Artykuły

Awantura w Chioggi

Komedie Goldoniego nie wyrosły z głębokiej zadumy nad losem człowieka, jego kondycją w otaczającym świecie. Z całą pewnością "Awantura w Chioggi" nie budzi tego rodzaju refleksji w odbiorze. Janusz Nyczak zamierzył tę sztukę jako rzecz o ludziach, "których nie skaziła cywilizacja koniecznością podejmowania gry międzyludzkiej i nieuczciwością. Nieuczciwością wobec innych i wobec siebie. Bohaterowie występujący w utworze Goldoniego są uczciwi w swoich namiętnościach i dlatego też jest to sztuka o uczciwości. (...) Nauka, płynąca z mojej inscenizacji interesować powinna każdego człowieka w każdej epoce." Jaką natomiast naukę istotnie daje ta ciekawa inscenizacja dzisiaj? Tę, której tak bardzo potrzeba nam w gąszczu filozoficznych ambicji i pseudofilozoficznych manifestów współczesnej sztuki, a której tak dotkliwie nam brak: naukę bezpretensjonalnego śmiechu, pogodnej tolerancji, dobitnej a życzliwej obserwacji małych śmiesznostek i przywar, drobnego realizmu huczącej od radosnego temperamentu życia chioggańskiej ulicy. "Awantura w Chioggi" w reżyserii Janusza Nyczaka i scenografii Jerzego Kowarskiego to widowisko bardzo poetyckie i bardzo pogodne, bardzo malarskie i przy tym wszystkim zdecydowanie aktorskie. Chociaż zupełnie nie jest rodzajowe, nawet nie obyczajowe, niemalże nie włoskie - to przecież w duchu najlepszego Goldoniego. Ów reformator teatru, po zdobyciu uprawnień adwokata na uniwersytecie w Padwie, po praktyce koadiutora, postanowił sławę jaką świat obdarzał włoską operę przenieść także na włoski teatr, związał się więc z trupą Medebacha i zobowiązał się dostarczać 10 sztuk w ciągu sezonu! I dostarczał czasem nawet więcej. Taka ich mnogość nie wypływała zapewne z głębokiej refleksji, ale ze znakomitej zdolności obserwacji. W sztukach Goldoniego miesza się teatr z życiem. Życie jawi mu się jako teatr.

Tak więc włoski wiek XVIII obdarza Włochy Metastasiem, Alfierim i Goldonim. Mistrzem melodramatu muzycznego, poetą tragikiem, i - komediopisarzem. Komediopisarz ten miał bardzo poważny program teoretyczny: Odciąć się od skostniałych i martwych schematów dell'arte, wypełnić je słowem dramatu, tchnąć nowe życie w komediowe postaci. Szukał na nowo rzeczywistych podstaw kontaktu widowni ze sceną, publiczności ze sztuką, i znalazł je w swego rodzaju posłannictwie moralnym, objawiającym się na ogół w budującym zakończeniu.

W poznańskiej inscenizacji zaskakuje to prywatne zakończenie - poważne wyznanie włożone w usta Lucietty (Haliny Łabonarskiej). Robi się z tego wyznanie wiary, którego zresztą byliśmy ciekawi - w tym zdaniu wyraźnie nie z konwencji - i jakby uzasadnienie dlaczego młody i ambitny reżyser zainteresował się poważnie sztuką o tekście tak w gruncie rzeczy błahym. A uzasadnieniem wystarczającym okazał się sceniczny kształt tej sztuki.

Klimat przedstawienia zaskakuje trafnością odczytania z teatru Goldoniego tego, co było dla niego najistotniejsze, chociaż owo moralizatorskie zakończenie jest może nazbyt gorliwe. Ale wyraźna jest muzyczna zasada kompozycyjna tekstu, budowanie dialogów i sytuacji kontrapunktowo, absurdalne niemal nasilanie się dźwięków i ich wyciszanie - jak przypływ i odpływ fali.

Malarska wyobraźnia Goldoniego znalazła odbicie w scenografii - w kolorze piasków, sieci, wyblakłych kamieniczek ciasno nastawianych przy kanale. A morze i port - to po prostu żagle rozszerzające boki sceny jak skrzydła, lub przysłaniające ją.

I aktorzy - brawurowo i żywiołowo odgrywający drobne intrygi, nienawiść zamieniający na miłość, przyjaźń, i znów na nienawiść, i tak wiele razy - by na zakończenie pożenić tych, co do pożenienia, pogodzić tych do pogodzenia. Jędrny i niewyparzony język chioggańskich rybaków - poznańskich aktorów ani przez moment nie zaciera o wulgarność, jest niemal naturalny, po prostu śmieszny. To naprawdę znakomity popis młodego zespołu, wspieranego doświadczeniem Wojciecha Rajewskiego w trudnej i bardzo zabawnej roli padrona Fortunato.

Halina Łabonarska - Lucietta, Elżbieta Jarosik - Orsetta, Joanna Orzeszkowska - Checca, Sława Kwaśniewska - donna Pasqua, Wanda Ostrowska - donna Libera, jako grupa wojowniczych i rozwrzeszczanych chiogganek, grały swoje reakcje i swój własny komediowy komentarz słowami Goldoniego - trochę jak z najlepszej tradycji komedii improwizowanej. Michał Grudziński - Beppe i Wiesław Komasa - Toffolo, zagrali bardzo dobre role nie tyle eksperymentując na zakamarkach swych osobowości, ale pokazując pełnię możliwości aktorskich. Wymienić trzeba jeszcze Drzewieckiego, Idziaka, Abbe, Lajzorka i Różańskiego - bo sukces przedstawienia jest zasługą całego zespołu. W tego rodzaju sztuce każdy aktor musi zaprezentować po prostu dobre rzemiosło - żadne wielkie sprawy nie chronią aktorów przed uważnym okiem widza. Nie było żadnych wielkich spraw, był dobry ansamble aktorski, i sporo pogodnej poetyczności.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji