Artykuły

Warszawa. Teatr Jandy

- Tak się ułożyły sprawy wokół mnie, że nie mam miejsca, w którym mogłabym grać, w związku z czym pewnego poranka postanowiłam, że je stworzę sama. Całe moje doświadczenie, wszystko co umiem muszę związać z jednym miejscem na te kilkanaście lat grania, które mi pozostało - o projekcie własnego teatru mówi Krystyna Janda [na zdjęciu] w rozmowie z Romanem Pawłowskim.

Krystyna Janda po odejściu na urlop z Teatru Powszechnego przez cały rok szukała miejsca na teatr w Warszawie. I znalazła w dawnym kinie Polonia. Prowadziła rozmowy m.in. z Wytwórnią Wódek Koneser na Pradze, oglądała piwnice przy ul. Olesińskiej. Ale żadna lokalizacja nie była dobra. Kino Polonia brała od początku pod uwagę ze względu na doskonałe położenie i tradycje. Na przeszkodzie stały jednak sprawy własności, kino ma bowiem dwóch właścicieli: sala należy do przedsiębiorstwa Max Film, podlegającego urzędowi marszałkowskiemu, natomiast hol do miasta. Dopiero gdy władze miejskie zadeklarowały współpracę, aktorka zdecydowała się na kupno. Wciąż jednak czeka na podpisanie umowy z miastem na wynajęcie holu, bez którego działalność teatru jest niemożliwa. Kiedy porozumienie zostanie zawarte, ruszą przygotowania.

Roman Pawłowski: Pani zwariowała! Zainwestowała pani w teatr swoje prywatne pieniądze, sprzedaje pani dom. Co na to wszystko rodzina?

Krystyna Janda: Póki co wszyscy są przerażeni. Mama zapytała, czy Milanówek sprzedamy też. Powiedziałam: "mamo przyrzekam, że Milanówek będzie ostatni".

Czy ta inwestycja kiedykolwiek się zwróci?

- Koszt zakupu sali chyba nigdy. W każdym razie my z mężem na tym nie zarobimy, może nasze dzieci.

Jak reagowali urzędnicy na pani pomysł?

- Wszyscy robili oczy jak filiżanki i pytali, czy pani zwariowała? Czy pani naprawdę chce to zrobić? Mówili to ludzie, którzy wiedzą, ile kosztuje teatr, bo sami dają na teatr dotacje. A ja uspokajałam: panowie, zobaczymy.

Dlaczego zdecydowała się pani na to szaleństwo?

- Tak się ułożyły sprawy wokół mnie, że nie mam miejsca, w którym mogłabym grać, w związku z czym pewnego poranka postanowiłam, że je stworzę sama. Całe moje doświadczenie, wszystko co umiem muszę związać z jednym miejscem na te kilkanaście lat grania, które mi pozostało. Do otwarcia prywatnego teatru namawiał mnie Feliks Łaski, nieżyjący już mecenas warszawskich scen. Mówił: "spróbuj, zaryzykuj, ja ci pomogę". No i wyszło na to, że ja realizuje jego myśl, a jego już nie ma.

Dlaczego teatr prywatny?

- Widziałam podobne sceny w Niemczech, nawet w Brazylii, pomyślałam, dlaczego nie u nas? Tego rodzaju placówka kulturalna będzie swego rodzaju rewolucją w życiu teatralnym Warszawy. Ale ciągle napotykamy na problemy. Okazuje się, że nawet polskie prawo nie przewiduje takiej sytuacji, jak prywatny teatr.

Czy zostawi pani stary szyld Polonia?

- To świetna nazwa, z tradycjami.

A nie Teatr Krystyny Jandy? Jak przedwojenny Teatr Marii Malickiej?

- Nie, to nie brzmi dobrze. Poza tym ja się tak strasznie nie wyrywam do grania. Chciałabym dać miejsce młodemu pokoleniu. Na początek starczy mi sił, żeby rozkręcić teatr, a potem przejmie młodzież, a ja będę się tylko darła i biła linijką po łapach.

Na tej małej scenie nie da się wystawić wszystkiego, zwłaszcza wielkiej klasyki, nie żal pani?

- Żal, niektórych moich wymarzonych ról nie będę tu mogła zagrać, na przykład Klitajmestry w "Agamemnonie". Ale już się w życiu nagrałam, i w klasyce, i w filmie, tak że mogę się dzisiaj zająć repertuarem nieco innym, który wymusza to miejsce.

Czy przeniesie pani tu swoje spektakle z Teatru Powszechnego?

- Niestety prawa producenckie ma teatr, nie ja. W grę wchodziłoby odkupienie praw do niektórych spektakli, oczywiście przy dobrej woli dyrekcji.

Co będzie na afiszu w pierwszym sezonie?

- Na początek zagramy coś małego, choćby w tym holu, żeby zapłacić rachunki za prąd i ogrzewanie. Później najlepsze rzeczy przeniesiemy na scenę, gdy będzie gotowa. W pierwszym sezonie chciałabym zrealizować cykl pod nazwą "Europejki", we współpracy z polskimi wydawnictwami. Ma to być seria kameralnych spektakli, opartych na książkach, które napisały młode pisarki z byłej Jugosławii, Ukrainy, Rosji, Słowacji i Czech. To fascynujące historie, dotyczące życia w nowej Europie. Chciałabym zaprosić do tego projektu młode aktorki i młodych reżyserów, w ten sposób powstałby kolaż opowieści o pokoleniu z Europy Środkowo-Wschodniej, które na nowo musi nauczyć się żyć. Sama chciałabym zagrać bardzo kontrowersyjny tekst "Ucho, gardło, nóż" Vedrany Rudan, brutalny monolog kobiety z wojną bałkańską w tle. Z Magdą Umer mamy pomysł na literackie karaoke, czyli cykl spotkań z młodzieżą ze śpiewaniem literackiej piosenki. I oczywiście zamierzam robić tak zwany repertuar mieszczański, choć nie chcę, żeby to był teatr z konwencjonalną dekoracją, z drzwiami i oknami jak to nazywam.

Będzie też miejsce na muzykę, przede wszystkim jazzową. Moją agentką jest przecież od lat Grażyna Miśkiewicz, żona jazzmana Henryka Miśkiewicza. Raz w roku w grudniu planujemy aktorskie przedstawienie dla dzieci na jak najwyższym poziomie, w końcu sama mam dzieci i wnuki. Jest też pomysł, abym wystąpiła razem z Susan York, amerykańską aktorką w jej monodramie o kobietach z Szekspira, ona po angielsku, ja po polsku. Pierwszy sezon zakończylibyśmy małym festiwalem dookoła Czechowa, powstaje bowiem coraz więcej dużo tekstów i spektakli, które nawiązują dialog z jego sztukami.

Ile premier w sezonie będzie w Teatrze Polonia?

- To zależy od powodzenia spektakli. Niektóre tytuły utrzymają się dwadzieścia dni, niektóre trzy miesiące. Może zdarzyć się, że ktoś zrobi coś w rodzaju "Pułapki na myszy" Agaty Christie i będziemy ją grali 12 lat (śmiech). Ważne jest, że wszystkie produkcje będą związane z ryzykiem, ludzie, którzy będą do nas przychodzić z pomysłami otrzymają miejsce, część dekoracji, zapewne trochę pieniędzy, ale muszą przyjąć do wiadomości, że jeżeli tytuł będzie się sprzedawać, będą zarabiać, jeżeli nie - nikt nie zarobi. To wszystko na zasadach partnerskich. Nie ma mowy o produkcjach trwających trzy miesiące, próby muszą odbywać się dwa razy dziennie, przez osiem godzin. Aktorzy przez dwa i pół miesiąca muszą poświęcić się tylko temu projektowi. Jeżeli ktoś nie może, odejdzie, jak w filmie.

Skąd pieniądze na produkcję?

- Liczymy na to, że z bezpośredniej sprzedaży biletów będziemy mogli finansować kolejne projekty.

Czy Teatr Polonia będzie dostępny dla wszystkich, czy tylko dla finansowej elity?

- Dla wszystkich. Najdroższe bilety będą kosztować 50 - 55 zł, ale będą także wejściówki. Student też wejdzie.

Kiedy pierwsza premiera?

- Liczę na to, że we wrześniu. Jeżeli sprzedam dom, wezmę pożyczkę, powinno się udać. Liczę na to, że znajdą się partnerzy, którzy zrozumieją nową ideę i będą ją wspierać. Nie śpię nocami, bo to rzeczywiście jest obłęd. Na razie na moim warszawskim domu wywiesiłam napis "Na sprzedaż". Chyba nie oszalałam?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji