Artykuły

W teatrze na końcu świata brakuje tlenu

"Kostka smalcu z bakaliami. Beztlenowce" w reż. Ingmara Villqista w Teatrze Miejskim w Gdyni. Pisze Katarzyna Wysocka w Gazecie Świętojańskiej online.

Zapotrzebowanie na sukces w Teatrze Miejskim jest niezmiennie na poziomie alarmowym. Niedługo nie będzie już aktywnych przycisków na pulpicie tego statku (może łodzi podwodnej) i trzeba będzie użyć ostatniego, do którego dostęp mają wybrani, aby wysadzić całą maszynerię i zapomnieć o niej. Czy kapitan zejdzie z tego statku jako ostatni?

Co zobaczyliśmy podczas piątkowej premiery? Spektakl złożony z dwóch, współczesnych jednoaktówek, w których bohaterami są ludzie uwikłani we własne emocje. W "Kostce smalcu z bakaliami" [na zdjęciu] z 1993 roku dwie kobiety będące od kilku lat w związku lesbijskim podczas kolejnego wieczoru dokonują wiwisekcji swoich uczuć. Wiele mają sobie do powiedzenia i być może do dania, lecz w incydencie tego wieczoru obarczają się wyłącznie zarzutami. Jedna z nich ma dzieci i męża, druga myśli wyłącznie o tej Pierwszej, podporządkowując działania własnym wyobrażeniom o szczęściu z nią. Pierwsza wraca ostatecznie do uporządkowanego świata, Druga pogrąża się w szaleństwie emocjonalnego uzależnienia.

W "Beztlenowcach" z 2000 r. ( cykl jednoaktówek pod wspólnym tytułem "Beztlenowce" składa się z siedmiu części: "Kostka smalcu z bakaliami", "Beztlenowce", "Fantom", "Lemury", "Cynkweiss", "Oddychaj ze mną" i "Bez tytułu") zawarta została historia ONego I i ONego II, partnerów homoseksualnych, mieszkających pół roku z niemowlakiem i cztery lata ze sobą. Sprawa adopcyjna dopiero przed nimi i nie spędza ona im tak bardzo snu z powiek, jak permanentna opieka nad dzieckiem, w nieustającym płaczu i trosce o zdrowie maleństwa. ON II wchodzi wyśmienicie w rolę mamki, zarówno dla niemowlęcia, jak i dla swego partnera. Mamkowanie to idea, nawyk bezwarunkowy i wentyl bezpieczeństwa.

"Kostka smalcu z bakaliami" jest za krótka, pozbawiona całej dramaturgii utworu scenicznego. Wydaje się, że tekst może służyć jako wstęp do rozprawy o człowieku, przestraszonym, niezdecydowanym, uwikłanym w społeczne schematy i nawyki, marzącym o wyzwoleniu się z narzuconej mu formy, osamotnionym. Brak momentu kulminacyjnego oddala widza od głębszych emocji. Drugi tekst ma swój rytm, który buduje napięcie, widz zostaje przygotowany do bójki między bohaterami i do sceny finałowej. Oba teksty nie są krzykiem wolności i niesprawiedliwości na poziomie orientacji seksualnych. Można je traktować nawet jako klasykę. Dziś niewielu już oburza sytuacja partnerskich związków (może tylko, gdy chodzi o własne dzieci), choć niewątpliwie adopcja dzieci przez pary homoseksualne i ustawowe regulacje dotyczące równouprawnienia grup mniejszościowych to ładnie zapakowana bomba, na razie bez zapalnika.

Ingmar Villqist - człowiek instytucja, reżyser, scenograf, pisarz w jednym zaryzykował i pokazał w Teatrze Miejskim sztukę współczesną. Chwalebne to posunięcie po dotychczasowym, trudnym materiale scenicznym z XIX i XX wieku. Współczesność jednak zasadza się jedynie na braku zdziwienia podjętą tematyką homoseksualną. Gra aktorów, ruch sceniczny odbiegają rażąco od percepcji współczesnego widza, który poszukuje przede wszystkim autentyczności, a nie koturnowego odgrywania. Beata Buczek-Żarnecka zagrała pompatycznie, z emfazą, ogałacając postać ze skomplikowania. Nijak nie można było wyczuć chemii między bohaterkami; pokazana bliskość nie przypominała ani miłości partnerskiej, ani siostrzanej. Obie aktorki gubiły się w sytuacjach okazywania bliskości, a pocałunki przypominały sceny z niemego kina. Anna Iwasiuta, zaprezentowała dobry warsztat, ale nie umiała wpasować się w monolit warsztatowy partnerki. Niestosowna była jej sukienka, przypominająca ciężkie lata 80. (zimową porą). Podobnie jak aktorzy w "Beztlenowcach", Żarnecka i Iwasiuta miały za mało przestrzeni na swobodniejszą grę. Klaustrofobiczne zamknięcie na scenie kameralnej powodowało znużenie.

Filip Frątczak (ON II - Mag) miał pomysł na swoją postać czułego i troskliwego kochanka i opiekuna. Zagrał grubą kreską, sytuując postać między zagubionym mężczyzną i dojrzewającym nastolatkiem. Wierny, z pełnym poświęceniem, zakochany, dziecinny zabiegał nieustannie o oznaki zadowolenia u partnera. Dzięki niemu tekst nabrał energii, był zabawny, co wielokrotnie powodowało na widowni salwy śmiechu.W tym związku nie ma miłości, jest to jednak porozumienie trwałe, bo oparte na mocnym uzależnieniu i wsparte satysfakcją seksualną, która rozładowuje trudne momenty. Zresztą scena "seksu na zgodę" jest najlepszym fragmentem w całym dwudzielnym przedstawieniu. Mężczyźni stają w intymnym oświetleniu i przy dźwiękach słynnego, pornograficznego utworu "Pussy" "Rammsteina" (tylko dla dorosłych - zobacz tutaj) spełniają się seksualnie, a symbolicznie.

Mariusz Żarnecki (ON I - Lars) był na scenie nieobecny, poza rolą. Skupił się na "graniu szczęką", nie ciałem. Zastanawia u tego aktora stałość w scenicznych wypowiedziach, powodująca, że widz czuje się jak na szkolnym przedstawieniu."Beztlenowce" są ciekawym tekstem, w którym relacje międzyludzkie nabierają różnych kształtów, od uwielbienia, przyjaźni, serdeczności po zdziwienie, oburzenie, rozpacz i porażające zmęczenie psychiczne. To tekst o tym, jak ludzie chronią siebie i swoje uczucia, jak bronią się przed samotnością i odrzuceniem, bardziej obawiając się alienacji niż szaleństwa. Dlatego wycofana gra aktorska tak mocno odbiega od oczekiwań.

Premiera skromna scenograficznie (łóżko i kilka rekwizytów) oraz muzycznie (jako podkład zaprezentowano fragmenty z płyty Olo Walickiego).

Ingmar Villqist to twardy Ślązak, m.in. popierający Ruch Autonomii Śląska, i nie pęknie po pierwszym w roku 2010 niepowodzeniu. Przed nami jeszcze 9 premier w jubileuszowym roku i autor "Nocy Helvera" będzie konsekwentnie realizować swoiste mission impossible, czyli Sztukę w małym, bardzo biednym teatrze na końcu świata. Przed nami "Fantazy" w reżyserii Piotra Cieplaka. Ten spektakl może być cezurą. Po 5. marca być może przyjdzie czas na podjęcie męskich decyzji. Impossible is Nothing ?

Spektakl, gdy zostanie dobrze "sprzedany", może jednak osiągnąć sukces. "Beztlenowce" mogą stać się ciekawym przyczynkiem do dyskusji dla kilkuset inteligentnych uczniów pobliskich liceów, kierowanych przez otwartych, nowoczesnych i niewypalonych pedagogów. Homoseksualność, związki partnerskie, ruch homofilny - te pojęcia są stanowczo zbyt słabo rejestrowane przez polski system edukacyjny . Można to, dzięki przedstawieniu w Miejskim, zmienić.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji