Artykuły

Z deszczem w tle

Przedstawienie już od samego początku wprowadza w rosyjską rzeczywistość. Na scenie wiklinowe meble, na których ustawione są naftowe lampy, stylowe zastawy stołowe i samowar. Słychać cykanie świerszczy za oknem i odgłosy padającego deszczu, który potęguje nastrój wszechogarniającej melancholii. Estetyka tak skomponowanej przestrzeni urzeka. Świat sceny jest realistyczny, skomponowany z prawdziwych elementów rzeczywistości przełomu wieku. Jest to świat magiczny, miejsce codziennych spraw, a jednocześnie łatwy do zniszczenia. Jak się okaże, temu zniszczeniu w miarę upływu czasu będzie ulegał. Wiara w sens pracy i w miłość rozpadną się na drobne kawałki.

Przedstawienie opowiada o ludziach szukających sensu życia. Wszyscy mają jednak poczucie klęski. W świecie tym czuje się atmosferę pustki, daremności ludzkich zachowań i decyzji. Nawet pragnienie miłości nie daje żadnej nadziei. Przyjazd Seriebriakowa (Edwin Petrykat) i jego pięknej, młodej żony Heleny (Halina Skoczyńska) wprowadza zamęt w dawne, spokojne życie. Nuda dominuje w wiejskim majątku i ta atmosfera zaczyna powoli oddziaływać na publiczność. Z niecierpliwością czeka się, aż coś ciekawego się wydarzy. Nie ma w przedstawieniu nieoczekiwanych zwrotów akcji. Napięcie, budowane przez słowa, gest i spojrzenia, dopiero w ostatnich scenach wybuchnie z całą siłą.

Jarocki dał swoim aktorom szansę stworzenia zróżnicowanych postaci. Helena to kobieta znudzona życiem, nieszczęśliwa w małżeństwie ze starszym od siebie naukowcem. To w niej kochają się Wujaszek Wania (Krzysztof Dracz) i Michał Astrow (Wojciech Kościelniak). Każdy jej gest, każde spojrzenie skierowane w ich stronę, nasiąknięte jest kokieterią. W jednej ze scen zachowuje się jak mała dziewczynka, kiedy buja się na huśtawce, jednocześnie wypowiadając dojrzałe i poważne sformułowania dotyczące relacji między ludźmi.

Świetną rolę stworzył Wojciech Kościelniak. Jego postać niejeden raz wzbudzała śmiech na widowni. Szczególnie, gdy towarzyszyła mu zakochana w nim Sonia (Jolanta Fraszyńska). Dobrą rolę tytułowego Wujaszka Wani, któremu życie upływa monotonnie, jak deszcz spływający po dachu, wykreował Krzysztof Dracz.

Ostatnia scena nie zmienia nic. Krzyk, płacz Soni, w końcu wyjazd naukowca i jego małżonki, sprawiają jedynie, że bohaterowie powracają do dawnych zajęć. Jak w pierwszej scenie, tak i w ostatniej, słychać świerszcze i kapiącą wodę.

"Wujaszek Wania" według Antoniego Czechowa. Opracowanie tekstu i reżyseria Jerzy Jarocki, scenografia Jerzy Juk-Kowarski, muzyka Stanisław Radwan. Premiera 11 marca 2000, wrocławski Teatr Polski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji