Artykuły

Czereśnie w "Ognisku"

Upał. Żar. Z bezchmurnego nieba leją się potoki gorących, rozpalonych promieni słonecznych. Ludzie chodzą jak muchy, szukają czegoś do zwilżenia ust. Mają ochotę na coś odświeżającego, soczystego. Mają apetyt na... czereśnie.

Można się nimi nasycić w sali teatralnej "Ogniska Polskiego" w Londynie, gdzie przy otwartych na przestrzał drzwiach wcale nie jest zbyt gorąco. Można tam zaspokoić pragnienie pełnymi smaku, spływającymi niefałszowaną słodyczą - czereśniami.

"Apetyt na czereśnie" to uroczy, lekki i musujący "mini-musical" Agnieszki Osieckiej. Wielu widzów pamięta na pewno tę komedię z prześlicznego przedstawienia sprzed blisko sześciu lat. Komedia ta jest tak urocza i tak zajmująca, że z przyjemnością ogląda się ją jeszcze raz, tym bardziej, że nie jest dokładnym powtórzeniem poprzedniego przedstawienia.

Agnieszka Osiecka jest utalentowaną i popularną autorką wielu skeczy i piosenek. Wyrosła w znakomitym (szczególnie za pierwszych jego lat) teatrzyku studenckim STS, którego była jedną z założycielek. Rozkwit tego teatrzyku przypadł na okres "odwilży" i Osiecka z jego tradycji wyniosła ostrość spojrzenia satyrycznego, umiejętność chwytania atmosfery obyczajowej, a wszystko to opromienia dobrym smakiem i niemałą dozą poezji. Osiecka napisała kilka pełnospektaklowych sztuk. Wszelkie rekordy powodzenia pobił jej wieloosobowy spektakl "Niech no tylko zakwitną jabłonie". Wydaje mi się jednak, że najwięcej wdzięku i jakiejś podskórnej zadumy ma "Apetyt na czereśnie".

Jest to dwuosobowa (plus pianista) komedia, której akcja przeplatana jest ślicznymi piosenkami. Jest to jakby żart autorki, którym trzyma widza w napięciu aż do nieoczekiwanego, zaskakującego końca. Na tle znanych i nieznanych piosenek - przeważnie ze słowami Osieckiej - rozgrywa się akcja, interesująca, niebanalna, finezyjna, chwilami poważna. Melancholia miesza się z uśmiechem - jak w życiu.

W wagonie kolejowym spotykają się przypadkowo Kobieta i Mężczyzna. Jak to czasem bywa podczas długiej podróży z kimś kogo się więcej w życiu nie spotka - opowiadają sobie swoje życie. Nie opowiadają - odgrywają je. Oboje są właśnie po rozwodzie i zwierzają się sobie jak do tego doszło i w ogóle jak to było z tym małżeństwem. W dziesiątkach migawkowych scen odgrywają kolejno poszczególne etapy swoich przeżyć i w ułamku sekundy wcielają się w coraz to inne postacie. Przebieg ich przeżyć zarysowany jest z dużym wyczuciem psychologicznym. Chociaż realia sztuki charakterystyczne są dla Polski - takie perypetie małżeńskie rozgrywają się wszędzie.

Obecne przedstawienie w "Ognisku Polskim" w Londynie zarówno pod względem reżyserskim jak i inscenizacyjnym jest prawie że powtórzeniem przedstawienia z roku 1969. W swoim czasie reżyser przedstawienia Leopold Kielanowski z tej miłej komedyjki zrobił śliczną, lekką, lśniącą wieloma kolorami bańkę. Ten blask pozostał i w obecnym przedstawieniu. Scena przedstawia wagon kolejowy, jak to wtedy zaprojektował Jan Smosarski. Reszta dekoracji to parę krzesełek, które przestawia się w razie potrzeby w różne części sceny.

Obsada natomiast jest częściowo zmieniona. Mężczyznę gra, tak jak wtedy, Witold Schejbal. Wydaje mi się, że gra dużo lepiej. Vis comica tego aktora rozwinęła się w ciągu ostatnich lat wydatnie. Jest on niekłamanie zabawny i bardzo różny - i jako pijany "prawdziwy mężczyzna" i jako aksamitny K.O. (referent kulturalno-oświatowy) polskich "wczasów", i jako samochodowy "podrywacz". Był poważny i zatroskany jako oddany pracy inżynier i jako nieustępliwy mąż nudzącej się żony. Parlandował przy tym przyjemnie, a to jedna z najtrudniejszych rzeczy w piosenkarstwie.

Gościem na naszej scenie i Kobietą jest Lena Harrison, aktorka z Polski (świetna Diana w "Powrocie Mamy" Jasnorzewskiej-Pawlikowskiej). W tym przedstawieniu miała jeszcze więcej okazji do wykazania swego talentu. W ciągu kilku sekund, operując najbardziej błahymi akcesoriami, jak inne zarzucenie szalika czy zmianą kapelusza, stwarzała nową postać. Była prostą dziewczyną, przodownicą pracy, kochającą żoną, zdradzającą mężatką, wulgarną "szansonistką". Jej gra jest pełna prostoty i bardzo naturalna - przez wszystko przebija jej zmysł komedii i w tych akcentach była najlepsza. Jako pieśniarka w szmatławej knajpie uzdrowiska jest bezkonkurencyjna. Śpiewa nastrojowo i zmysłowo prześliczne piosenki z poprzedniej inscenizacji, dodając do repertuaru kilka swoich ulubionych (piosenki Okudżawy, Ewy Demarczyk, Wertyńskiego). Jest zupełnie inna od grającej przed laty poetyckiej, nerwowej, czułej jak sejsmograf Krystyny Dygat. Obie potrafiły pokazać w lapidarnym skrócie całą gamę typów kobiecych.

Trzecią postacią tego "mini-musicalu" jest pianistka. Muzyka odgrywa ważną rolę w tym spektaklu. Aleksandra Kłaczyńska dała przedstawieniu ujmującą oprawę, a choć nie włączała się tak w przedstawienie, jak przed laty Andrzej Marek (grała prawie bez prób), ślicznie wyglądała i bardzo ładnie jadła czereśnie.

Kiedyś powiedział Leopold Kielanowski: "Trzeba czasem odetchnąć po wielkich problemach narodowych czy społecznych i schwytać na wędkę jakąś złotą rybkę tylko dlatego, że jest piękna, chociaż niepotrzebna, a przez to tak bardzo konieczna!"

Rybka jest śliczna, czereśnie smakowite i londyńska publiczność, która nie wyjechała jeszcze na wakacje, ma okazję uradować i smak i oczy i spędzić dwie godziny w czarownym towarzystwie.

Gdyby mi kazano czterema słowami określić tę komedyjkę, powiedziałabym: wdzięk, poezja, dowcip, oryginalność.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji