Znakomici aktorzy w bardzo smętnych sztukach (fragm.)
Kontrowersyjnie natomiast, oceniany bywa spektakl "Trzech sióstr" Czechowa, wyreżyserowany przez Macieja Englerta w jego Teatrze Współczesnym; bodaj pierwsza to w Warszawie inscenizacja "Trzech sióstr" od czasu wodewilowej interpretacji Hanuszkiewicza w Narodowym przed trzynastu laty, inscenizacja powracająca do tradycyjnej formuły przedstawienia tak smętnego i nużącego, jak egzystencja trzech bohaterek sztuki w małym miasteczku, "daleko od Moskwy".
Niektórzy zarzucają Englertowi, iż nie ma w jego koncepcji sztuki właściwej atmosfery, że zagubił się Czechow, a została rozwlekłość i nuda, zaś aktorzy jeśli nawet dźwigają swe role, to każdy dźwiga w swoją stronę... Co do mnie jednak, to oglądałem te "Trzy siostry" z dużym zainteresowaniem i dużą satysfakcją, a zważywszy bardzo gorącą reakcję widowni po - jakby nie było - trzygodzinnym przedstawieniu, sądzę, że nie byłem w swych odczuciach osamotniony. Przemawiało do mnie aktorstwo trzech scenicznych sióstr: Mai Komorowskiej (Olga), Marty Lipińskiej (Masza) i debiutującej w tym znakomitym gronie aktorskim niedawnej absolwentki PWST, Katarzyny Figury (Irina), bardzo podobały mi się role Czesława Wołłejki (Czebutykin), Krzysztofa Wakulińskiego (Tuzenbach), Grzegorza Wonsa (Solony), Marii Pakulnis (Natalia), uważam, że znakomitą scenografię zaprojektowała Krystyna Zachwatowicz.