Artykuły

Metafizyka "Rewizora"

Zagadkowy nieco i dziwny, a przede wszystkim nie szablonowy jest ten "Rewizor". Gdyby pokazano go nam w czerwcu, byłby to spektakl ostry politycznie, z podtekstem, odważny. Teraz taki już nie jest. Jego walory teatralne, a nie interpretacyjne wysuwają się dziś na plan pierwszy.

"Rewizor" w reżyserii Izabelli Cywińskiej nie jest bynajmniej starą, realistyczną dziewiętnastowieczną komedią z arcyzabawnymi postaciami, charakterami i sytuacjami. To raczej na szeroką skalę zakrojony moralitet, pełen metafor, treści i nastrojów zgoła metafizycznych. Studium psychologiczne zamkniętej i dusznej, odizolowanej od całego świata społeczności pod kloszem. Z prozy Dostojewskiego raczej rodem, z teatru Witkiewicza. Rzecz o paraliżującym wszelkie ludzkie myśli i poczynania strachu, Horodniczy boi się Chlestakowa, Chlestakow Horodniczego. A wszyscy dookoła boją się ich obu, a przede wszystkim swej wszechpotężnej petersburskiej centrali.

Kluczową sceną dla zrozumienia sensu i istoty założeń reżyserskich tego spektaklu jest chyba pierwsze spotkanie Horodniczego z Chlestakowem. W tradycyjnym ujęciu powinna to być bardzo śmieszna scena. Typowa komedia omyłek. Ktoś kogoś wziął za kogo innego. Stąd całe nieporozumienie i kłopot. Ot i cała sprawa. U Cywińskiej jest inaczej. 0to stają naprzeciwko siebie dwaj szermierze. Z jednej strony młodziutki i niepozorny Chlestakow - Wiesław Komasa, z drugiej potężny miejscowy kacyk, gracz polityczny i satrapa, Horodniczy - Janusz Michałowski. Długo, w całkowitym milczeniu wpatrują się w siebie. Badają swe możliwości, rozpoznają. Już zdaje się, że Horodniczy wątpi, nie tak przecież wyobrażał sobie rewizora z Petersburga. Ale w końcu strach bierze górę. Poddaje się. Nie ryzykuje. Odtąd gra należy już do Chlestakowa.

Tak pomyślany "Rewizor" jest po prostu inny niż u Gogola. Nie ma tych typowo gogolowskich postaci, bardzo zabawnych i komediowych, a równocześnie groźnych w swej satyrycznej wymowie. W znacznej mierze ogranicza swobodę i możliwości interpretacyjne aktorów. Nakłada na nich maski, programuje ich. Stąd w pierwszych scenach spektaklu pewnego rodzaju dezorientacja wśród widzów. Dlaczego w taki akurat sposób oni grają, skąd tyle pauz i scen rozegranych niemal na sposób pantomimiczny.

W miarę jak przedstawienie rozwija się, wiele spraw i wątpliwości się wyjaśnia. Spektakl nabiera urody teatralnej i blasku. Mimo to jednak chwilami odnosi się wrażenie, że może za dużo tu tej teatralizacji i metafizyki jak na komedię Gogola.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji