Myślę obrazami
Sporadyczność moich wypowiedzi słownych jest wprost proporcjonalna do ilości słów używanych w moich spektaklach. Zdaję sobie sprawę, iż relacja ta ma wspólny korzeń; sądzę, że nie tylko biograficzny, ale i rzeczowy, obiektywny. W trzecim zrobionym przez mnie w Scenie Plastycznej przedstawieniu ("Wieczerza", 1972) słowo znika. Dojrzewałem do milczenia, tak jak inni dochodzą do elokwencji. Mój sarkastyczny stosunek wobec słów mówionych lub pisanych obejmuje siłą rzeczy również ten tekst. Być może jestem najmniej kompetentny, aby mówić o swojej sztuce. To, co mam do powiedzenia o spektaklu, najlepiej wyraża tytuł. Resztę trzeba zobaczyć i przeżyć.
Nie wystarczy zatem powiedzieć, że zwróciłem się ku milczeniu, gdyż przytłoczył mnie ponury i nieprawdziwy patos słów w czasach mego dzieciństwa oraz przeraził bełkot i równa tamtej nieprawdziwość słów w czasach następnych, choć niewątpliwie stanowią część tego, co mnie determinuje. Myślę jednak, że najważniejszym motywem moich kolejnych "redukcji"(słowo, aktor, konkret) w spektaklach jest silne przekonanie, że istnieją właściwe środki wyrazu sztuki odkrywające ich prawdę.
Jedna z teorii sztuki mówi, że bohaterowie opery chcąc odddać adekwatnie treści, które uosabiają, nie mogą wypowiadać słów, lecz muszą śpiewać. Podobnie rzeczywistość, której dotyczą przedstawienia Sceny Plastycznej, ujawnia się w istocie w swoistej dla siebie przestrzeni, budowanej ze światła, rytmu i nastroju. Jest to rzeczywistość najgłębiej ludzka. Na jej treść składają się namiętności i stany egzystencjalne, których człowiek nie zawsze jest świadom i z którymi jego rozum nie zawsze daje sobie radę. Miłość, wiara, świętość, przerażenie, poczucie skończoności, śmierć - oto co zaludnia przestrzeń tych spektakli; i w zasadzie cały czas - od początku w 1969 roku do najnowszego spektaklu "Brzeg" z 1983 roku - robię jedno przedstawienie.
Powodem redukcji aktora, a potem konkretnego przedmiotu w przedstawieniach Sceny nie jest dążenie do wyeliminowania człowieka. Towarzyszy mi raczej obsesja Gordona Craiga, który dużą część swego wysiłku twórczego i teoretycznego poświęcił na pozbawienie bohatera (aktora) balastu cielesności, która przytłacza dramat bogactwem konkretu i odbiera treści ogólność, tak niezbędną przecież w teatrze. Otello w swojej zbrodniczej zazdrości nie ucieleśnia patologicznej jednostki, lecz właśnie odcieleśniając ją pokazuje, iż jest to wymiar realnej miłości własnej każdego z nas. W powszechności uczuć, pragnień i zagrożeń, których gra toczy się bez słów,, niejako na przecięciu kształtu, barwy, ruchu i muzyki, widzę w swoich spektaklach to, co niektórzy z teoretyków nazywają dramatem egzystencji człowieka.
Widzę ponadto ich jedność (powtórzę: cały czas robię jedno przedstawienie). Jedność tę stanowi ton przenikający wszystkie uczucia, których grę, walkę i współdziałanie przedstawiają moje spektakle. Jest to dążenie do Absolutu lub ślady Transcendencji w świecie człowieka.
W aspekcie tej jedności należy Scena Plastyczna do tradycji Teatru Akademickiego Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, który to teatr był od początku (1952 r.) teatrem metafizycznym i religijnym.
Owo pragnienie absolutności przebija przez różne formy i postacie życia ludzkiego. Wydaje mi się, że tak jak dojrzewa człowiek w swych najgłębszych sferach przeżywania, tak też dojrzewa mój teatr. Po kilku spektaklach, w których prostota obrazowania opierała się na wielkich symbolach religijnych i kulturowych (myślę o "Ecce homo" z 1970 r., "Narodzeniach" z 1971 r. i "Wieczerzy" z 1972 r.), "Włókna", wystawione w 1973 r., zapowiadały nowy sposób ukazywania tej problematyki. Przełomem dla mnie - podobnie jak dla wielu krytyków - był "Ikar" z 1974 r. Postanowiłem ukazać w tym spektaklu różne formy dźwigania z upadku, budowania osobowości, osiągania stanu pychy i kolejnego upadku człowieka. Chciałem fazy te pokazać różnorako: począwszy od dosłowności obrazu (biegający człowiek), aż po ogólność kształtów. Kolejne próby owego tematu, który można chyba nazwać głównym w spektaklach Sceny Plastycznej, podjęte zostały w "Piętnie" z 1975 r. (próba śmierci w symbolice bergmanowskiej), "Zielniku" z 1976 r. (próba erotyzmu: plastykę wyznaczały figury "zasuszonych ludzi" Aliny Szapocznikow skon trastowane z nagością ciała kobiety), "Wilgoci" z 1978 r. (próba biologii przenikającej świat człowieka; woda stanowiła tu także nowy środek wyrazu), wreszcie w "Wędrownem" z 1980 (próba życia mimo śmierci lub po śmierci, wyznaczona plastycznie przez grę świateł z mrokiem, jasności z ciemnością). Oczekuję, że problematyka mistyczna, którą podejmuję w ostatnim spektaklu "Brzeg", będzie kolejnym dopełnieniem tego łańcucha obrazów.
Powyższa werbalna interpretacja nie jest z pewnością jedyna i ostateczna. Budzi też moje duże opory i wątpliwości i gdyby nie pomoc teoretyczna naukowców KUL-u, będących również widzami, a zwłaszcza dra Wojciecha Chudego, nie odważyłbym się na jej wyartykułowanie.
Albowiem zasadniczą materią zdarzeń przedstawianych na Scenie Plastycznej jest - jak mi się wydaje - to, co przedsłowne. Można to odczuć, uchwycić intuicyjnie, przeczuć i przeżyć; w opisie wszystko zatraca swą istotną wartość. Idea spektakli pojawia się w sferze przedwerbalnej, tak samo przebiegać musi ich odbiór. Myślę obrazami. Pomysłu do "Wędrownego" dostarczyło mi niezwykle mocne przeżycie, jakiego doznałem zwiedzając podziemia klasztoru, gdzie umieszczone były krypty zakonników. Na zewnątrz panowało jaskrawe słońce i gwar południa, w podziemiach mrok i cisza. Nagle w ciemności, pomiędzy kryptami coś się poruszyło, przecięło gwałtownie kontury. Ptak? kot?... życie!... Ten kontrast został w spektaklu.
Podobnie jest z odbiorem moich przedstawień. Spektaklom Sceny Plastycznej zarzuca się często hermetyczność i trudność recepcji. Widz dzisiejszy wychowany jest w kulturze werbalnej, wyjście poza znaczenia językowe jest często dla niego trudnością nie do pokonania. Jednak, aby dotrzeć do rzeczywistości człowieka, trzeba zrezygnować z wysiłku werbalizacji i poddać się rytmowi i grze zdarzeń dziejących się przed nami. Odnaleźć ten rytm i grę w sobie - to początek myślenia obrazami.