Artykuły

Non stop te same pomysły

"Non Stop Horror Show" w reż. Michała Wierzbickiego w Teatrze im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu - Wirokiro off Theater. Pisze Bożena Szal-Truszkowska w Ziemi Kaliskiej.

Na scenie kameralnej Teatru im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu odbyła się premiera sztuki Wirokiro off Theater: "Non Stop Horror Show" Michała Wierzbickiego.

Wirokiro off Theater po raz pierwszy objawił się w Kaliszu wiosną 2003 roku, sugerując, iż przybywa z jakiegoś niemieckiego landu. Jak na przybysza z dalekiego kraju, był jednak zbyt dobrze zorientowany, co się dzieje w teatrze polskim, a nawet w kaliskim. (A działo się u nas wówczas gorzej niż źle!) I o tym wszystkim - o kryzysie sztuki, chałturnictwie i amatorszczyźnie, chorych układach i ambicjach, intrygach i konfliktach itp. - opowiadał pierwszy spektakl tego teatrzyku pod wymownym tytułem "Bolesny upadek wartości artystycznych". Właściwie nie był to nawet spektakl lecz raczej kabaretowa składanka, ale zrobiona w porę i z niezłym poczuciem humoru.

W dwa lata później Wirokiro off Theater znów" zagościł na kaliskiej scenie, przybywając rzekomo od naszego Wielkiego Brata ze Wschodu. Pokazał wówczas już zwarty spektakl o rosyjskiej rodzince mafijnej, która nieźle sobie żyje z handlu narkotykami, a poza tym cieszy się ogólnym szacunkiem, ponieważ daje datki na kościół i sponsoruje wydarzenia kulturalne. Zgrabnie wyreżyserowane, przedstawienie "Wszystko będzie dobrze", zbudowane na zasadzie zabawy konwencjami z przewagą jednak elementów groteski, parodii czy burleski, dowiodło tym razem, że wartości moralne niestety też upadają - i to całą lawiną prosto w przepaść!

Na trzecią odsłonę Wirokiro off Theater czekaliśmy aż pięć lat, ale wielkich niespodzianek czy zaskoczeń niestety już nie było, choć pojawiły się pewne nowe elementy i konstatacje. Spektakl "Non Stop Horror Show", którego premiera odbyła się w minioną sobotę, grany jest - podobnie jak dwa poprzednie - na scenie kameralnej, praktycznie bez dekoracji, za to w imponujących perukach, a sporadycznie też dziwacznych kostiumach.

Widowisko tradycyjnie anonsu je i komentuje kukiełka przypominająca pelikana, która występuje tu w roli dyrektora teatru, dr. Corneliusa Wirokiro. Całość utrzymana jest w tej samej kpiarskiej, ironicznej, prześmiewczej aurze; a poszczególne części widowiska oddzielane są tanecznymi intermediami i parodią telewizyjnych reklam. Rzecz dzieje się tym razem u Wielkiego Brata na Zachodzie, ale diagnozy społeczne niewiele się różnią od tych ze Wschodu. Wartości artystyczne - jak się okazuje - upadły definitywnie pod naporem komercyjnego, efekciarskiego kiczu "pod publiczkę" z udziałem pseudo-gwiazd. A moralne pogrzebano ostatecznie na polu walki o władzę i kasę.

W miasteczku Godam Sity walczą o wpływy: zamożny biznesmen, a zarazem tzw. mecenas kultury, prezes Majken (Zbigniew Antoniewicz, jak zawsze zabawny); sztywny, cedzący słowa i emocje, burmistrz Kurt Blant (Aleksander Janiszewski); redaktor miejscowej gazety, żarliwy wyznawca zasad etyki zawodowej, które jednak chętnie sprzeda za stosowną kwotę (Wojciech Mas acz); telewizyjny show-men, autor programu "Funeral Porno Punk Show", w którym

z założenia obraża swych gości, plecie rozmaite brednie, no i skutecznie manipuluje odbiorcami (Lech Wierzbowski, chyba najbarwniejsza i najbardziej konsekwentna kreacja w tym spektaklu.)

Do tej "grupy trzymającej władzę" podczepiają się z ochotą także inne barwne postaci, jak wzięty reżyser, ostentacyjnie demonstrujący swoje odmienne preferencje seksualne, Hyu Salita (świetny Szymon Mysłakowski) czy też mocno lansowany przez niego postawny młody aktor, gotów bez wazeliny wejść wiadomo gdzie, żeby tylko otrzymać rolę bohatera naszych czasów, Panzermana (Remigiusz Jankowski). A także czarnoskóry "farbowany" pastor, który potrafi wygłosić tylko kilka frazesów na temat Boga - i to niegramatycznie! - ale za to dodaje kolorytu programom telewizyjnym (Marcin Trzęsowski). No i jeszcze totumfacki prezesa Majkena (Michał Grzybowski), który gotów jest zrobić wszystko dla swego chlebodawcy i potrafi znaleźć wyjście z każdej opresji- z małymi wyjątkami... Galeria pomniejszych postaci jest chyba równie liczna, bo aktorzy wcielają się tu w różne role. I jak zwykle w Wrokiro off Theater, nie ma miejsca dla kobiet. Ale jest tradycyjna postać: hermafrodyta lub transwestyta, upozowany na "femme fatale". Niezła kreacja, ale zgadnijcie sami, Szanowni Czytelnicy, kto zacz?

Miasteczko, w którym osiedliły się owe kreatury, przygotowuje się właśnie do uroczystego Święta Miasta. (Oj, coś mi się tu swojsko kojarzy! Ale nie dopowiem do końca...) Stąd przygotowania do wielkiego widowiska i wizyta gości z kosmosu. Ale wszystko kończy się trochę inaczej, niż sobie zaplanowała ta zgrana ekipa. Warto to zobaczyć. Poza tym przedstawienie jest dość zabawne, obśmiewające tę całą amerykańską pop-kulturę, która rozpanoszyła się już po całym świecie. Są to wprawdzie konstatacje i chwyty już wielokrotnie eksploatowane w kabaretach, komediach czy farsach, ale zrobione na niezłym poziomie. Tytułowego "horroru" -proszę się nie obawiać-praktycznie go nie ma. Chyba że uznamy za horror owe socjologiczne mechanizmy manipulowania ludźmi i całą głupotę tych, którzy potulnie się im poddają.

I to by była jedyna w miarę oryginalna refleksja, jaką podpowiada trzecia odsłona Wirokiro off Theater.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji