Artykuły

Sny i gry z pustką

Witkacy jest ostatnio nieco zapomniany. Dziwny to stan dla dramaturga, który najpierw był zapoznany, potem triumfalnie odkryty, grany często i chętnie

Współtworzył kamienie milowe powojennego teatru, chwaliliśmy się nim - a teraz mało kto z ciekawszych reżyserów się nim interesuje. Wyreżyserowany pięć lat temu przez Grzegorza Jarzynę "Bzik tropikalny", choć znakomicie przyjęty, pozostał osamotnionym ekscesem. Bania z Witkacym nie rozbiła się ponownie nad Polską.

Jerzy Jarocki od wielu lat zafascynowany jest Witkacym. Jest reżyserem "Szewców" i dwóch wersji "Matki", autorem scenariusza i reżyserem opartego na tekstach i życiu Witkacego "Grzebania". A od mniej więcej 30 lat Jarocki chciał zrealizować inną wersję "Szewców". W różnych teatrach z różnych przyczyn mu się to nie udawało. Powstawały inne przedstawienia, ale z "Szewcami" jakoś nie wychodziło. W ubiegłym roku wydawało się, że do skutku dojdzie premiera w Teatrze Narodowym, ale próby zostały przerwane. Wreszcie 12 i 13 stycznia zobaczyliśmy nowych "Szewców" w szkole teatralnej. Szkolne przedstawienia Jarocki zwykle powtarza w teatrach zawodowych. Tak ma być i tym razem - w planach jest spektakl w Starym Teatrze.

"Szewcy" są spektaklem pięknym.

Ascetyczna (jak zawsze) scenografia Jerzego Juka-Kowarskiego zapiera dech w piersiach. Wielka czarna przestrzeń, podłoga z poczerniałych desek, opadające według potrzeby kurtynki przedzielające scenę (raz czarna, innym razem z graficznym szkicem wieżowców); minimalizm i funkcjonalizm. Czerń, błyski ostrej czerwieni i bieli - to stwarza wrażenie pochłaniającej wszystko pustki. Kowarski jak mało kto potrafi tak oszczędnie a wyraziście zagospodarować scenę. To znakomita przestrzeń dla Jarockiego. Reżysera, którego precyzja, graficzność, minimalizm i bezwzględność (w traktowaniu tekstu, ruchu, emocji, aktora wreszcie) jest znakiem firmowym. Tutaj potraktował bezwzględnie przede wszystkim Witkacego, tnąc i przestawiając tekst. "Szewcy" rozpoczynają się od trzeciego aktu. Sajetan i dwaj czeladnicy siedzą na podwyższeniu. Garnitury, białe koszule i czerwone krawaty. Nad nimi portret wymyślnego buta z cholewą. Szewcy zwyciężyli. Ale podwyższenie otoczone jest muzealnymi słupkami z czerwonymi sznurami. Zwycięzcy zostali oddani do muzeum. Spsiały prokurator Scurvy, obleczony czarnym futrem, przykuty łańcuchem, łazi na czworakach. Pierwsze słowa spektaklu to "Wytrzymać istnienie bez obłędu, rozumiejąc choć trochę jego esencję, bez zatumanienia się religią czy społecznikostwem, to nadludzkie już niemal zadanie".

Jednak nie da się. Każda z postaci "Szewców" rozwija własne sposoby "zatumanienia się", każda z osobna ma - mniej lub bardziej świadomą - koncepcję władzy. Społecznej czy duchowej. No i koncepcję osiągnięcia absolutu, czyli zrozumienia esencji istnienia. W pustce, w której bytują bohaterowie, pojawiają się też -jak diabły z pudełka-echa zbanalizowanych do cna, przerobionych przez literaturę mitów - chłopi z Wyspiańskiego, Gnębon w szlacheckim kontuszu. Pojawiają się też -jako sen czy marzenie tak silne, że stają się rzeczywistością - wspomnienia. Praca w szewskim warsztacie, brak pracy w więzieniu - czyli akt I i II dramatu. I praca, i jej brak mają wymiar ostateczny, metafizyczny i rytualny. Zapamiętanie się szewców w pracy objawia się muzycznym wręcz rytmem postukiwań i piłowania. Akt I spektaklu kończy się absolutnym uszewczeniem - rytmowi poddają się Dziarscy Chłopcy, słudzy zewnętrznego porządku (bo poza światem sceny istnieje inna, tajemnicza, choć prozaiczna władza). Wieloosobowy balet, muzyka złożona z rytmów wybijanych w zapamiętaniu szewskimi narzędziami i wojskowymi buciorami tworzy (chwilowy) absolut, jedność w wielości: but-absolut. Apoteoza buta w czerwonym świetle kończy część pierwszą.

Część druga jednak dowodzi, że była to pomyłka. Absolut nie został osiągnięty. Pustka jest jeszcze bardziej dotkliwa. Nic na nią nie pomaga - ani skuteczny, skoro Sajetan siedzi żywy ze złotą siekierą w czaszce), ani wstąpienie księżnej Iriny na piedestał jako uosobienia "suprapanbabojarchatu", ani pojawienie się Hiperrobociarza. Władzę i tak mają (i mieli) dwaj pragmatyczni panowie z walizeczkami, którzy pojawiają się w finale.

Jarocki pociął i poprzestawiał "Szewców", zredukował gadulstwo bohaterów i autora, poobcinał wątpliwe, a mało czytelne dowcipy.

Skonstruował dramat od nowa - i jest to zabieg niezwykle ciekawy. Jednak spektakl sprawia wrażenie szkicu, precyzyjnego myślowo i formalnie, ale jednak szkicu. W najlepszych spektaklach Jarockiego chłód, precyzja i bezwzględność fascynowały, odkrywały i obnażały bohaterów, odkrywały też nieoczekiwane możliwości tekstu. W tym przedstawieniu brakuje równowagi: więcej można odczytać z następstwa obrazów, przestrzeni, ustawienia postaci, logiki tekstu niż z gry aktorskiej. Młodzi aktorzy są zdyscyplinowani, widać, że włożyli w spektakl dużo pracy, ale nie udaje się im unieść całości. Postaciom zabrakło indywidualności, tekst Witkacego je przytłacza, a nie staje się ich własnym.

Czy tymi "Szewcami" zmartwychwstanie Witkacy jako ważny dla nas autor? Spektakl nie porusza emocjonalnie, raczej skłania do podziwu. A skoro mamy, jak chciał reżyser, "harce pamięci szewców nałożyć na siatkę wspomnień nas widzów" - potrzeba więcej niż podziw.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji