Artykuły

Więcej aktorstwa, panowie!

"Emigranci" w reż. Tomasza Piaseckiego w Teatrze im. Solskiego w Tarnowie. Pisze Beata Stelmach-Kutrzuba w Temi.

Do repertuaru Tarnowskiego Teatru dołączyli w styczniu "Emigranci" w inscenizacji i reżyserii Tomasza Piaseckiego. Sztuka Sławomira Mrożka, powstała w 1974 roku, uchodzi za najwybitniejszy jego utwór obok "Tanga" i od wielu lat cieszy się niesłabnącym powodzeniem w polskich teatrach. Niestety, "Emigranci" w Tarnowie rozczarowują, przede wszystkim poziomem aktorstwa.

"Emigranci" opowiadają o dwóch cudzoziemcach, którzy przebywają w bliżej nieokreślonym mieście zachodniej Europy, gdzie zamieszkują wspólnie obskurną suterenę. Jeden z nich, intelektualista AA, wybrał emigrację z przyczyn politycznych, drugi natomiast, prosty chłoporobotnik XX, opuścił ojczysty kraj wyłącznie z powodów materialnych. Choć różni ich prawie wszystko, żyją w dziwnej symbiozie - XX wykorzystuje AA: objada go, opala, używa jego własności, AA natomiast potrzebuje towarzystwa XX-a, bojąc się samotności, choć swoje uzależnienie od niego tłumaczy chęcią prowadzenia naukowych obserwacji mentalności swoich rodaków na obczyźnie, przy czym do swego współlokatora odnosi się z widoczną wyższością.

Jednak ich wzajemne stosunki, konflikty i antagonizmy są tylko pozornym tematem sztuki, choć niewątpliwie ukazują istniejącą między nimi przepaść intelektualną i mentalną. W rzeczywistości na scenie toczy się dyskurs o wolności. AA zarzuca XX-owi, że jest niewolnikiem pieniędzy, które gromadzi w pocie czoła, żyjąc w uwłaczających warunkach, z dala od rodziny. AA szczyci się tym, że nie służy mamonie, więc czuje się wolny. Czy jednak jest tak w rzeczywistości? Jako uchodźca polityczny ma przecież ograniczony wybór - nie może bezkarnie

powrócić do ojczyzny, gdy tymczasem XX decyzję o takim powrocie może podjąć w każdej chwili bez żadnych obaw. W tej kwestii to on ma wolny wybór. AA jest tego świadomy i tym bardziej wyszydza i tępi "ciułactwo" XX-a, a nawet straszy go polityczną denuncjacją. Wszystko to w konsekwencji doprowadza do dramatycznych napięć i zdarzeń, których jesteśmy świadkami.

W Tarnowskim Teatrze sztuka Mrożka wypada słabo, a ze sceny wieje nudą. Dlaczego? Powodu można poszukać po pierwsze w samym tekście. Problem wolności w aspekcie emigracji politycznej zdezaktualizował się na szczęście dla Polaków wiele lat temu, toteż sztuka nie brzmi już dla nas tak przejmująco jak niegdyś i nie wzbudza takich emocji. Oczywiście, wciąż na świecie istnieją kraje, w których prawa człowieka są łamane, a ludzie zmuszeni są do opuszczania ojczyzny w poszukiwaniu wolności, dla Polaków to jednak już egzotyka. Inaczej dziś wygląda też nasza emigracja zarobkowa. Sytuacja i problemy współczesnych polskich emigrantów są więc inne, stąd niektóre wypowiedzi w dramacie brzmią nieco anachronicznie.

Mimo wszystko wydaje się, że nuda, którą powiało z tarnowskiej sceny podczas styczniowej premiery, ma także, a może przede wszystkim, drugi powód. Jest nim słabe aktorstwo, które zaprezentowali panowie Edward Żentara (AA) i Tomasz Piasecki (XX).

Sztuka pełna jest przecież błyskotliwych dialogów, które obnażają przewrotność i tragizm sytuacji obydwu bohaterów. Zakończenie jest mocne i zaskakujące. Wiele stwierdzeń brzmi uniwersalnie, wszak wolność to idea ponadczasowa, której wartość ceniona jest powszechnie. "Wolność - to rozporządzanie sobą, a tobą zawsze ktoś lub coś rozporządza. Jak nie ludzie, to rzeczy (...). Być niewolnikiem rzeczy to niewola jeszcze doskonalsza niż więzienie. To niewola doprawdy idealna, bo tu nie ma żadnej przemocy z zewnątrz, żadnego przymusu" - mówi AA. I brzmi to przecież prawdziwie. Aktualna jest też tęsknota za ojczyzną, która dotyka ludzi mieszkających za granicą także współcześnie. Toteż z uśmiechem zrozumienia przyglądamy się XX-owi, gdy ten nostalgicznie wspomina nawet rodzime muchy.

Trzeba jednak to wszystko zagrać, z "ikrą" i zaangażowaniem, skupić uwagę widzów, podkreślić słowne niuanse, gdy tymczasem panowie zamiast aktorstwa zaprezentowali głównie nonszalancję wobec tekstu. Gwoli ścisłości: Piasecki był trochę lepszy od Żentary, który zaczął mu dorównywać dopiero w końcowych scenach, co i tak już nie uratowało spektaklu.

W dramacie, w którym nie ma tradycyjnie rozumianej akcji, w którym nic się nie dzieje przez większość czasu poza rozmowami toczonymi przez dwóch palących papierosy mężczyzn, cały ciężar przedstawienia spoczywa na barkach odtwórców ról, a jego sens tkwi w słowie przez nich mówionym. Dlatego w inscenizacji "Emigrantów" Mrożka tak ważne są warsztatowe umiejętności aktorów i staranna reżyseria - jednego i drugiego po prostu w Tarnowskim Teatrze zabrakło. Mogę tylko wyrazić nadzieję, że był to jakiś premierowy niefart i kolejne spektakle sztuki wybitnego dramaturga zmobilizują twórców do większego wysiłku artystycznego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji