Artykuły

Ja też już się nie boję, Otello!

"Już się Ciebie nie boję, Otello!" w reż. Joanny Lewickiej na Scenie Prapremier Invitro w Lublinie. Pisze Andrzej Molik na swoim blogu.

Oszalały z zazdrości Otello nie dusi Desdemony. Ona - Ewelina Stepanczenko - woła błagalnie: - Darek! Pomaga. Dariusz Jeż, Otello, uosobienie obcego, aktor amator pośród zawodowców, gangster o więziennej przeszłości ze stygmatem wyzwoleńca, popada w błogi spokój. Raduje się. Cieszy, że młodziutka Ewelina - w przeciwieństwie do kolegów w aktorskiej profesji, Marcina Zarzecznego - Rodryga, Adama Patera - Kassya (Cassia), Ewy Pająk - Emilii i spiritus movens wszelkich w tej sztuce intryg i poczynań Pawła Pabisiaka - Jago(na) nie odbiera telefonu z propozycją, być może, jak wobec Ewy, reklamy proszku Vizir za 15 (tysięcy?). Otello nie popełnia też zaplanowanego przez mistrza Szekspira samobójstwa. Jeżo ze Stepanczenko porozumiewawczo się do siebie uśmiechają. Ona go najwyraźniej "kocha" (cudzysłów w tej piętrowej konstrukcji jak najbardziej uzasadniony). On - żeby nie było łatwo: kto? Otello? Jeż? Maur? Gangster? Naturszczyk aktor? - również Wszystkie tropy i wątki pokazanej premierowo w sobotę 6 lutego przez prowadzoną ręką Łukasza Witt-Michałowskiego Scenę Prapremier InVitro sztuki Artura Pałygi Już się ciebie nie boję, Otello!, w reżyserii Joanny Lewickiej, w finale się zamykają - zda się - najlepszą z możliwych klamer. W każdym razie - jedną z najinteligentniejszych, a przy tym nie wyprutych z emocji.

Sztuka Pałygi w realizacji Lewickiej, to przede wszystkim - przy całym sztafażu rozsianych gęsto wulgaryzmów i pospolitości dzisiejszego języka - intelektualne wyzwanie. Myślowa galopada w pościgu przez gęstwiny owych wątków, w poszukiwaniu tropów narzuconych przez twórców. Introdukcja, gdy publiczność stoi w pierwszej części Art Studio w Chatce Żaka, gdzie obecnie grają teatry spod znaku Centrum Kultury, może zatwardziałym teatromanom kojarzyć się z Publicznością zwymyślaną Petera Hadke sprzed ponad 40 lat (to było w lepszej z sal Chatki, na którejś Studenckiej Wiośnie Teatralnej). Jest coś na rzeczy. Tam było odwrócenie ról, to aktorzy oceniali publiczność, a nie klasycznie - w druga stronę. Tu Jago, jeszcze "tylko" Pabisiak, prowokuje pytaniem, czy chcemy prawdy. I strzeż się widzu, który sobie nie odpowiesz już na wstępie na to pytanie, bo Twoja recepcja będzie już do końca tego spectaclum zubożona. Aktor podjudza, podważa kompetencje aktora amatora o więziennej przeszłości i stawia go w kontrze do profesjonalistów, takich jak on i zadaje szydercze pytania nawet władzom miejskim, dlaczego podobne typy mają czelność wejść w kompetencje scenicznych krezusów. Niby do chóru za chwile dołącza się Ewa Pająk, jednak ona nie została wyposażona w atrybuty wyrafinowanego manipulatora powodującego tłumami, a za chwilę Otellem. To są już tylko gorzkie żale aktorki źle obsadzanej, odciętej od znaczących monologów, popadającej w kompleksy Chór wszelako, przy udziale kolejnych aktorów, osiąga moc wielogłosu i nie tak ważne staje się, że naznacza go dysonans. Bo za chwilę staje się pierwszy teatralny cud tego wieczoru. Wkracza Jeż-Otello i pod zaczarowaną batutą Joanny Lewickiej wszystko osiąga zupełnie odmienne brzmienie. Wkraczamy - wraz z przemieszczeniem się na krzesła widowni - w inny świat. Ale i on, pod różdżką-słowem: - Światło! - maga rządzącego różnymi porządkami dramatu bazującego na tragedii Szekspira, demonicznego, wbijającego w fotel swą kreacją Pabisiaka-Jago, osacza nas wielowątkowością.

Znacząca jest już długa sekwencja oszalałego tańca wszystkich protagonistów dramatu (słowa najwyższego uznania dla choreografa Tomasza Dajewskiego), na weselu Otella i Desdemony, w mocy którego Jagon rozsiewa jad swych pierwszych intryg. To działa jak katharsis rebours. To, co się zdarza w finałach dramatów, w wielkich kulminacjach, tu stoi u podstaw dalszych czynności aktorów. "Oczyszczeni" tańcem, mogą, mają być już tylko skończenie prawdziwi. Uwiarygodnienie nabiera mocy z każdą sceną. Nie jest zadaniem tego podsumowania opisanie każdej z kolejnych sekwencji, budujących owe piętra znaczeń, sens i przesłanie Już się ciebie To niekiedy drobiazgi: "Nawet jeśli aktor udaje, że nie udaje, nie dajcie się zwieść". Cudowne "pisanie listu" Ewy-Emilii do niekochającego jej męża. Nieomal satanistyczne statystyki Pabisiaka (kolejne: "- Światło!" i kolejna wycieczka do tu i teraz) z danymi o nietolerancji naszego narodu wobec więźniów. Gra w kulki, wśród którch czerwona to ta gorsza, a niebieskiej w ogóle nie widzimy. Bezsilna rozpacz Otella po retorycznym pytaniu kierowanym do Jagona o Desdemonie i Kasju: "Ty myślisz, że kobieta i mężczyzna nie mogą być przyjaciółmi?". Kąśliwe uwagi Pabisiaka o ułomności naszego systemu penitencjarnego i resocjalizacji więźniów, a za chwilę Bezgraniczność furii byłego więźnia Jeża-Otella i wyładowanie jego emocji - gwałt na rurach tłuczonych o ziemię gdzieś na końcu sceny. Parodia (wątek się zmienia, ucieka, zaraz wróci inny) kreacji Jeża przez profesjonalistę Pabisiaka. Sekwencja demonów prześladujących Maura, ewokowana w postaci mechanicznego tańca lalek wydobytych z wyeksploatowanej rekwizytorni starego teatru (Bal manekinów Brunona Jasieńskiego, Kantor w Cricot 2, etc), a zadziwiająco świeża przez jakieś prestigitatorskie połączenie Grupy Laokoona z ekstazą seksu zbiorowego, wyimaginowanego przez chorą zazdrością wyobraźnie Otella. Wreszcie jakże znacząca uwaga Rodryga kierowana niby do aktorów, ale - hic et nunc - do widowni, do nas: "To jest teatr, tu jest niebezpiecznie!".

Spółka Pałyga- Lewicka brzmią bez fałszu, ożywczo i z wdziękiem. Przy tym jest mistrzynią w budowaniu nastroju, działającego - w wielu kalejdoskopowo zmieniających się epizodach - paraliżująco. Dokonała też Lewicka sztuki nie lada. Po roli Dariusza Jeża w Ostatnim takim ojcu, a szczególnie po biograficznym Złym, wisiała w powietrzu groźba, że aktor-amator nie udźwignie kolejnego scenicznego wyzwania. Tym bardziej, że gra karkołomnie zapętlony: musi jako aktor o scenicznym, wcale nie wątłym doświadczeniu, znowu "udawać" amatora i przekroczyć kolejny próg owego doświadczenia. Sam się tego - życząc Jeżowi z całego serca sukcesu - bałem. Zdziałał tyle, że mogę na koniec powrócić do zawartej w tytule konstatacji: - Ja też już się - o Ciebie! - nie boję, Otello!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji