Artykuły

Dla kogo ten "bal"?

OD niedzieli urywały się telefony do redakcji. Otrzymaliśmy też parę listów, a niektórzy Czytelnicy zdecydowali się nawet przyjść osobiście, żeby porozmawiać o sobotnim "Balu Telewidzów". Zamiast recenzji pozwolimy więc sobie zacytować niektóre z tych opinii: "Ponad 3-godzinna audycja nie posiadała żadnej koncepcji reżyserskiej ani inscenizacyjnej. Być może uczestnicy balu bawili się dobrze, ale wielomilionowa rzesza telewidzów została skazana na nudy".

"Imprezę zakłócały nie tylko niedociągnięcia, techniczne (choć by półgodzinne opóźnienie!), ale zadziwiające nieporozumienia wśród realizatorów. Występujący nie wiedzieli kiedy są na wizji, brak było jakiejkolwiek koordynacji, a wszystko razem świadczyło o zupełnym nieprzygotowaniu programu, o lekceważącym stosunku do odbiorcy".

"Ponad 3 godziny źle przeprowadzonej transmisji, "ubarwionej" wypowiedziami uczestników - o dziwo, pełnymi zachwytu. Nie rozumiemy celu ani sensu tego "balu".

Nic już do tych opinii nie trzeba dodawać. Chyba tylko to, że Bal Telewidzów został starannie rozreklamowany i za powiadany przez cały poprzedni tydzień...

Łódzki Ośrodek Telewizyjny przedstawił nam drugi kolejny magazyn konsumenta pt. "Próby". Pisaliśmy już, że to cenna i potrzebna inicjatywa, że głos konsumenta winien znaleźć właściwe miejsce w programie TV. Należy też wziąć pod uwagę fakt, że to dopiero druga audycja z tego cyklu. Jednakże istnieje obawa pewnego "skrzywienia" pierwotnej, słusznej koncepcji. W audycji przepleciono ze sobą wiele trafnych spostrzeżeń na temat niedociągnięć naszego handlu i przemysłu. Z informacjami o tym, że odpowiednie władze (PIH) prowadzą walkę ze wszelkiego typu nadużyciami. W tym momencie były to już obserwacje "po fakcie". Cóż bowiem z tego, że telewidz dowiaduje się iż większość jabłek sprzedawanych w jakimś sklepie, po kontroli trzeba było przekwalifikować do niższych gatunków. To znów nie jest "głos telewidza", ale "głos instytucji". Trudno przecież, abyśmy wszyscy chodzili po sklepach ze specjalnym przyrządem do mierzenia objętości jabłek...

W programie raziły nadmierne dłużyzny (taniec "Adama i Ewy") i brak konkretnych, sprecyzowanych wniosków i postulatów. kierowanych pod adresem konkretnych władz i instytucji. Audycja jem zbyt przegadana i nie posiada jeszcze własnej koncepcji inscenizacyjnej.

Pisaliśmy już, że ostatnio program "Bez apelacji" miał wyraźnie interwencyjny charakter. Nic dziwnego też, że wzbudził należyte reakcje odpowiednich władz. Z drugiej części programu dowiedzieliśmy się, iż wszczęto, właściwe kroki i że sprawą zajęła się Prokuratura.

Jakże często Telewizja nie potrafi wykorzystać prawdziwie atrakcyjnych tematów, posługując się tradycyjnymi i mocno zużytymi środkami wyrazu! Tymczasem telewidzowie dawno wyszli już z okresu, kiedy wystarczało im, że w małym okienku "coś się rusza". Wzrosły ich wymagania i obecnie nawet najsłuszniejszy program - jeśli nudzi - przez nikogo nie jest oglądany.

W ten sposób zmarnowano pasjonującą historie opowiedzianą przez laureata konkursu "Moje życie w Polsce Ludowej" w niedzielnym "Kwadransie wiejskim". Nikt nie pomyślał, że bohater programu potrafił ciekawie opisać swoje naprawdę trudne i bogate życie, ale że nie potrafi on opowiedzieć tego samego przed kamerą telewizyjną, że sprowadzi się to do meczącego "dukania z kartki". Zmarnowano świetny temat...

"Trzy tysiące sekund z Jerzym Abratowskim" w reżyserii J. Rzeszewskiego miało całkiem inny charakter niż poprzednie "Trzy tysiące sekund z J. Matuszkiewiczem". Nie było już oszałamiającego "worka pomysłów", lecz audycja kameralna, przypominająca w charakterze dawną "Muzykę lekką, łatwą i przyjemną". Niektóre pomysły inscenizacyjne i scenograficzne wyraźnie nawiązywały do znanego cyklu "Południowe rytmy na Broadwau". Kultura wykonawców, kostiumy, piękna oprawa telewizyjna i muzyka Abratowskieao złożyły się na udaną całość. Do najsłabszych punktów programu należała, niestety - jak zwykle - konferansjerka.

Drugi odcinek powieści telewizyjnej "Dzwonić 4 razy" z Krakowa był zdecydowanie lepszy od poprzedniego. Reżyserowi udało się ponadto stworzyć klimat swobodnej rozmowy młodzieży, pokazać jakby "kawałek ich życia". Szkoda tylko, że ta powieść telewizyjna nadawana jest w tak odległych odstępach czasu i po miesiącu zapominamy co było w poprzednim odcinku.

"Ucieczka z Betlejem" Niziurskiego to kolejny plon konkursu telewizyjnego. Jest w tym tekście wiele problemów bardzo ciekawych i współczesnych. Jest wiele dobrych, sprawnych warsztatowo dialogów. Spektakl otrzymał znakomitą oprawę scenograficzną J. Masłowskiego, a także bardzo wyrównana obsadę aktorską. Przy wszystkich zaletach pozostawił jednak odbiorcy uczucie niedosytu - być może, jego warstwa myślowa była zbyt nikła, a fabuła zbyt uboga.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji