemu ujęciu postaci Zawisza Czarny jawi się także jako prosty (nie prostacki) wojownik, niechętny do walki, zmęczony i tracący pewność siebie człowiek, pozbawiony zdolności oratorskich w konfrontacji z ciętym językiem Laury i jej zdolnościami intryganckimi.

Adam Orzechowski burzy naszą patetyczną miłość do nietuzinkowych osobowości. Nie on jeden w teatrze. Adam Hanuszkiewicz Słowackiego przewrotnie potraktował już w 1974 roku, pokazując eksperymentalnie acz uniwersalnie "Balladynę", kpiąc z literackiej tradycji, romantycznych wartości narodowych, mitów i samego siebie. Zarzucano mu populizm i sprzyjanie kulturze masowej. Jednocześnie za jego dyrekcji Teatr Narodowy był strażnikiem klasyki. Orzechowski również nie odżegnuje się od klasycznego repertuaru i podejmuje próbę zilustrowania fragmentu historii, stwierdzając ujmująco, że Polakom spuszczenie powietrza bardziej się przyda niż nadmierne pompowanie. Reżyser zachowuje dystans względem mitu, pokazując walory literackie dzieła, w którym ironia i geniusz Słowackiego przeplatają się nieustannie, co daje możliwość dyskusji z koncepcją narodowej niezłomności. Jerzy Goliński w 1965 roku pozwolił sobie w Teatrze Wybrzeże na patos w inscenizacji "Zawiszy Czarnego". Adam Orzechowski dał pole do rozmów o bohaterstwie, autorytetach i Słowackim, do dyskusji nad adaptacjami tekstów świętych wieszczów naszych.

W nowo otwartej Czarnej Sali im. Stanisława Hebanowskiego dokonano pastiszu dzieła sprzed prawie 170 lat, bawiąc się formą i konwencją. Można mówić prawie o szopkowej wersji tekstu Słowackiego, pokazującej jednocześnie piękno języka i w krzywym zwierciadle dramatyczne skomplikowanie postaci. Manduła, Głupiec i Laura dostali czas, by się zaprezentować scenicznie i zaznaczyć swoje miejsce w życiu Zawiszy Czarnego. W usta tych postaci włożone zostały słowa autora niczym z dramatów Szekspira.

Nie wszystkie partie tekstowe są tak lekkie i kokieteryjne. Niekiedy przytłaczają rozbudowane wypowiedzi, skomplikowane poprzez nagromadzenie archaicznych wyrazów i stylu. Cóż, Słowacki wielkim poetą był.

Wszyscy aktorzy dostali zadanie bawienia się na scenie, wśród i z publicznością. Sporym ułatwieniem jest scenografia - szkolne ławki i niewielka widownia, tworzące wraz z materacową, ruchomą ścianą konkretne zamknięcie, gdzie aktorzy przemieszczają się między widzami, celowo lub nie, tworząc poruszenie (dodatkowo, na ścianach rozmieszczone są duże zdjęcia przeszłych herosów - gdzie punktem odniesienia jest antyczny ideał cielesny ubrany w atrybuty wojska na przestrzeni wieków). Spektakl rozpoczyna się od prób wyciągnięcia miecza niczym Excalibura zastygłego w skale przez kolejne postaci. Gniewoszowi, Mandule i Głupcowi to się nie udaje, ale zanim szlachetny Zawisza podejmie miecz, na chwilę wydobywa go Laura i szybko wciska z powrotem, aby poprawności mitycznej stało się zadość. To początek przewrotnej wizji dramatu. (Bohaterem, na przykład jednodniowym, może współcześnie być każdy. ) Cesarz staje się Głupcem, Zawisza zakłada zielony beret, ogromny szkaplerz i okulary a'la Tom Cruise z filmu "Top Gun", intryga miłosna Laura kontra Zawisza odbywa się na materacu niczym na ringu bokserskim i pokazie mody. Finałowa, doskonała scena polowania na Zawiszę Czarnego i jego obnażenia, a następnie niedokładnego ubrania w złotą zbroję i wystawienia na publiczny widok i poniżenie budzi przykre skojarzenia i odwołania do dzisiejszej pogoni za ikonami stylu i sensacją. Pukiel włosów z głowy Zawiszy Czarnego, fragment jego miecza odłamany podczas bitwy pod Grunwaldem w 1410 roku, grudka ziemi z pól Grunwaldu, na którą spłynęła krew Wielkiego Mistrza, ręka Zawiszy, od której zginął Wielki Mistrz podczas bitwy w 1410 roku to prześmiewcza i obrazoburcza "gablotyzacja" mitu.

Robert Ninkiewicz jako Zawisza Czarny zagrał brawurowo, także dlatego, że biegał po stołach i między widzami. Pokazał umiejętności zarówno komediowe, jak dramatyczne, komponując się idealnie z założeniami pastiszu. Dorota Androsz jako Manduła przykuła uwagę break dansem, Głupiec, czyli Zbigniew Olszewski ciekawie pokazał związanego z Zawiszą towarzysza, będącego "lustrem" wątpliwości głównego bohatera. Małgorzata Oracz w roli Laury zagrała najbardziej lekko i płynnie. Kokietowała i "kręciła", wykorzystując kobiece atrybuty i umiejętności.

Niepokojąco drażniący okazał się głos z offu narratora - w tej roli Cezary Rybiński. Zbyt upraszczał i ogołacał przekaz. Pochwalić należy pomysł na ruch w niektórych scenach. Zbiorowe śpiewy chóru złożonego z pięciu aktorów ( nie wspomniany jeszcze Marek Tynda jako Gniewosz) w dynamicznym ujęciu scenicznym, to dobre rozwiązanie na ożywienie spektaklu.

Odkopany przez Adama Orzechowskiego Zawisza Czarny może budzić kontrowersje. Nic tak jednak nie ubogaca treści i formy przedstawienia jak wzmożona dyskusja na ich temat. Reżyser podjął próbę przyswojenia współczesnemu odbiorcy trudnego tekstu Słowackiego ( nie jest to jeszcze awangarda, ale już nie wystawienie "po bożemu"). Co wygra - mitologia narodowa czy artystyczna wizja, czas pokaże.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji