Artykuły

Noc Mateusza Birkuta

"Noc" w reż. Mikołaja Grabowskiego w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Zaraz za zakrętem, we wsi, zaczęła się mgła.

Andrzej Stasiuk "Jadąc do Babadag"

Zaraz po 19.15, na Dużej Scenie Narodowego Starego Teatru, zaczęła się cegła. Ruszyła godzinka scenicznego plakatu, oczywistego i prostego niczym kielnia. Godzinka scenografii, której przaśność idzie o lepsze z przaśnością murarskiej zaprawy. Godzinka aktorstwa godnego subtelności poziomicy - tu pion, tu poziom, tu kąt prosty, a reszta się nie liczy. Wreszcie godzinka reżyserii lotnej lotnością kruchego koziołeczka, co dzielnie i uparcie tryka filcową antenkę beretu legendarnego Birkuta Mateusza.

Cegła zatem. Wprawdzie trwająca ledwie godzinkę i kilka minut, ale jednak - cegła teatralna. A co cegła, to cegła. Żartów nie ma, cegłę trzeba traktować poważnie i z godnością - co też czynię. Zwłaszcza zaś - nie czynię twórcom zarzutu z sążnistej cegłowatości ich tak przecież ważkiego dla Polski i Niemiec przedsięwzięcia duchowego. Czy artyści kiedykolwiek i gdziekolwiek dali słowo estetycznego honoru, że cegły nie zaprezentują? Nie. Więc?

Tu się tworzy, tu się muruje - więc odejdź mały defetysto, bo cię opluję! Ja nie odchodzę, bo ja nawet nie podchodzę. Z daleka podziwiam. Z daleka słucham i patrzę na tę plakatową opowiastkę o trudno-kwaśno-kolczastych stosunkach polsko-niemieckich, co na przestrzeni dziejów narosły. Z daleka śledzę cegłę kolosalną, na której żałośnie płaskich ścianach odmalowują się dzisiejsze, w nawias wiców wzięte, kwasy między narodami naszymi. Co robić? Coś, co porozumieć się pozwoli, albo co pozwoli zasypać przepaść, zerwać zasieki, zgruchotać mur niewidzialny, acz fundamentalny. A co mury takie kruszy najskuteczniej? Rzecz jasna - dowcip. Kojący wszelkie bóle młot kabaretowego jajcarstwa! Czy muszę dodawać, iż w wyreżyserowanej przez Mikołaja Grabowskiego "Nocy" Andrzeja Stasiuka również młot ocalający ma walory wszechobecnej cegły?

Na scenie mur ceglany i w jednej z pierwszych minut samochód-cegła mur rozwala. Tak się "Noc" rozpoczyna. Łomotem. Po czym wszystko idzie wedle starej, dobrej poetyki teatrzyków plakatowych, co jasno i węzłowato referują problemiki społeczne, referują je tak "na biało", jak ongiś na szkolnych akademiach dorodne dziewuchy z VII c i dziarskie chłopaki z VIII d - a wszyscy z "flagowymi" goździkami przy mocno bijących sercach - studziennie "na biało" referowali wiersze Władysława Broniewskiego. I oto mamy naczelny walor chóru Grabowskiego, chóru pięciu aktorek-cegieł, co Stasiuka referują tak, jakby Broniewskim był. Między tamtymi dziewuchami i chłopakami a ceglanym chórem Grabowskiego różnica tylko taka mianowicie, że ceglany chór Grabowskiego - łazi.

Chór człapie więc i Stasiukowe zdania podając w poetyce referatów klepanych na konferencji kardiologicznej, zarazem komentuje akcję, wydumaną przez naszego bieszczadzkiego Sofoklesa. Ta zaś - straszliwie, że tak powiem, "wolnoamerykańska" jest. To fabułka sklecona wedle klasycznej zasady starych amatorów teatralnych: aaa, niech już idą konie po betonie! No i poszły. Ich chód stukający w taki oto cymes się sklecił. Niemiec zabija w Niemczech złodzieja Polaka. Zabija, ale i sam ze wzruszenia ostrego zawału serca dostaje. Jedynym ratunkiem - przeszczep. No i kto dawcą się okazuje? Zgadliście! Tenże złodziejaszek oddaje Niemcowi serce polskie!

Zdumiewające, jakim cudem prozaik tej, co Stasiuk klasy sam przed sobą mógł się zgodzić na tej klasy sieczkę dramaturgiczną? Przecież, na Boga, tutaj właściwie nic z niczym się nie zgadza! Wiem, wiem - całość utrzymana jest w modnej ostatnio u teatralnych publicystów formie narracji luźnej. Wiem - ale czy tenże "luźny kalafior" narracyjny aż tak luźny być musi, że o teatrze w ogóle mowy nie ma, mnie zaś na widowni Narodowej Świątyni Melpomeny portki same opadają - i to gdy w fotelu siedzę?! Niepojęte. Tak dalece niepojęte, że tylko retoryczne pytanie ciemność tę wyjaśnić może. Po iluż to niekończących się nocach nadszedł wreszcie ten fatalnie drżący świt, kiedy Stasiuk wreszcie zwlókł się z łoża i "Noc" swą na papier wylał, zapisując, co mu w trudnej kwestii stosunków Wschód - Zachód ślina na stalówkę przyniosła? Nie wiem. Pewne jest tylko jedno - dał światu stylistyczną cegłę.

Rzecz jasna - także i ta cegła nie jest zarzutem. Nie jest, bo autor w programie do cegły mówi wyraźnie: "Chciałem napisać sztukę (...) plotącą co ślina na język przyniesie". Udało się. I w ogóle się udało. Mamy ceglany kontrapunkt starożytnie chóralny. Mamy solidną hałdę obiegowych banałów - Polaczek to pijaczek i złodziejaszek, a Niemiaszek to ponurak i zasadniaczek. Są dwie w miarę śmieszne scenki - rozmowa trupa z duszą i tegoż trupa, już bez wyjętego serca, finalna dysputa z nowym właścicielem owego serca. Wyszła im zamierzona cegła. Ten plakatowy pokazik prawdek czystych, łatwych i przyjemnych - udał się wcale ładnie.

Udał się, bo udać się musiało. W końcu jeśli mowa jest o Starym Teatrze, a nie o wsi, to na żadną ciekawą mgłę zaraz za zakrętem nr 19.15 liczyć nie można. Można liczyć tylko na kabaret. Na to liczyłem - i to otrzymałem. Zaserwowano dowcip, co się lokuje między cegłą dziewcząt z Szumu a cegłą chłopców z Formacji Chatelet. Na PaKĘ "Noc" wysłać, a nagroda pewna: bezpieczny golfowy kij z gumy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji