Artykuły

Eksperyment z Czechowem

Przedstawienie to pojawiło się na scenie Teatru Ziemi Krakowskiej im. L. Solskiego równo 10 miesięcy temu. Jednakże pd upływie niemal roku, dokładnie czytając afisz teatralny tarnowskich "Trzech sióstr" Czechowa - bez trudu można zauważyć, że mamy do czynienia jakby z drugą premierą tej sztuki. Większa część bowiem obsady aktorskiej zdążyła się już zmienić, a nawet przy nazwisku inscenizatora widnieje drugie nazwisko firmujące reżyserię widowiska.

Jeśli więc - ujmując rzecz li tylko w liczbach - spośród 15 wykonawców premiery zaledwie sześciu dotrwało do chwili obecnej, nic dziwnego, że w nowym sezonie ów dramat Czechowa startuje niemal z pozycji wyjściowej. Wyjściowej, lecz - siłą faktu - różnej od modelu, jaki swej realizacji scenicznej nadał w lutym br. Bogdan Hussakowski. Jak informuje teatr w specjalnie drukowanym dodatku do programu: "...dokonaliśmy generalnych zmian w obsadzie tejże sztuki i postanowiliśmy wystawić ją od nowa trzymając się wszakże intrygującego zamysłu inscenizacyjnego pierwotnego przedstawienia. Autorem tego zamysłu jest Bogdan Hussakowski, reżyserię obecnego kształtu "Trzech sióstr" przejął Ryszard Smożewski. Scenografia Lidii i Jerzego Skarżyńskich, oczywiście, nadal ta sama". Muzyka w opracowaniu Mariana Wallek-Walewskiego, również.

Żałuję, że nie zdążyłem obejrzeć pierwszej wersji Trzech sióstr. Znaczne bowiem roszady osobowe, musiały poważnie wpłynąć na charakter całego przedstawienia. Musiały również wnieść inne cechy aktorstwa nowych wykonawców, co zapewne spowodowało odmienne aniżeli w lutowej premierze, rozłożenie akcentów gry. Akcentów zrozumiałych w odniesieniu do różnic warsztatowych i charakterologicznych, związanych z predyspozycjami każdego artysty, który bierze rolę po swym poprzedniku. Nie wydaje się więc rzeczą prawdopodobną, żeby nawet przy największym poszanowaniu zamysłu inscenizacyjnego Hussakowskiego - dało się utrzymać kształt pierwotny widowiska. Tym bardziej trudno w to uwierzyć, jeśli ręki do owej powtórki reżyserskiej nie dokłada sam twórca koncepcji spektaklu.

W TEJ SYTUACJI raczej z rezerwą wypada przyjąć zapewnienia ze strony teatru o trzymaniu się intrygującego zamysłu inscenizacyjnego pierwotnego przedstawienia. Pierwotny kształt spektakl już nie istnieje.

Komedia (komediodramat?) Czechowa ma piękne tradycje na polskich scenach. A zwłaszcza po wojnie w Teatrze im. J. Słowackiego, gdzie ongiś Bronisław Dąbrowski z całą plejadą świetnych aktorów wyczarował znakomite przedstawienie. W moim przekonaniu spektakl wzorcowy pod względem klimatu i gry aktorskiej. Był to Czechow bez wtrącania mu między wiersze akcentów uwspółcześniających. Ale Czechow tak działający na współczesną wyobraźnię, że aż dech zapierało od zagęszczonej atmosfery zaczadzenia niemożnością działań ludzi carskiej Rosji. Ale też i ludzi mogących żyć pod każdą szerokością geograficzną. To zespolenie cech rosyjskich i ogólnoludzkich, tak charakterystyczne dla Czechowowskiego widzenia świata, bez nadużywania jaskrawości satyry aby ją przekształcić w karykaturę - było atutem widowiska Dąbrowskiego. W pozorach tradycyjnej inscenizacji przekazał on, zawierzywszy tekstowi, prawdy o postawach izolacji społecznej. Bez względu na epokę. Lecz na tle uwarunkowań konkretnej epoki, i ta sceneria realistyczno-poetycka pozwalała rozsmakować się w Czechowie, równocześnie ukazując w sposób czytelny dla widza motywy oskarżenia systemu społecznego. Motywy wynikające z ograniczeń ideowych oraz myślowych bohaterów dramatu.

Później Jerzy Jarocki w Starym Teatrze podjął ryzyko groteskowego ujęcia tej tragikomedii. Sprawa wydala mi się wtedy dyskusyjna. Tym niemniej koncepcję swej inscenizacji przeprowadził Jarocki z żelazną logiką. Ale nie próbował (choć mógł) rozgrywać sztuki bez jej tła - na wzór egzystencjalnych zawieszonych w pustce, pytań jak z Becketta. Bo pustka wewnątrz postaci Trzech sióstr nie pojawia się na pustym polu akcji, w abstrakcji lub otoczeniu umownych znaków czy symboli. Ta pustka miała i może mieć "oparcie" w konkretnych ludziach na konkretnej scenie ich życia.

NIE WIEM natomiast, jaki to intrygujący zamysł inscenizacyjny usiłował nam przekazać Hussakowski. Jeśliby ów zamysł uwidaczniał się za pośrednictwem scenografii Skarżyńskich, wówczas - przy całym szacunku dla tej pary wybitnych artystów, dostarczających nam dotąd wielu wspaniałych podniet wyobraźni - musiałbym odpowiedzieć, że plastyczne ramy spektaklu są dla mnie nieporozumieniem. W sferze ideowej dzieła Czechowa. Potężna, przytłaczająca symbolizmem, wizja trzech gigantów-krzeseł-kanap w secesyjnej formie, odbiera z miejsca nawet tę umowną realność całemu dramatowi. Monumentalne meble wprowadzają od początku nastrój sztuczności. Sytuacje i dialogi ludzików pseudo-czechowowskiego świata, nagle odrywają się od konkretnych zdarzeń i znaczeń tekstu. Tekst zaś, okrojony - lecz z nałożoną na niego (przez reżysera) warstwą dodatkowej satyry, podlega procesowi pomniejszania swej naturalnej wagi. Karleją w wyniku tego zamysłu postacie, karleją ich sprawy. Traci ważność to, co autor delikatnie a przecież wyraźnie ukazuje: wegetację żywych-martwych wewnętrznie jednostek, czekających na swego Godota-Moskwę, jak na cud, który obudzi w nich nowe, inne życie. Cudu w sztuce nie będzie. I cudu na scenie też nie ma. Pozostaje formalny zabieg inscenizacyjny, z którego nic nie wynika. Oprócz odejścia od realiów wydarzeń. Wydarzeń, zresztą jak z bryka do Trzech sióstr - zaskakujących widza brakiem spójności akcji; nieoczekiwanymi następstwami działań, które każą się domyślać psychologicznych i fabularnych wątków, zamiast je przedstawiać w zgodzie z tekstem (historia Andrzeja i Nataszy, miłość Wierszynina i Maszy, postawa Doktora, stosunek Ireny do Tuzenbacha).

Nie mogę zrozumieć, dlaczego reżyser woli nie ufać Czechowowi, gdy ten pisze swe dzieło z wyczuwalną, lecz nie nachalną, nutą poetycko-satyryczną; woli natomiast spłycać wymowę sztuki, barwiąc ją krzykliwymi kolorami karykatury. Raptem ów "zmodernizowany" Czechow zaczyna przypominać Bałuckiego i Zapolska. Tyle, że od strony najbardziej powierzchownej, 2b analizowanej i posługującej się chwytami skeczowofarsowymi. Niknie nastrój, zostaje rodzajowość mieszczańska (anty), bynajmniej nie z salonu rodziny wprawdzie podupadłej lecz przyjmującej u siebie śmietankę towarzystwa w mieście. Nawet, gdy to miasto jest zatęchłą prowincją. I jak tu wierzyć owym pułkownikom, baronom, lekarzom mimo ich intelektualnej pustki - jak uprawdopodobnić degrengoladę społeczną, moralną, uczuciową, kiedy inscenizator sprowadza dramat średnich sfer prawie do kurnej chaty, udekorowanej niczym wnętrze domu publicznego z obrazów Toulouse-Lautreca ?

Czy to jest właśnie ów zamysł intrygujący, zgodnie z którym większość postaci gra nie swoje role z podziwu godnym niezrozumieniem tego, co mówi Czechow, a co im mówić przykazano?

ZASTANAWIAM SIĘ, czy nie leniej było zagrać Trzy siostry tradycyjnie, Bez uwspółcześniania Czechowa na siłę. Przecież w każdym z wykonawców tego spektaklu tkwią możliwości co najmniej poprawnego opracowania ról. Danuta Jamrozy, Maja Wiśniowska - zademonstrowały już choćby w Teatrze Ludowym aktorstwo interesujące, prawdziwie ambitne. Elżbieta Kijowska jest na pewno młoda i zdolną aktorką, zaś Janina Orsza-Łukasiewicz to nie tylko wytrawna aktorka, ale i reżyserka. Wojciech Łodyński należy do rutynowanych artystów. Młodsi - jak sykasz Fijewski czy Stanisław Elsner wykazali również w poprzednich rolach sporo uzdolnień i opanowania warsztatu. Więc co? Przeważnie nieporozumienia obsadowe. Do przyjęcia były role nade wszystko oszczędnego w wyrazie scenicznym Elsnera jako Tuzenbacha, Zbigniewa Korepty (Solony), Jamrozy (Ola). Wiśniowskiej (ale widziałbym ją raczej jako Nataszę, a nie Irenę), Łodyńskiego - Doktora, tylko z drugiej części spektaklu. Kijowskiej - jako Maszy, lecz nic puszczonej na żywioł "histeryczki z seksem" do którejś tam potęgi. Zbigniewa Gorzowskiego (Kułagin). jeśliby utemperował farsowość, Pijewskiego we wcieleniu innego Andrzeja, a nie jakiegoś Janka-Muzykanta. Doroszczyńskiego (Rode) bez narzuconego seplenienia oficerka z operetki.

Jak z innych sztuk były role Anty Urlaty (Natasza), Jerzego Wasiuczyńskiego (Wierszynin), Janiny Orsza-Łukasiewicz (Anfisa).

Eksperyment z Czechowem rzekomo uogólnionym, rozdrobnionym i usiłującym przybierać kozy Becketta - nie powiódł się. Wmawianie bowiem autorowi Trzech sióstr rzeczy, których tak napisał, musiało się zakończyć niepowodzeniem. Może jednak nie warto przedobrzać dobrych utworów klasyki dramatycznej?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji