Artykuły

"Końcówka" (S. Becketta) na Scenie-75

Jak najbardziej zgodnie z didaskaliami - puste wnętrze i trzy ściany nagiego muru z małymi okienkami, wysoko umieszczonymi pod sufitem (scenografia Jerzego Juk-Kowarskiego). Na tym tle stary, schorowany człowiek (Hamm w wykonaniu Kazimierza Kurka), uwięziony w fotelu oraz ni to towarzysz, ni to służący, wykonujący dziwne czynności (Clov zagrany przez Zbigniewa Szpechta). Wreszcie dwa olbrzymie pojemniki na śmieci, z których w pewnych momentach wyłaniają się rodzice Hamma o koszmarnym wyglądzie (Nagg i Nell, odtworzeni przez Bogusława Kozaka i Danutę Chudziankę).

Światowej sławy autor, laureat Nagrody Nobla, daje w KOŃCÓWCE odrealniony obraz życiowej sytuacji, w którym niemal wszystko ma sens przenośny, metaforyczny. Obraz, w którym jedna wymyślona parabola goni drugą parabolę! A więc, Hamm będzie się upierał, aby jego fotel stał ściśle w środku sceny, każe swemu towarzyszowi penetrować widoki z okienek za pomocą lunety, każe sobie podawać przez Clova psa... - zabawkę lub długą tykę itd. O ile metaforyczny sens tych i innych działań scenicznych może być dla widza niełatwy do odgadnięcia, to filozoficzna wymowa "Końcówki" jako całość jest łatwa do uchwycenia, jest jednoznaczna: życie jest tylko jedną udręką, człowiekowi byłoby lepiej, żeby się w ogóle nie urodził. Hamm rzuca Clovowi pytanie: "Czyś ty kiedy zaznał w życiu chwilę szczęścia?", pod adresem zaś swego rodziciela, dogorywającego w pojemniku na śmieci (!) woła: ,,Łajdaku! Czemuś mnie zrobił?"

Z braku miejsca nie mogę się pokusić na odtworzenie meandrów krańcowo pesymistycznej egzystencjalistycznej filozofii Irlandczyka, piszącego swe głośne sztuki w języku francuskim. Wypada więc widzów odesłać do artykułu Antoniego Libery, zamieszczonego w programie teatralnym. Rodzi się jednak pytanie, czy w interesie widza nie należałoby przedstawień "Końcówki" poprzedzać krótką prelekcją, bardziej komunikatywną od wywodów A. Libery. Reżyseria MAGDALENY BĄCZEWSKIEJ dobrze oddała specyfikę sztuki Becketta, a wszyscy wykonawcy odtworzyli umiejętnie role, które zawierają duży ładunek tragicznej groteski i umowności. Reżyser, scenograf i odtwórcy ról niewątpliwie zasługują na pochwałę. Można jednak pod adresem dyrekcji zgłaszać pretensje, że - nie piszę tego po raz pierwszy - karmi widza na scenie, przeznaczonej dla awangardowego repertuaru, sztukami, które - licząc z okładem 20 lat- są ideowo starzyzną, nie są dziś już żadną awangardą. Zresztą tezę, że człowiekowi byłoby lepiej, aby się nie urodził, już stary Sofokles zilustrował dostatecznie przejmująco. Tyle, że prostszymi środkami niż twórca filozoficznych dreszczowców.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji