Artykuły

Nie-lekkomyślna Glińska

"Lekkomyślna siostra" w reż. Agnieszki Glińskiej w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Maria Paska w Teatrakcjach.

Po kilkumiesięcznej przerwie wraca na warszawskie salony Agnieszka Glińska. Sensacja to niesłychana, ponieważ artystka tworzy po obu stronach rampy!

Wielbicieli reżyserki czeka nie lada niespodzianka - Glińska wcieliła się bowiem w tytułową rolę.

Lekkomyślna siostra Włodzimierza Perzyńskiego to opowieść o Marii, kobiecie, która zostawiła niekochanego męża z synkiem i wyjechała do Wiednia Po czterech latach wraca i pragnie pojednać się z bliskimi. Rzecz jasna, nie spotyka się to z aprobatą rodziny. Jest początek XX wieku, więc za to, co zrobiła Maria, najchętniej by ją ukamienowano. Tym bardziej, że zamierza przynieść jeszcze więcej ujmy, mieszkając na własną rękę, o zgrozo, bez męża! Stosunki rodzinne ulegają gwałtownej zmianie, gdy okazuje się, że Maria jest dziedziczką ogromnej fortuny swego właśnie zmarłego kochanka.

Perzyński jest określany jako mistrz polskiego naturalizmu i w takim klimacie utrzymany jest spektakl Glińskiej (aczkolwiek początek wieku przeniosła w lata 30-te). Nie każdemu podoba się taki rodzaj teatru - w gruncie rzeczy "nieteatralny", pozbawiony magii i złudzeń, sprawiający, że czujemy się trochę jak podglądacze. Jednak zarówno wielbiciele, jak i przeciwnicy naturalistycznych przedstawień muszą przyznać, że Glińska osiągnęła prawdziwe mistrzostwo w tej formie.

Akcja toczy się w pięknym mieszkaniu urządzonym w duchu stylowego art déco (chapeau bas dla scenograf Agnieszki Zawodowskiej), spektakl ma tempo, wszyscy aktorzy są bardzo "autentyczni", jak na naturalizm przystało; słowem, miło się na to patrzy, słucha z przyjemnością i napięciem, a 1,5 godziny mija niepostrzeżenie. Jednak Glińska nie byłaby sobą, gdyby stworzyła wyłącznie zgrabną scenkę rodzajową. Reżyserka wyciągnęła na światło dzienne zabytek polskiej dramaturgii po to, żeby zwrócić uwagę na ciągle palące problemy: miejsce kobiety w społeczeństwie oraz wszechpanującą hipokryzję.

Osią sztuki jest kontrast między Marią a jej bratową Heleną. Pierwsza, to "ta zła", ponieważ porzuciła konwenanse oraz niekochanego męża z dzieckiem. Druga, to "ta dobra" - oficjalnie żyje pod dyktando społecznych oczekiwań, natomiast po kryjomu utrzymuje kochanka-darmozjada. To właśnie Helena najsilniej krytykuje Marię, gdyż w gruncie rzeczy zazdrości jej, że była w stanie zignorować zasady, które uprzykrzały jej szczęście. Ona sama tego nie potrafi, zaś Maria jest zdecydowana wieść życie zgodne z jej emocjami, narażając się tym samym na społeczny ostracyzm. Współcześnie kobiety nie różnią się wiele od Heleny i Marii: jedne niczym don Kichot walczą ze społeczną niesprawiedliwością, drugie z tchórzostwa głośno potępiają swoje "siostry", choć w duchu zgadzają się z nimi. Dobrze, że premiera "Lekkomyślnej..." miała miejsce właśnie w połowie lutego - blisko wtedy do marca i Dnia Kobiet, świętowanego "tradycyjnie" z goździkiem dla każdej damy bądź alternatywnie na feministycznej manifie. Przedstawienie powinno skłonić do refleksji zarówno feministki jak i konserwatywne gospodynie domowe.

W prawdziwym życiu są i Marie, i jej bratowe, ale w sztuce, to Helena, z jej rozterkami i zawiścią jest główną bohaterką sztuki. Ta wielka kreacja jest zasługą szalenie utalentowanej Ewy Bułhak-Rewak (niestety, rzadko spotykanej na warszawskich scenach w pełnowymiarowej roli). Aktorka pokazuje cały diapazon emocji, jest bardzo wyrazista, komiczna i tragiczna zarazem.

Pozostali aktorzy stworzyli wyjątkowy obraz hipokryzji i interesowności. Najciekawszy jest Krzysztof Stelmaszyk, brat lekkomyślnej siostry, który, jak na szacownego ojca rodziny potępia Marię z całą stanowczością, by, po wiadomości o jej spadku, równie gorliwie jej wybaczyć. Patrycja Soliman jako świętoszkowata kuzynka Ada jest przezabawna w scenie, gdy usiłuje zwrócić na siebie uwagę kochanka Heleny, Olszewskiego. Równie wiele śmiechu wzbudza Piotr Grabowski tłumacząc Helenie, że jest lepsza od Marii, ponieważ zdradza męża "z powodu miłości". Wobec tych śmiesznych postaci tym tragiczniejszy jest Władysław Zbigniewa Zamachowskiego - niekochany małżonek, który nie może zrozumieć, dlaczego żona go rzuciła. W rezultacie najbardziej blado wypada Agnieszka Glińska - mówi trochę niewyraźnie, a jej Marii brakuje dylematów towarzyszących z pewnością bohaterce podejmującej takie decyzje. Niemniej, wszystko inne jest tak perfekcyjne, od poprowadzenia pozostałych aktorów aż po scenografię i podkreślającą napięcie muzykę, że możemy wybaczyć wspaniałej reżyserce tę drobną aktorską słabość. Oby tylko dalej reżyserowała tak dobre spektakle!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji