Artykuły

Opole. Premiera inspirowana Passolinim

30 stycznia w Teatrze Kochanowskiego odbędzie się premiera przedstawienia inspirowanego twórczością Piera Paolo Passoliniego "Wszystko jutro, czyli lalki wybawione" wg scenariusza i w reżyserii Mikołaja Mikołajczyka.

Impulsem do powstania spektaklu było pytanie, jakie Pier Paolo Pasolini postawił w filmie Theorema. Jak żyć, kiedy przyjęte kanony ekspresji zmuszają do skrywania prawdy za konwencjami. Konwencje zbiorowej umowy na temat tego, kim jesteśmy i jak powinniśmy wyrażać siebie pozwalają ułożyć życie we wspólnocie, ale jednocześnie sprawiają, że ludzkie relacje stają się sztuczne i iluzyjne. To w tradycji greckiej Pasolini szukał obrazów człowieka, które nasza kultura usunęła w cień. W Theoremie zbudował wizerunek pokrewny misteriom dionizyjskim.

Można powiedzieć, że przedstawienie jest sprawdzaniem, jest przymierzaniem dylematu Pasoliniego do scenicznej realności szóstki ludzi. Pięcioro przypomina rodzinę z filmu Pasoliniego (ojciec, matka, córka, syn, służąca), choć w przedstawieniu, skoro nie stosuje ono środków realistycznych, nie jest to dosłowna, naturalna rodzina. Stanowi jednak pewną wspólnotę, którą zastajemy przy stole. Szósta postać to kuzyn Gościa z Theoremy. Intruz bezwiednie sprawia, że każdy z piątki poznaje w sobie to, co pozostawało dotąd w cieniu. Gość jest "obcym", a wobec obcego jesteśmy mniej związani konwencją i możemy dowiedzieć się więcej o sobie. Kiedy Gość się oddala, piątka ludzi pozostaje znów zdana na siebie. Ale po tym, co się stało nie ma już powrotu do przeszłości, każdy musi spotkać się z własną samotnością.

W spektaklu dominują dwa znaki: Stołu oraz Pustyni. Stół to punkt wyjścia, to miejsce wspólne. Pustynia to punkt dojścia, miejsce samotności, w którym nie można żyć na co dzień, w którym realizuje się Pustka w indywidualnym, nasyconym sensie tego słowa. Niekoniecznie jest to miejsce szczęścia, może przeciwnie.

Tematem spektaklu staje się samotność: swoją samotność wypowie każda postać. Gość nie ma tu demonicznego odcienia jak u Pasoliniego, jest człowiekiem w nienajlepszym stanie psychicznym, jak wszyscy. Jako tancerz posługuje się innym językiem niż aktorzy. Zresztą cała szóstka operuje zupełnie innym językiem, niż filmowe postaci Pasoliniego. Boginią tego języka jest pewna geometria, pewna matematyka, a przede wszystkim - muzyka. Obowiązuje reżim nutowy, ścisła struktura czasowa i przestrzenna. Postaci z trudem znajdą miejsce dla indywidualnej interpretacji, co sprawi, że siłą rzeczy będą spokrewnione z marionetkami.

Tajemnice życia, o jakich mowa są zagadkowe i nieokreślone. Dlatego - w nadziei uzyskania możliwej precyzji - szóstka wykonawców narzuci sobie imperatyw dokładności. Geometryzuje przestrzeń, dzieli na takty, opracowuje rytmy. W tym duchu dokładności "apokaliptyczny anarchizm" Pasoliniego zostanie poddany próbie żywotności. Ponieważ stawka jest potężna, a możliwości skromne - choćby dlatego, że żyjemy w innych czasach niż Pasolini i że sceniczna szóstka ludzi podejmuje ryzyko dialogu o sprawach mało rozpoznanych - nie może brać siebie zbyt poważnie. Wypada zatem mówić o rodzaju zabawy, gry, w której pojawić się mogą chwile szczególnego zaangażowania i przekroczenia zwykłych granic teatru - chwile zwiększonego ryzyka. To akt adresowany do widowni, bo Teatr właściwie chce zapytać: "czym było i jest nasze życie?"

Przedstawienie zawdzięcza coś również Henrykowi Tomaszewskiemu. Na długo, zanim kontrowersyjna Theorema dotarła do Polski, w parę lat po premierze filmu Tomaszewski zrealizował w swoim Teatrze Pantomimy przedstawienie oparte na motywach Bachantek Eurypidesa i Theoremy Pasoliniego (1974). Spektakl, zatytułowany Przyjeżdżam jutro, stał się jednym z najbardziej pamiętnych przedstawień Pantomimy. Intencją Tomaszewskiego było zobaczenie współczesnego człowieka w kręgu mitu dionizyjskiego. Podzielamy te intencję trawestując tytuł Tomaszewskiego, a dodatkowo ulegamy pokusie pożyczenia od Mistrza podtytułu. Tomaszewski mówił, że stał się kolekcjonerem lalek dzięki szacunkowi dla zabawek: jego ojciec robił mu je własnoręcznie. Kiedyś wyznał, że najbardziej lubi lalki "wybawione", czyli takie, którymi jakieś dziecko długo się bawiło - zatem nosiły ślady zużycia i bywały okaleczone. Jako dziecko wycinał teatrzyki i tekturowe postaci, a zabawa i kultura zawsze potem stanowiły w jego oczach jedność. Jestem przekonany, że kultura wywodzi się z zabawy - mówił.

Małgorzata Dziewulska

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji