Artykuły

Z kokonu codzienności

W niedzielę , wszyscy się w Kaliszu na jego rynku , i gdzieś na uliczkach obok spotykają znowu. Bogdan Tosza mówi do mnie: "Nie zdążyliśmy wczoraj...Nie powiedziałeś mi, co sądzisz o przedstawieniu..." Odpowiadam, że spektakl miał dużo piękna, ale gra trzech sióstr była "matowa", nie podo­bała mi się. I że całość - dłużyła się jednak. Reżyser: "Nie chciałem robić jakiegoś dramatu rodzinnego, mnie interesowała sprawa inteligencji. A że za długie? Jestem przywiązany już do tego przedstawienia, nie chcę nic teraz usuwać."

...W tutejszym teatrze wysta­wiono "Trzy siostry" Antoniego Czechowa. Sztuki tego pisarza stole wracają na sceny. "Trzy siostry" przygotowuje właśnie Janusz Nyczak w poznańskim Teatrze Nowym i Maciej Englert w Teatrze Współczesnym w Warszawie. "Wiśniowy sad" w reżyserii Krzysztofa Babickiego Teatr Wybrzeże pokaże na Ka­liskich Spotkaniach Teatralnych (które zresztą otworzy właśnie kaliski spektakl "Trzech sióstr").

Czechow pobudza dzisiaj wy­obraźnię twórców. Jakie jest więc to kaliskie przedstawienie?

Ma rzeczywiście swoje pięk­ności. W bardzo funkcjonalnej scenografii - przeszklonej, "ciepłej" przestrzeni domu - przesuwają się sprawy, ludzie Czechowa. Właśnie - przesuwają. Osiągnięciem spektaklu Bogdana Toszy jest bowiem jego polifoniczność przestrzenno-czasowa. Ten pokój trzech sióstr jest jakby ulicą, na której co chwila ktoś się zjawia ze swoimi nadziejami, smutkami. I zaraz znika, by ktoś inny po nim... A znakomita wprost jest scena likwidacji mieszkania Olgi, wy­noszenie, usuwanie wszystkiego, wraz ze zwijaniem dywanów nawet. Zostaje goła scena. Złu­dzeń spokoju i bezpieczeństwa już nie ma.

Dobrze grają w tym spektak­lu mężczyźni. Pięknym osiągnięciem aktorskim jest Wierszynin Macieja Grzybowskiego, skupio­ny w swojej wrażliwości, można nawet powiedzieć liryzmie. Os­tro, groteskowo, świadomy swych środków aktorskich prowadzi postać Solonego Janusz Grenda. Kułygin Jerzego Borka jest człowiekiem bez złudzeń, ale przecież upartym, gdy zabiega o siebie. Wierzy się w romantyzm Tuzenbacha Ireneusza Wy­kurza. Wiemy, że rzeczywiście wszystko przeżył już Czebutykin Jana Pyjora.

Oficerowie stacjonującego w miasteczku pułku są głównymi bohaterami tego spektaklu. I wierzy się smutkowi, ale i pasji niezgody na świat Wierszynina, gdy mówi on: "Niech upłynie jeszcze trochę czasu, może dwieście, może trzysta lat, a potomni też będą patrzeć na na­sze dzisiejsze życie z przeraże­niem, z szyderstwem, cała ta epoka wyda im się ciężka, kan­ciasta, nieznośna, dziwaczna".

Nie wierzy się natomiast niestety - trzem siostrom. Reży­ser zdjął z ich ról sentymenta­lizm, no ale w zamian niewiele istotnych spraw pozostało na scenie. Irina wpierw jest tylko infantylna, potem histeryczna; Olga - zupełnie właściwie bez wyrazu; Masza - nader manie­ryczna. Gdzieś się te postacie zatracają, gubią w tle, ich kwes­tie pozostawiają widza zupełnie obojętnymi...

Zwraca natomiast uwagę os­tro, charakterystycznie prowadzona rola Nataszy Beaty Kolak I skupienie Anfisy Kazimiery Starzyckiej-Kubalskiej. Spektakl, przynajmniej na pre­mierze, dłużył się. Czebutykin mył ręce i mył... "Siadały" wy­raźnie tempa.

Mimo tych krytycznych uwag przedstawienie to ma swój styl, swój - "charakter". I rozterki, zagubienia tych Wierszyninów, Tuzenbachów, Czebutykinów to przecież wieczne rozterki i poszukiwania sensu swego życia ludzi nie mogących, nie umiejących wyrwać się z ko­konu przytłaczającej codziennoś­ci.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji