Artykuły

Czechow, poprzednik Becketta

To przedstawienie nie ma w Krakowie najlepszej opinii - ale od lat premiuje się tu raczej poprawne realizacje, a zapoznaje wszystko co wybitne. Wystarczy przypomnieć "Don Juana", "Matkę" czy "Nieboską" by udowodnić prawdziwość spostrzeżenia, zgodnego z ogólną prawidłowością a przeciwstawiającego się jedynie miejscowej legendzie. "Tylko tyle" - powiedział o "Trzech siostrach" wybitny uczestniczący w nich aktor - "tyle i tak " - dodał pełen dezaprobaty, myślał bowiem, że Jarocki więcej ze sztuki wydobędzie. Był, oczywiście, niesprawiedliwy: reżyser wydobył wszystko co wydobyć można przeczytawszy dziś Czechowa poprzez utwory i lata dzielące nas od daty powstania "Trzech sióstr". Przeczytał go rzetelnie, a nawet z pietyzmem, przez co wielu ludziom spektakl wydał się bez mała tradycyjny. Przywalony nużącą graciarnią, swoistym testimonium pauperitatis Prozorowych, gdy oponentom marzyła się zapewne świetność dawnych dworów, nie wiem jak zobaczonych nagle - w miasteczku.

Rzeczywistość stworzona przez Jarockiego i scenografkę przedstawienia Urszulę Gogulską jest skromna, by nie powiedzieć: zgrzebna. Jest w niej wspomnienie o dawnej zamożności stłoczonej nagle w zbyt ciasnym mieszkaniu. Jest nasycona, materialna przeszłość ważna dla atmosfery dramatu, który w ujęciu Jarockiego jest egzystencjalnym dramatem rozmijania. Rozmijania i pozornej przypadkowości, którą rządzą twarde prawa losu spychającego w nicość ludzką mierzwę. "Trzy siostry" na krakowskiej scenie stają się więc dramatem ludzi daremnie walczących o autentyczność własnej egzystencji wśród pozorów i zakłamań o nasyceniu przybierającym chwilami postać absurdu. Wszystko jest na niby. Wszyscy ścigają własne złudzenia, które się nie spełnią. Jakby złudzenie było jedyną formą ucieczki przed okrucieństwem świata i prawami istnienia.

To wymieszanie płaszczyzn i znaczeń, postaw i osobowości wplecionych w przemijające powoli trwanie tworzy polifonię, w jakiej zawarta została gorzka filozofia autora "Wiśniowego sadu" o godnej współczucia kondycji człowieka. Filozofia tak współczesna i znajoma zarazem jakby "Trzy siostry" napisano nie tylko po Kierkegaardzie, ale i po Sartrze i po Becketcie... Irina roi o szczęściu osiąganym w pracy "w pocie czoła", chociaż nie ma o niej najmniejszego pojęcia (pierwsze jej zajęcie okaże się rychło "bez poezji, bez myśli"), baron Tuzenbach mówi o niezmienności i cudowności życia marząc również o pracy, o której, podobnie jak Irina, nic przecież nie wie, Andrzej zaś, nadzieja i duma trzech sióstr, namaszczany swego czasu do roli profesora uniwersytetu, a zniszczony przez ciemną drapieżność kobiety, bardzo podniesionym głosem rozprawia o szczęściu i godności, co nie przeszkadza kraść mu z damskiej torebki paru rubli - jest to bowiem sztuka o wielości pozorów i nieustannych konfliktach między marzeniem a rzeczywistością wystawiającą marzeniom jednoznaczne świadectwo.

Masza słyszy gęganie gęsi, marzy się jej "klucz lekki i złoty", już jej "lecą wędrowne ptaki..." - gdy przez scenę przebiega pokojówka z świeżo sprawionym, wykrwawiającym się jeszcze egzemplarzem, który na chwilą przed nożem wydawał te przenikliwe, ale inną sytuację symbolizujące dźwięki. Marzenia w przedstawieniu Jarockiego są bolesną złudą wobec życia reprezentowanego przez siły ciemne i prymitywne o biologicznej witalności i potędze instynktu. Prostackie "cip, cip, cip" Solonego, który nie myśli lecz wie, symbolizuje układ odniesienia Czechowowskiej filozofii - i zawartej w przedstawieniu interpretacji - na równi z szlachetną frazeologią Tuzenbacha, zadowoloną z siebie głupotą Kułygina. Służą jej urywki wiadomości czytane przez starego Czebutykina, przypominające najbardziej wyszukane cytaty z dzisiejszej prasy. Świadczą bowiem nie tylko o trawiącym świat absurdzie, ale i odczuciu tego absurdu przez autora i reżysera sztuki. Nawet wesołość wydaje się tu mocno konwencjonalna, jakby była zaledwie pustą ceremonią. Wszystko toczy się obok siebie, wzajemnie nieprzenikalne, a przecież okrutne. Odjeżdżą Wierszynin, Masza deklamuje nieustannie Puszkina, w ogrodzie Prozorowych słychać przytłumiony wystrzał, a ostatnim refleksjom Olgi towarzyszy narastająca błazeńska maska.

Niezwykłość krakowskiego przedstawienia polega na bardzo radykalnym pokazaniu intencji i postaw zawartych implicite w utworze Czechowa. Intencje te i postawy pozwalają mówić o niewątpliwym prekursorstwie tego pisarza wobec współczesnych filozofii i obsesji egzystencjalnych - gdzie tępy i ciemny instynkt Nataszy zwycięży łatwo szlachetne ambicje Andrzeja, subtelną osobowość Barona unicestwi brutalnie prymitywna zawiść Solonego. Zostanie tylko uroczy debil z dyplomem lekarza i zostaną siostry wplecione w rytm tego życia, nieświadome jego sensu i celu, skazane na jałowe trwanie. Zostanie rzeczywistość, w której jedynym szczęśliwym człowiekiem okaże się poczciwa starowinka bezgranicznie rada z swojego "pokoiczku i łóżeczka" w "mieszkaniu wielkim, rządowym".

W pozornie tradycyjnej formie tego spektaklu odnajdujemy spoiste i przekonujące pokazanie filozofii Czechowa przypominające najżywiej postawę, a nawet dramaturgię Samuela Becketta. Tyle że gdy Beckett zamykał wiele płaszczyzn i spraw w jednym nurcie kojarzeń, w jednym zdaniu nieomal - Czechow rozpisuje je nieco szerzej, nie odbierając im jednak ostrości i głębi. Tu i tam nic się - w zasadzie - nie dzieje, lub tu i tam dzieje się - jeśli kto woli - wszystko. Tu i tam prawdziwym tematem jest trwanie wyznaczające bez reszty kondycję człowieka. A gdy dodamy jeszcze, że krakowski spektakl jest nieomal w całości znakomicie grany, przynosi rzadko spotykane nagromadzenie kreacji, by z braku miejsca wymienić tylko Ewę Lassek w roli Maszy, Mirosławę Dubrawską jako Olgę, Jerzego Bińczyckiego - Andrzeja, Antoniego Pszoniaka - Barona, Marka Walczewskiego - Wierszynina, Kazimierza Fabisiaka - Doktora, Wiktora Sądeckiego - Kułygina, Celinę Niedźwiecką - Amfisę, Krystynę Mikołajewską - Irinę, Zdzisława Maklakiewicza jako Solonego, czy Romana Wojtowicza w roli Fiereponta - zrozumiemy wagę tego przedstawienia nie tylko w scenicznych dziejach Czechowa w Polsce, ale i w hierarchii osiągnięć krakowskiego teatru. Takie "Trzy siostry", świadomie odsunięte od sentymentalnej tradycji MCHAT-u, odległe od innych współczesnych prób ich ożywienia - przynoszą na pewno chlubne świadectwo.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji