Artykuły

Osobiste? Polityczne?

Szczęsny: "Niepotrzebni jednaj muszą żyć, bo nie wiedzą jak być na świecie, a nie zajmować dwóch stóp ziemi... Pokaż mi jakie Eldorado dla niepotrzebnych... Wystaram się o obywatelstwo w kraju niepotrzebnych". (Akt I, scena 4) "Warszawa, Wilno, Polska cała, naród, ja. Orszak ogromnych wypadków przesuwa się przed moimi oczyma. Jak się weń wmieszać - jak stanąć - gdzie? Czym być?" (Akt V, scena 2)

WYTŁUMACZ mi, proszę, czemu ta sztuka nazywa się "Horsztyński"? - Bo tak ją zatytułował Małecki w roku 1866 wydając dzieła pośmiertne Juliusza Słowackiego.

- Czy nie sądzisz, że ten tytuł to nieporozumienie?

- Unikaj słów zbyt mocnych. Ale myślę podobnie jak i ty. Gdyby Słowacki ze swego brulionu wykreślił wszystko, co się wiąże z uwodzeniem hetmanowej Kossakowskiej przez młodego wówczas Horsztyńskiego; i to wszystko, w co uwikłał się hetmanowicz Kossakowski z żoną starego i ślepego Horsztyńskiego; gdyby w tej sztuce nazwanej "Horsztyński" Horsztyńskiego w ogóle nie było, mielibyśmy niezwykle ostry dramat polityczny i filozoficzny.

MIĘDZY OJCEM I SYNEM

Bo najważniejsze w tym utworze rozgrywa się między ojcem i synem. Sprawa osobista. Sprawa polityczna. Sprawa filozoficzna. Wiek osiemnasty obalił jeden typ światopoglądu, sformułował inny, Ale z tymi przewrotami umysłowymi dzieje się podobnie jak z wojskami walczącymi na froncie. Między jednym i drugim jest pas ziemi niczyjej.

Runęła jedna formacja umysłowa, ta z wieków dawniejszych. Rodziła się druga, która w istotnych fragmentach trwa do dziś. Wśród ludzi tamtego czasu byli tacy, którzy wyzbyli się - jak to mówiono - starych przesądów. Nie nabyli jednak nowych poglądów. W kategoriach moralnych ten pas ziemi niczyjej nazywa się nihilizmem. Puste oczy i w ogóle coś z żywego trupa ma w przedstawieniu Kanickiego Hetman Kossakowski. Jakby chciał wygłosić credo awanturników ówczesnych, jemu podobnych: "W Polityce nie ma winy i kary; są tylko skutki. Idee to narkotyk dla głupców, ważne są tylko fakty. Marzenia to choroba duszy, naprawdę istnieją tylko interesy."

Hetman jest martwy. Ściśle mówiąc, nim go w Wilnie na szubienicy powiesili, prawie martwy. Bo człowiek istnieje nie tylko dzięki krążeniu krwi w żyłach. Także - kto wie, czy nie przede wszystkim - dzięki krążeniu pewnych wartości moralnych. A pod tym względem nie ma nic. Zostało tylko jedno. Miłość do syna. Kraków już powstał. Warszawa wzniosła barykady. Wilno gotuje się do insurekcji. Targowica - rząd legalny i realistyczny - musi działać. Hetman pojedzie pod Ostrą Bramę. Będzie pilnował porządku. Ale syn musi mu przyjść z pomocą.

Tak - właśnie syn. Ma najemników, a jakże. Takiego Ksińskiego chociażby. Ci mogliby zastąpić w dziele sukursu. Ale chodzi o syna. O jego sukurs nie tylko militarny. Także moralny. O jakieś uwierzytelnienie ideowej i politycznej postawy jednego, z głównych targowiczan, Hetmana Kossakowskiego.

Patrzcie, patrzcie, nawet ten nihilista, ten żywy trup potrzebuje czegoś na kształt alibi moralnego.

CO TO JEST HAMLETYZM?

A ten syn, Szczęsny Kossakowski? Hamletyzuję. Tak silne są reminiscencje szekspirowskie i w tekście i w teatralnym kształcie utworu, że trudno uwierzyć, żeby nie były zamierzone.

Zaraz - ale co to jest hamletyzm? Podobno przeszło czternaście tysięcy tomów napisano na ten temat. Czy cyfra ta jest prawdziwa? Mnie starczy, że jest prawdopodobna. O zagadce królewicza duńskiego czytałem tylko parę książek; najbardziej trafiło do przekonania to, co napisał stary, mądry i doświadczony Jan Wolfgang Goethe w swoim "Wilhelmie Meistrze". Koszmar niedorośnięcia do roli, jaką narzucił wszechwładny i nie liczący się z niczym wielki reżyser tragedii i komedii ludzkich - Los.

Stań po stronie ojca, wołają więzy krwi i sentymentu.

Stasi po stronie narodu, który postanowił upomnieć się o swoje prawa, wołają lektury poetów i filozofów i jakieś tajemnicze skłonności moralne, które tkwią głęboko i mocno w każdym, najmarniejszym nawet człowieku. Zwłaszcza gdy jest to człowiek czujący i myślący.

I ileż dramatyzmu w tych dwóch scenach sztuki. Raz, gdy Szczęsny każe swej siostrze Amelii obrywać płatki margarytki. Jeśli wypadnie - tak, pójdzie z ojcem. Jeśli wypadnie - nie, pozostanie bierny. I drugi raz, gdy decyzję oddaje przypadkowemu ułożeniu się kart. Wygracie, pójdę z wami targowiczanami uśmierzać rebelię Jasińskiego. Przegracie? No to zostanie już jedna tylko możliwość: Eldorado dla ludzi niepotrzebnych. Jak w tym wierszu Tuwima:

Ja już z ziemi nieba nie widzę

Już i gwiazdy na mnie nie wejrzą.

Sprawiedliwy! Wydaj mi wizę

Na pustynię, najpustynniejszą...

Ale ani margerytka, ani układ kart nie dają odpowiedzi. Rzeczy martwe nie mają zdolności odpowiadania na pytania żywych ludzi. Oni sami muszą sobie odpowiedzieć. I odpowiadają. Lepiej, czy gorzej, słowem, decyzją czy biernością.

Hetman nie doczeka się sukursu od syna.

PRZEDSTAWIENIE KANICKIEGO

Tak najbardziej to mi się właśnie podobało w tym przedstawieniu, że główny akcent został położony właśnie na te sprawy, a nie na to, co się wiąże z tytułem narzuconym przez Małeckiego. Niełatwa to sprawa, bo trzeba było przezwyciężyć nie tylko sugestię tytułu.

Także i inną sugestię. Sugestię pewnych partii tekstu. I coś więcej jeszcze. Sugestię znakomitej gry Kreczmara. Sugestię niejako podwójnego wątku fabularnego. Przezwyciężyć... Jak przezwyciężyć? Można by prymitywnie: po prostu przez wyciszenie. Kanicki nie poszedł na tę łatwiznę. Spróbował innego sposobu. Tego, który w muzyce nazywamy kontrapunktem. Dwa różne, wątki, zdecydowanie odrębne od siebie, ale nie tworzące kakofonii, tylko harmonię wyższego rzędu. Dlatego uważam tę sztukę za wielkie osiągnięcie.

A co się mniej podobało? Może sam Szczęsny (Ireneusz Kanicki) był odrobinę za ostry w geście i słowie. Psychologicznie to na pewno prawdziwe: wiadomo, im większe wątpliwości, tym gwałtowniejsza ekspresja. Najgłośniej i "najżarliwiej'' mówią ci, którzy nie są przekonani. Chcą w ten sposób zakrzyczeć samych siebie. W teatrze jednak jest trochę inaczej, niż w życiu. Na mój gust przydałaby się dawka hamletowej "ciszy lirycznej".

Może mam rację, może nie. Każdy się chyba jednak ze mną zgodzi, że w przedstawieniu tym, odegranym na zamku gołuchowskim, większą rolę - to już scenografia - można było powierzyć architektonicznym pięknościom zabytku.

Nie wydziwiajmy nadmiernie. W poniedziałek ujrzeliśmy spektakl, z którego i Teatr Telewizji, i my wszyscy, jego odbiorcy, czasem krytycy, czasem wielbiciele, długo będziemy dumni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji