Artykuły

Nasz piękny świat

O "Shoot/ Get Treasure/ Repeat" - Wielka pieśń o wojnie i miłości Marka Ravenhilla w reż. Jana Klaty w Schauspielhaus w Düsseldorfie pisze Christiane Enkeler w Nachtkritik

"Wolność" i "Demokracja" - po przeczytaniu całego tekstu Marka Ravenhilla "Shoot. Get Treasure. Repeat." - pojęcia te są zużyte w tak wysokim stopniu, iż powstaje wrażenie, jakby czytało się już tylko puste frazesy. Tematem 16 scen i epilogu, na 184 stronach tekstu są terroryzm, wojna, zamachy, dobro i zło, cywilizacja i barbarzyństwo, bezpieczeństwo; chodzi o to, w jaki sposób toczy się publiczna debata na temat tych pojęć, jak określają one autoobrazy jak i obrazy tego, co obce, jak dezorientacja i strach wdzierają się w sferę prywatną wywierając na nią wpływ i jak znów kierują swe oddziaływanie na zewnątrz, a "prawie każdy z tych fragmentów nazwany jest według jednego z funkcjonujących eposów", pisze Ravenhill w przedmowie. Chce opowiedzieć to, co wielkie, za pomocą tego, co małe i odwrotnie. Do dyspozycji oddaje materiał.

Odpryski rzeczywistości

Matka otrzymuje wiadomość, że jej syn poległ na wojnie. Para chce się zaszyć w "gated community", żeby chronić syna przed zagrożeniami codzienności, kobieta jest torturowana podczas przesłuchania, pewien chór opłakuje zamach bombowy. Pierwotnie, 17 scen było publikowanych jako codzienna seria w dzienniku The Guardian pod tytułem "Ravenhill for Breakfast" ("Ravenhill na śniadanie"), a dramolety po kolei wystawiano na Festiwalu Edynburskim 2007. Przeczytanie tej potężnej całości naraz, naprawdę pozwala przełamać opór; w dalszym ciągu manuskryptu zatraca się impet pierwszej sceny "Trojanek", a gorycz gubi się w nadmiarze i wystawianiu na pokaz, które również należą tu do środków stylistycznych. U Ravenhilla postaci mówią w chórze i pojedynczo, włączają w grę publiczność lub grają małe sceny jakby z czwartą ścianą. Zręcznym środkiem stylistycznym jest powtórzenie: zapętlone przemówienie o wolności.

Drgawki przy Monteverdim

W inscenizacji polskiego reżysera Jana Klaty element ten jest najbardziej widoczny w pozbawionych słów interludiach. W düsseldorfskim Schauspielhaus Justyna Łagowska zaprojektowała scenografię zapewniającą zespołowi ramę: białą halę lotniska. Poszczególne sceny rozwijają się z sytuacji oczekiwania, z akompaniamentem zespołu "Neue Düsseldorfer Hofmusik", który gra Monteverdiego i tym samym towarzyszy tekstowi dramatycznie i aktorsko: Kobieta się denerwuje, muzyka drga wraz z nią. Z kolei do muzyki elektronicznej drgają postaci: Chwiejnie pochylają się do przodu, wyginają w biodrach, uginają nogi w kolanach niczym zombi, potrząsają mechanicznie głowami i kiwają nimi potakująco. Potem znów siedzą na ławkach i w rytmie powtarzają te same gesty: Kobieta poprawia sobie sukienkę i włosy, i wciąż musi sprawdzać, czy nie czuć od niej potem, inni maniakalnie się drapią, następnie wszyscy jednocześnie zrywają się z miejsc i oglądają się za siebie, zaglądają pod ławki (choreografia: Maćko Prusak).

Z dziewięciu wybranych scen, zespól wydobywa na początku przede wszystkim mnóstwo humoru - ale w ten sposób można utrzymać postaci daleko od siebie. W otwartej hali lotniska potrzeba dużo czasu, żeby zrodziła się intymność; oczekujący reagują na sprzeczkę małżeńską lub obściskiwania homoseksualnej pary. Chór mówi często do monitorujących kamer, po skosie w górę, z masy wyłaniają się zatem poszczególne twarze. Mówiący odwracają się do nas plecami, unika się konfrontacji. Prawie nie ma bezpośrednich zwrotów do publiczności, poza ostatnią sceną - "Narodziny narodu" - nieśmiało stwarzającej poczucie kumplostwa, kiedy o zespól przysuwa się coraz bliżej rampy a co za tym idzie w kierunku widzów. Grają "grupę propagatorów sztuki", która chce leczyć "Trzeci Świat" za pomocą sztuki (a przy okazji mówi o upadku górnictwa i utopii miasta kultury - podczas gdy w tym samym czasie w Essen otwiera się stolicę kulturalną).

Realizm magiczny

U Ravenhilla często nachodzą na siebie codzienność i stan wyjątkowy. Scena tortur, nie pokazana w Düsseldorfie, rozgrywa się w normalnym domu mieszkalnym. Ravenhill nazywa takie zbliżenie różnych życiowych światów "realizmem magicznym ".

Tekst jest trudnym i mimo objawów zmęczenia (albo może właśnie dlatego?) fascynującym balansowaniem na krawędzi, o którym jeszcze nie da się wszystkiego powiedzieć, nie tylko dlatego, iż nie pokazano wszystkich scen.

Jak sceny te mogłyby zafunkcjonować w innej ramie? Czy w ogóle jej potrzebują? Jak te stylistycznie całkowicie odmienne sceny wyglądałyby, gdyby zagrać je w sposób jednorodny? A więc inaczej niż Klata, który również w obrębie pojedynczych scen miesza realistyczne i groteskowe konwencje. Bardzo wyraźnie w scenie "Matka", w której dwaj żołnierze informują matkę o śmierci jej syna: wejście żołnierzy krokiem defiladowym, szalone wygłupy matki wypierającej prawdę a potem jej samotność - to wzrusza. Zresztą prawie wszystkie małe sceny są dobrze zagrane.

Tekst ten jest prawdziwym wyzwaniem dla, miejmy nadzieję, jeszcze wielu teatrów.

Przekład z języka niemieckiego: Iwona Nowacka

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji