Człowiek czy państwo?
- Teatr powinien zabierać głos, jest specyficznym medium zupełnie różnym niż telewizja, niż gazeta. Poprzez żywy kontakt z aktorem może wpływać na nasze myślenie, na naszą wyobraźnię. Nie wierzę w to, że teatr zmieni rzeczywistość, ale powinien brać udział w żywej rozmowie o tej rzeczywistości - mówi Paweł Kamza, reżyser "Nierządnego królestwa", prapremiery Teatru Współczesnego, opartej na "Odprawie posłów greckich" Jana Kochanowskiego
Co pana zaintrygowało w dramacie Kochanowskiego?
- Kochanowski napisał dramat polityczny, który poruszał problem państwa funkcjonującego w obliczu zagrożenia. Zagrożenia wywołanego prywatnymi emocjami, ambicjami i marzeniami. Autor pokazał styk spotkania naszych marzeń z marzeniami czy potrzebami państwa. Od XVI wieku, kiedy odkryto, że człowiek może być podmiotem świata, bardzo wiele się zmieniło. Inaczej myślimy o państwie, inaczej myślimy o społeczeństwie, inaczej też myślimy o sobie. Nigdy, żaden humanista renesansowy nie uważałby że człowiek jest ważniejszy niż państwo czy społeczeństwo. Liberalizm XIX- i XX-wieczny nauczył nas, że państwo ma nam służyć.
Faktycznie państwo XXI wieku służy obywatelowi?
- Uważam, że państwo jest stworzone przez obywateli, bo bez nich nie istnieje. Bliska jest mi myśl Hannach Arendt, że polityka jest nadzieją ale polityka pomyślana jako spotkanie dwóch różnych osób, z których każda ma własny punkt widzenia. Osoby te w trakcie rozmowy szukają wspólnego punktu porozumienia, nie tracąc przy tym swoich marzeń. Tak, według mnie, powinno wyglądać współczesne państwo.
Czy nasi politycy powinni sobie przypomnieć dramat Kochanowskiego?
- Każdy powinien to zrobić. Warto próbować czytać ten tekst w domu, oglądać go w teatrze, szukać własnych sposobów czytania... ściągnąć go z pomnika, na którym został postawiony. Pod koniec adaptacji wpadłem na to, że w słynnej "Pieśni do Muz" Kochanowski pisze, iż każdy może być Menelaosem i że każdemu może zdarzyć się własna wojna trojańska. Nic bardziej aktualnego.
To, co obecnie się dzieje na scenie politycznej, może stanowić atrakcyjny materiał dla twórcy teatralnego?
- Próbuje się pisać, wystawiać sztuki polityczne, prowadzić poprzez teatr otwartą dyskusję. Przed 89 rokiem teatr polityczny w Polsce burzliwie się rozwijał. Później twórcy skupili się na człowieku i jego problemach. Mieli alergię na politykę. Koło roku 2000 sytuacja się zmieniła i bardzo dobrze. Teatr powinien zabierać głos, jest specyficznym medium zupełnie różnym niż telewizja, niż gazeta. Poprzez żywy kontakt z aktorem może wpływać na nasze myślenie, na naszą wyobraźnię. Nie wierzę w to, że teatr zmieni rzeczywistość, ale powinien brać udział w żywej rozmowie o tej rzeczywistości.
Gdyby pan dostał propozycję, żeby zaadaptować na potrzeby teatru fragment aktualnej rzeczywistości politycznej, to którą jej część by pan wybrał?
- Zrealizowałem coś takiego w Legnicy na temat Samoobrony. Pokazałem, jak w małym skorumpowanym miasteczku może narodzić się rewolucja. Spektakl kończy się marszem na Warszawę. Podobnie kilka lat temu robiłem, także w Legnicy, przedstawienie o młodych ludziach, rozczarowanych rzeczywistością i dokonujących rewolucji, tylko wirtualnie. To zależy bardzo od miejsca, w którym miałbym zrobić spektakl. Inaczej myślę o Śląsku, inaczej o Wybrzeżu. Każde z tych miejsc ma inną historię.
Gdyby Kochanowski mógł się pojawić w Polsce XXI wieku, to napisałby tren czy fraszkę na zastaną rzeczywistość. Jak pan sądzi?
- Kochanowski pisząc "Posłów" wybrał tragedię, która nie dopuszcza opisów komicznych, ale te elementy tam są. Cała jego twórczość jest rozpięta między trenami a fraszkami, czyli umiejętnością patrzenia na świat, dostrzegania najbardziej dramatycznych momentów w naszym życiu i niebania się tego "prześmiania". Myślę, że napisałby tragikomedię.