W poszukiwaniu prawdziwego Czechowa
To, co nas tak bardzo przyciąga do Czechowa, do jego literatury, to umiar, takt i wyrozumiałość okazywana ludziom i światu. U Czechowa rzadko natrafiamy na osądy ostateczne, na charakterystyki jednoznaczne. Ktoś wydaje nam się zły, okrutny, a za chwilę zdobywa się na czyn zmieniający o nim nasze opinie. Postacie szlachetne, wzniosie w pewnych momentach tracą blask zasługując na współczucie.
Sztuka modelowana w teatrze na wizerunek beznadziejności nagle i wbrew intencjom realizatorów przemawia zdrowym optymizmem. Albo odwrotnie. Ktoś szuka rozwiązań pozytywnych, idealnych, a tu nagle wyziera szarzyzna, brzydota, kłamstwo.
Po prostu Czechow widzi i pokazuje świat w całej złożoności, nie trzyma się wyłącznie barw jasnych, ani wyłącznie ciemnych. Dysponuje pełną paletą. A odczucia są często sprawą indywidualną, zmieniają się z roku na rok, z epoki na epokę. Ilu już Czechowów mieliśmy w teatrze? Był Czechow z ambicjami społecznymi, typowo rosyjski, z rodzajową pedanterią ukazujący klęski inteligencji rosyjskiej z końca ubiegłego roku. Był Czechow sentymentalny, mistrz nastroju, pauzy, niedopowiedzeń, marzycielstwa. Był - całkiem niedawno - Czechow zjadliwy, ironiczny, kompromitujący ludzi niezdolnych do czynu.
Jakiego jeszcze poznamy? Trudno powiedzieć! Ciągle trwają spory o twórczość pisarza. Co jakiś czas tu i tam rozlegają się buńczuczne zapewnienia o odkryciu pełnego Czechowa. Ale nie wierzmy temu. Pełny Czechow, to właśnie Czechow spraw nie rozstrzygniętych, nie kończących się pytań, dążeń urojonych i realnych, rozczarowań prawdziwych i wydumanych.
Spójrzmy na przykład na "Trzy siostry" jedną z najpiękniejszych i najtrudniejszych zarazem sztuk Czechowa. Wielowątkowy utwór, pozornie antydramatyczny, prawie w ogóle pozbawiony akcji, szczególnie podatny jest na zabiegi interpretacyjne i poszukiwania tajemnic dramaturgii Czechowa.
Praktyka dowodzi, że najczęściej usiłowano odpowiedzieć sobie na pytanie - czy bohaterowie sztuki rzeczywiście żyją nadzieją i wiarą w możliwość zmiany, czy też przekonani są o zawiedzionych ambicjach i pogodzeni z własną klęską.
Znakomity aktor i inscenizator francuski Jean Louis Barrault w trzech zdaniach ujął treść i sens dramatu: 1. Bohaterki marzą o wyjeździe do Moskwy, 2. Czy wyjadą do Moskwy? 3.. Nie, nie wyjadą do Moskwy. Dał więc osąd krytyczny, pozbawiający bohaterów Czechowa resztek wiary, skazujący ich na prowincjonalną wegetację.
Wiele teatrów poszło tym tropem. Ironia okazała się z jednej strony świetnym lekarstwem na jednostronne widzenie w Czechowie proroka nowego, przyszłego życia, z drugiej strony trafiała w odczucia współczesnego człowieka, który chce żyć dniem dzisiejszym i realnie patrzeć na to co dzieje się wokół niego.
Myślę jednak, że nie należy z jednej skrajności popadać w drugą. Czechow nie był piewcą rewolucji, ale nie był też zjadliwym satyrykiem szydzącym z niedoskonałych ludzi i z sytuacji, w jakiej się znaleźli. Dostrzegał wszelkie nieprawidłowości życia, surowym okiem przyglądał się ludziom kalekim, zmarnowanym, osądzał ich trafnie, ale przecież zostawiał im furteczkę nadziei. Sprawą inscenizatorów jest umiejętne wyważenie proporcji i rozłożenie akcentów, przyjrzenie się z uwagą i z troską ludziom, którym nie powiodło się, ale którzy szczerze i z przekonaniem zadają sobie pytania - "Co robić?", "Jak żyć?", "Co będzie dalej?".
Reżyser przedstawienia olsztyńskiego Krzysztof Rościszewski pozostawiał furtkę postaciom sztuki - nie osądzał ich zbyt ostro, tuszował marzycielstwo i egzaltacje, gdzie trzeba pozwalał na odrobinę komizmu, dopuszczał chwilami do autentycznego dramatu. Przede wszystkim odnosi się to do tytułowych bohaterek. Odnosiłem wrażenie, jakby inscenizatorowi chodziło o wyeksponowanie trzech sióstr, o wydobycie ich złożonych osobowości, niepokojów, osobistych powikłań życiowych.
Od pierwszej chwili reżyser podsuwa widzom sugestie, wyręczając się niekiedy kostiumami zaprojektowanymi przez Krystynę Kamler. Najmłodsza z sióstr Irina (Anna Musiałówna) pojawia się w białym stroju, szczebiocze swoje tęsknoty za Moskwą. Jest przepełniona uznaniem dla pracy. Znajduje się o krok od ckliwości i jałowego marzycielstwa. Ale broni się i nabieramy przekonania do szczerości wyznań młodej dziewczyny.
Masza (Teresa Czarnecka-Kostecka), nosi czarną suknię. Tu już sprawa poważniejsza, tragiczniejsza. Niekochany mąż, narodziny uczucia do innego żonatego mężczyzny, smutek rozstania.
Między Iriną i Maszą jest Olga (Irena Telesz), w zlotach i w brązach, najbardziej doświadczona i mądra, dostrzegająca schyłek rodzinnego domu. Siostry są piękne, wzbudzają naszą sympatię. Tylko cóż z nimi począć? Jak zakończyć ich los? Rościszewski kończy przedstawienie recytowanymi kwestiami głównych bohaterek. To już gdzieś było? Chyba w krakowskim przedstawieniu Dąbrowskiego w 1949 roku. Czy właśnie taki finał przystoi tej sztuce?
Znacznie gorzej postępuje reżyser z pozostałymi osobami dramatu. Andrzeja i Natalię wręcz ośmiesza. Andrzej (Jan Pęczek), młody naukowiec z ambicjami, kończy złudzenia przy wózeczku z kolejnym potomkiem. Natalia (Elżbieta Kmiecińska) ośmieszona fatalnym strojem (Czy istotnie tak dosłownie należy trzymać się tekstu? To już oddzielne zagadnienie) później nie ma już odwrotu i gra przyczernioną domową tyrankę.
Z ról męskich najciekawiej prezentuje się sztabskapitan Solony (Wojciech Kostecki), nerwowy pedant, zamknięty w sobie, a kiedy odkrywa serce i zostaje odepchnięty - nic go nie może powstrzymać przed zemstą. Własne troski niosą ze sobą Wierszynin (Roman Michalski), stary lekarz Czebutykin (Józef Czerniewski), zakochany Tuzenbach (Wacław Z. Jankowski).
Nauczyciel Kułgygin (Stefan Burczyk), ciągle mówi o szczęściu, o harmonii, ale to jeden z tych nielicznych bohaterów Czechowa, którzy z pełną świadomością siebie okłamują. Piękne epizody obyczajowo-rodzajowe stworzyli Roman Szmar (odrobina potrzebnego humoru) i Witolda Czerniawska (odrobina niezbędnej rosyjskości), Roch Siemianowski i Wiesław Krupa temperamentem młodych oficerów ożywiają przedstawienie w momentach, gdy spada temperatura.
Kto szuka pełni życia, wielkich i małych spraw człowieka - niech zobaczy "Trzy siostry".