Szara jaskrawość
"Z twarzą przy ścianie" w reż. Moniki Strzępki w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Recenzja Jacka Sieradzkiego w Przekroju.
Debiutantka Anna Bednarska namalowała obrazek z życia dwóch par wspólnie wynajmujących mieszkanie. Sportretowała czwórkę młodych ludzi z kompletnie pomerdanym - pod powłoką normalności - życiem emocjonalnym. Nieposkładanych ani jako duety, ani indywidualności (jedna musi się co pewien czas przedzierzgnąć w kurewkę, żeby coś w życiu wyrównać, druga miewa urojone ciąże; jeden reaguje tępą agresją, drugi - bezradnością). Skromną tę migawkę, psychologicznie przekonującą, acz pozbawioną syntetycznych ambicji, wzięła młoda reżyserka i postanowiła zliftingować. Umieściła spektakl w klubie na uczelnianym osiedlu; długo przed przedstawieniem i po nim rockową muzyką huczał cały akademik.
W plastikowym, oślepiająco białym wnętrzu bohaterom przydano plakatowe atrybuty: jaskrawy makijaż, identyfikujące znaki (nocne ciągoty pierwszej bohaterki rozpoznać dało się na kilometr); każde zdanie zilustrowano modną piosenką. Aktorzy zagrali z taką ekspresją, jakby nie na paru metrach występowali, lecz na stadionie. Ich "pałer" był może atrakcyjny dla młodej widowni (starsi zatykali uszy), aliści delikatny obrazek wysadzony scenicznym dynamitem rozsypał się w stertę banałów. Czy jednak, gdyby nawet sytuację rysować z pastelową subtelnością, w ogóle zaciekawiłby widzów? I czy teatr (też dramat), który swe zadanie ogranicza do portretu kawałka świata bez jasnego określenia, w jakim celu go maluje, nie jest jakoś ułomny? Wszystko jedno jakie dobierając farby?