Artykuły

Dobra mina do dobrej gry

- Wszędzie, gdzie pojawiam się na świecie, funkcjonuję jako jednoosobowy teatr. W Polsce jestem kojarzony z kabaretem - mówi IRENEUSZ KROSNY, najpopularniejszy polski mim.

Rozmowa z Ireneuszem Krosnym [na zdjęciu], najsłynniejszym polskim mimem:

Czy w dzieciństwie ujawnił się już w Panu talent do naśladowania wszystkiego, co tylko możliwe?

- Właśnie nie. Dopiero w wieku kilkunastu lat spodobała mi się pantomima. Do mojego rodzinnego miasta, Tychów, przyjechał amatorski teatr, poszedłem na przedstawienie i stało się. Zapisałem się do szkoły, oni poszukiwali nowych ludzi. Potem przez pięć lat ostro ćwiczyłem.

Jest Pan aktorem?

- Jestem zawodowym mimem, nie stricte aktorem - aktor pantomimy to mim. Moja sztuka nie jest także kabaretem. W Polsce jestem kojarzony właśnie z kabaretami. Powinno być: Ireneusz Krosny, czyli teatr jednego mima. Wszędzie, gdzie pojawiam się na świecie, funkcjonuję jako jednoosobowy teatr.

Pierwszy większy sukces?

- Na pewno pierwszy udział w festiwalu, w Biesiadach Humoru i Satyry w Lidzbarku Warmińskim. Był to przełom życiowy. Wcześniej przez kilku lat występowałem w szkołach, moi znajomi mówili: po co ci to wszystko? Starałem się żyć z pantomimy...

Dawało się z tego żyć?

- No, tak, ale była to ciężka harówa. Aule szkolne, jakieś sale gimnastyczne, na szczęście tam, gdzie się pojawiałem, wzbudzałem sympatię. Do dziś przechowuję pamiętnik z miłymi wpisami, który otwierał mi później wiele drzwi, tzn. w kolejnych szkołach... Wiedziałem, że nie jest to najlepszy sposób na przeżycie życia. Starałem się zatem dostać na festiwale.

Czy ktoś Panu wtedy pomagał?

- Musiałem sobie radzić sam. Nikt w Polsce nie wierzył w komicznego mima. Był znany teatr Tomaszewskiego, wielkie dramatyczne przedstawienia, natomiast solowy mim, pojedynczy - nikt nie wierzył, że to jest dobre. Był 1995 rok. Do Lidzbarku dostałem się przypadkiem. Nie przysłano mi nawet karty zgłoszenia, nie było mnie w programie. W trakcie festiwalu nie miałem szans dostać się na scenę. Nagle okazało się, że jeden zespół nie dotarł na miejsce i tak stanąłem przed publicznością.

Można powiedzieć, że miał Pan wtedy swoje pięć minut?

- Tak. Wygrałem ten festiwal. Zaprosili mnie na "Pakę", do Krakowa. Wygrałem i nagle wszędzie chcieli mnie oglądać. Zaprosili mnie na Mazurskie Lato Kabaretowe - znów sukces. I nagle okazało się, że wygrałem wszystkie festiwale, jakie były w kraju w tym sezonie. Przełom. Skosiłem wszystko. Miałem otwartą drogę do telewizji. Ludzie wydzwaniali do mnie z prośbą o przedstawienie. To nie ja szukałem pracy. Praca chodziła za mną.

Jak wygląda warsztat pracy mima?

- Przesiaduję w pokoju pełnym luster. Zdarzyło mi się nagrywać siebie kamerą. Skecz "Rycerz i królewna". Musiałem wysunąć się zza kotary i wtedy siebie nie widziałem. Poza tym ćwiczę sam. Nikt nie widzi przygotowań. Radzę się żony, ale ona także nie widzi scenek. Pokaz jest dopiero na scenie. Przedtem jest jeszcze poszukiwanie muzyki, studio nagrań...

Skąd Pan wie, Jak porusza się kogut, albo mucha? Obserwuje Pan zwierzęta, owady?

- Drążę temat. Zaczynam zastanawiać się nad kogutem. Chcąc nie chcąc, patrzę na wszystkie ptaki. Jak się ruszają, główka raz do przodu, potem stoi w miejscu. Poszukuję tych elementów. Nie jest tak, że najpierw widzę muchę i potem się zastanawiam.

Aby udawać ptaka, trzeba go najpierw długo obserwować.

- Raczej odwrotnie. Pomysł - metody pokazania - realizacja.

Dopina Pan wszystko na ostatni guzik?

- Nigdy. Zawsze zostawiam sobie miejsce, czas na improwizację. Zawsze w trakcie przedstawienia wpada jakiś pomysł, od publiczności coś wypłynie. Stres mnie bardzo mobilizuje. Przed wyjściem na scenę próbuję się mimo wszystko trochę zrelaksować. Bardzo lubię grać na fortepianie, skończyłem podstawówkę muzyczną i czasem żałuję, że porzuciłem muzykę. Teraz powróciłem do grania i to jest czynność, która mnie najbardziej rozluźnia przed koncertem. Tremy nie miewam. Strach pojawia się w momencie prezentacji czegoś nowego. Gdy jest się pewnym niemalże każdego ruchu - trema się nie pojawia.

Czy mim także ulega kontuzji, czy bolą mięśnie twarzy?

- Kontuzje to częste zjawisko. Buzia nie boli. Ulega się kontuzjom w czasie treningu. Mim w pewnym sensie uprawia sport. Nie mam innego wyjścia, muszę ćwiczyć. Kiedyś przez trzy lata trenowałem akrobatykę sportową na AWF w Katowicach. Teraz nie mam aż tyle czasu na ćwiczenia.

Czy ludzie proszą Pana o pokazywanie skeczów?

- Proszą o ustawienie się do wspólnego zdjęcia. I przy okazji wspominają o jakiejś śmiesznej minie. Zabawna mina jednak to nie wszystko. Liczy się kontekst, sytuacja, scenariusz.

Motto życiowe?

- Optymizm przede wszystkim. Jeśli widzę choć cień szansy, że coś się jednak może udać, to jest dobrze, uda się. Zawsze taki byłem. Wielokrotnie słyszałem od ludzi, że to, co robię, nie ma sensu, po co ćwiczyć w jakimś pokoiku z lustrami, nie uda się. Miałem wiarę, że pewnego dnia uda się.

Teczka osobowa

Ireneusz Krosny urodził się w Tychach w 1968 roku.

1982-1992 - pracuje w trzech amatorskich teatrach pantomimy.

1992 - rozpoczyna działalność solową pod nazwą Teatr Jednego Mima.

Nagrody: Grand Prix XVI Lidzbarskie Biesiady Humoru i Satyry 1995; Grand Prix XII Przegląd Kabaretów PAKA (Kraków 1996); Grand Prix II Mazurskie Lato Kabaretowe "Mulatka" (Ełk 1996); Kabaretowa Rewelacja Roku "Kataryniarze" (Gdańsk 1998); nagroda im. Andrzeja Waligórskiego "Andrzej 2000".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji