Artykuły

Wybić rytm szczęścia na suszarce do ubrań

Maszą (Halina Rasiakówna) żwawo przechodzi przez scenę, obładowana reklamówkami z Tesco, tuż za nią drepce dwójka dzieci kurczowo uczepionych płaszcza. Trzy postaci i ich kilkanaście kroków wchłania pustka teatralnej przestrzeni. W spektaklu Moniki Pęcikiewicz ciało człowieka wydaje się ulotne i przezroczyste. Bohaterowie Onych są jak duchy, które usiłują przedrzeć się do świata żywych. Ujawniają wszelkie tkwiące w nich tajemnice w sytuacjach ekstremalnego psychicznego napięcia - to, co najbardziej bolesne i wstydliwe, zostaje obnażone, by chwilę potem obumrzeć. Spektakl jest wariacją na temat Czechowowskiego świata, intensywną i przerażającą.

Z początku widać tylko pęknięcia, drobne rysy. Cała przestrzeń wygląda jak szczelina. Z lewej strony wyrastają wielkie zielone arkady z czterema przejściami - ślady bogactwa i prestiżu, jakim cieszyła się niegdyś rodzina Prozorowów. Prawa strona to dom sióstr - niewielkie wnętrze otoczone metalowym rusztowaniem, na którym zawieszono tandetną kuchenną meblościankę, na środku postawiono stół i krzesła. Kolejność scen jest zgodna z dramatem Czechowa - spektakl zaczyna dzień imienin Iriny (Kinga Preis), a kończy zabicie Tuzenbacha (Wojciech Ziemiański). Jednak reżyserka konsekwentnie rozcina na kawałki świat sióstr, dekonstruując język, jakim posługują się bohaterowie, dokłada wiele elementów, które dezintegrują i tak już zachwiany ład. "Cip. cip" Solonego (Maciej Zabielski) przekształci się w końcu w powtarzane ze złością słowo "cipka", a Natasza (Anna Ilczuk), która u Czechowa jest niegustownie ubrana, w spektaklu wygląda jak dziwka.

Rytm obu części spektaklu przypomina rozkręcanie się zardzewiałej karuzeli. W pierwszej części akcja rozwija się powoli, z wyczuwalnym trudem, bohaterowie, usadowieni na krzesłach, nieruchomieją w jaskrawym świetle kuchni. Ale jeszcze są razem, uparcie tłoczą się na wydzielonym skrawku podłogi. Bliskość ich ciał obok pustej powierzchni sceny potęguje wrażenie zatrzaśnięcia, uwięzienia, chociaż w pewnych momentach nieudolnie skonstruowane sceny zbiorowe przekształcają się w chaotyczny korowód zdezorientowanych aktorów.

Druga część nabiera tempa. Postaci zaczynają krążyć po scenie, jakby nie potrafiły znaleźć sobie wygodnego miejsca, zagarniają krawędzie sceny, schodki prowadzące do foyer, wejścia na widownię. Przestrzeń spektaklu niweczy pragnienia bohaterów, hermetyczny dom Prozorowów przekształca się w otwarte z każdej strony wnętrze, które przekreśla możliwość intymnego doznania. Obrazy wpisywane w tę przestrzeń rozgrywają się symultanicznie - poszczególne miejsca gry zostają wypunktowane światłem, wyłaniają z ciemności zmęczone ciała bohaterów. Przestrzeń zastawiana jest pustymi krzesłami. Zwykłe, zniszczone krzesła to ironiczny komentarz do tego, czym stało się życie sióstr po śmierci ojca.

Scenę oświetlają rozmaite barwy - niebieska podłoga, zielone albo żółte ściany arkad, czasem w tle pojawia się ognista czerwień. Żywe, pełne ekspresji kolory przewrotnie roziskrzają ponury świat bohaterów, w zderzeniu z ich wyczerpanymi twarzami funkcjonują jako iluzja aktywnego, pięknego życia. Światło rytmizuje przedstawienie, wyznacza pauzy, punktuje najistotniejsze fragmenty. Wydobywa sylwetki bohaterów i w zaskakujący sposób je modeluje.

Trzy siostry to w spektaklu dojrzałe kobiety, dlatego ich świat wydaje się jeszcze bardziej statyczny, uczucia szybko krzepną. Sposób, w jaki bohaterki funkcjonują na scenie, polega zwykle na konfrontacji z mężczyzną - symultanicznie zorganizowana akcja zdarzeń sprawia, że wydają się nieustannie otoczone rywalizującymi konkurentami. Pęcikiewicz kreśli tym samym obraz pełen liryzmu i utajonej ironii - scena, w której nagi Tuzenbach (Wojciech Ziemiański) czeka na Irinę, a potem - zawstydzony - odchodzi w milczeniu, należy do najsmutniejszych w spektaklu. Flirty i namiętności przynoszą eksplozję agresji w groteskowej scenie, w której karzeł Solony rzuca się z pięściami na Tuzenbacha. Nienawiść i zdrada zostają w spektaklu szczególnie mocno zaakcentowane, zwykle są to jedyne siły, które dynamizują wydarzenia. Stany emocjonalne bohaterów uległy zintensyfikowaniu, działania zostały wyeksponowane i dosadnie pokazane. Pęcikiewicz niczego nie ukrywa, sytuacje pomiędzy postaciami rozgrywa tak, by zdemaskować tę sferę ludzkiej egzystencji, która stanowi tabu.

Współczesne kostiumy dobitnie charakteryzują postaci. Nawet gdy bohaterowie milczą, kostium doskonale informuje o nich - ekstrawagancki, małomiasteczkowy styl młodziutkiej Nataszy (różowa sukienka, kiczowaty lśniący top. buty na wysokich obcasach) ilustruje wypowiadane przez nią słowa. Nataszato modnisia, która nieustannie zmienia stroje, co zdradza jej nieprzewidywalność i nieopanowanie - w scenie pożegnania z kochankiem Fiedotikiem (Michał Mrozek) wybiegnie na scenę w koszulce i rajstopach. Anna llczuk stworzyła interesującą postać, która przypomina pełne seksapilu, aroganckie gwiazdy muzyki pop - drażni i irytuje. Andrzej (Tadeusz Szymków) wygląda jak miejscowy cwaniak o tłustych włosach, nosi spodnie ze skaju i podobnie jak Natasza, sprawia wrażenie ordynarnego. Z kolei Wierszynin (Wiesław Cichy) jest zadbany, zawsze elegancki i dumnie wyprostowany - to jedyna postać zgodna z Czechowem. Ciało Olgi (Bożena Baranowska) w czarnej garsonce wydaje się sztywne i ściśnięte, każdy jej gest ogranicza perfekcyjnie wyprasowany kostium. Złota halka Maszy wystaje spod zielonej spódnicy w kratę - wystarczy rozsunąć zamek błyskawiczny i już można oddać się miłosnym uciechom z Wierszyninem. Kostium Maszy jest elastyczny, uszyty z materiału, który się nie gniecie - po co przykuwać uwagę Kułygina (Stanisław Melski), który i tak wszystkiego się domyśla? Rola Haliny Rasiakówny opiera się na kontraście - najpierw jej Masza sprawia wrażenie nerwowej, złośliwej baby, potem doskonale wykorzystuje swoje "pięć minut" miłości i przemienia się w podpitą, roześmianą dzierlatkę. Irina najpierw pojawia się we wzorzystej, zwiewnej sukience i zimowych kozakach - wydaje się zmęczona, cechuje ją pewna niedbałość. Kostium w drugiej części spektaklu subtelnie zaznacza w niej metamorfozę - w fioletowym sweterku i niebieskiej spódnicy wygląda młodo i świeżo. U Czechowa Irina z trzpiotki przeistacza się w dorosłą kobietę, z kolei Pęcikiewicz kreśli zaskakujący finał, w którym Irina beztrosko jeździ na rowerze, żartując z Tuzenbachem, a potem chichocze wraz z siostrami. Jednak nawet w tej idyllicznej scenie jest skoncentrowana, jakby świadoma losu, który ją czeka. Kinga Preis w niezwykły sposób buduje postać Iriny - kryje się w niej dobroć i jakaś upiorna tajemnica, Irina w wykonaniu Preis to istota z odległej krainy, niedostępnej dla ludzkich zmysłów.

Pewnej nierealności dodają przedstawieniu pieśni chóru zderzone z czarno-białą projekcją pogrzebu starego Prozorowa, widać na niej trumnę i fragmenty twarzy sióstr. Złożony z kobiet i mężczyzn chór (wśród nich także siostry) uosabia ład, do którego tak tęsknią bohaterowie. Świetną sceną jest osobliwy koncert Iriny, który przypomina bardziej sen niż fragment rzeczywistości. Banalna suszarka do ubrań przeobraża się w dziwaczny instrument, rodzaj ogromnych skrzypiec - Irina ożywia przedmiot smyczkiem, wydobywając z niego zgrzyty i szczęknięcia. W rytm trzepania dywanów Irina wyśpiewuje swoje pragnienie miłości i szczęścia: "Kiedy się dziś obudziłam, wstałam, umyłam się, zaczęło mi się zdawać, że rozumiem wszystko, co się dzieje na świecie, że wiem, jak trzeba żyć. Zaraz spadnie deszcz i wszystko odświeży, wszystko kwitnie, tonie w słońcu tyle, tyle światła. Poczułam się szczęśliwa, przypomniało mi się dzieciństwo, jakie cudne myśli kołysały mnie, jakie myśli". Skąpaną w fioletowym świetle postać naznacza groza i irrealne szaleństwo.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji