Zatupani (fragm.) - Efekt skociałej truskawki
A czy obchodzą nas "Trzy siostry"? Teoretycznie mogłyby to być dla nas osoby interesujące, praktycznie - we Współczesnym - nudzą nas jeszcze bardziej niż siebie nawzajem. Przyznaję, że nie rozumiem jak to możliwe, by tak dobry materiał dramaturgiczny w połączeniu z tak interesującym zespołem dał efekt "skociałej truskawki". Niby to wszystko jeszcze ładne, niby soczyste, a przecież podeszło już wodą i w ogóle straciło smak.
Maciej Englert zawierzył formule, że jak Czechow to egzystencjalny smutek, nieszczęście w powietrzu, dobrzy aktorzy, a reszta sama wyjdzie. Tymczasem wyszło na to, że trzy siostry tak naprawdę nie wiadomo czego chcą, w ogóle jest im nieźle i "ho, ho gdybym to ja miał taki samowar i taką werandę...!"
Brutalnie rzecz nazywając, przedstawienie we Współczesnym nie mówi nam dokładnie o niczym. Do tego, by udowodnić, że ludziom rzadko udaje się spełnić ich marzenia, nie trzeba Czechowa. Jego legendarny smutek wynika wszak ze świadomości, z poczucia zawieszenia w próżni, pośród bezsensu wszelkiego działania, w dramatycznym rozdarciu pomiędzy ideałami a rzeczywistością. Trzy siostry we Współczesnym nie tyle są jednak nieszczęśliwe, co obrażone na los: starzejąca się, anachronicznie dobra Olga (Maja Komorowska), zgorzkniała aż po złośliwość Masza (Marta Lipińska) i naiwna aż po świadomość swej naiwności Irina (młodziutka Katarzyna Figura, którą unieszczęśliwiono na scenie paskudną peruką). W tym słabym przedstawieniu tylko rola porucznika Tuzenbacha (Krzysztof Wakuliński zdawała się mieć większy, serdeczniejszy, humanistyczny wymiar. Często jednak sprawiało to wrażanie, jakby ta jedyna kreacja przedstawienia powstała "przeciwko" koncepcji reżysera.