Artykuły

Sezon dobrej nadziei

Nieczęsto zdarza się, że o wartości sezonu decyduje właśnie on sam, a nie tylko jedna czy dwie premiery. A właśnie z takim dość wyjątkowym przypadkiem mieliśmy do czynienia w teatrach dramatycznych Poznania. Brzmi to nawet dość paradoksalnie, bowiem bywały przecież lata bardziej urodzajne w festiwalowe prezentacje i nagrody. Tym razem zaszczytu tego dostąpił tylko "Wścłeklica" Witkacego w Teatrze Polskim - przedstawienie bynajmniej nie reprezentatywne dla minionego sezonu pomimo dwóch nagród, które na Kaliskich Spotkaniach otrzymali Józef Gruda - reżyser i Aleksander Błaszyk - wykonawca roli tytułowej.

Czy z mechanicznego zestawienia pozycji premierowych cokolwiek może wynikać?Ano tak, ot choćby ilościowy wzrost premier (aż 13), różnicujący sceniczną podaż. Równocześnie - jak łatwo stwierdzić - zrezygnowano z pozycji obliczonych na łatwy sukces kasowy.

W minionym sezonie zabrakło klasyki, wypartej przez repertuar współczesny lub za taki w powszechnej świadomości uchodzący. Autorami aż sześciu pozycji są więc pisarze aktuallnie tworzący: w Teatrze Polskim - Załygin, Arbuzow i [tekst nieczytelny], a w Nowym - Mrożek, Bulatović i Okudżawa. A dwóch innych ciągle trudno wtłoczyć do szuflady z napisem: "klasyka". Mam tu na myśli Witkacego w T. Polskim i Majakowskiego - w T. Nowym. Autorem najbardziej odległym w czasie okazał się Dostojewski.

Ucieczka od klasyki może być dziełem przypadku, jednakże wskaizuje ona na pewne przesunięcie zainteresowainia z problemów uniwersalnych, a więc ogólnoludzkich i ponadczasowych (w rzeczywistości nieraz abstrakcyjnych lub nazbyt wieloznaczniych) na problemy wyrastająca wprost z rzeczywistości lub tę rzeczywistość wyraziście komentujące. Zewnętrzne wyznaczniki współczesności były oczywiście najwyraźniejsze w "Emigrantach" Mrożka i "Łaźni" Majakowskiego (oba w Teatrze Nowym).

Obowiązek teatru wobec dramaturgii (i w tym aspekcie wobec widza) nakazuje grać sztuki najlepsze, pod warunkiem, że nie będą one repertuarową zasłoną dymną przesłaniającą twórczą niemoc. Trafili więc wreszcie na scenę poznańską (T. Nowy) "Emigranci" - najlepsza obok "Tanga" sztuka Mrożka. Odkryciem sezonu był Załygin oraz Majakowski. Nie pamiętam już czy autor "Łaźni" był (poza "Marcinkiem") grywany w Poznaniu. Jest wszakże faktem, że Izabella Cywińska dokonala tego, czego w ostatnich latach nie udało się żadnemu reżyserowi. Poradziła sobie z barierą czasu, odmiennym bagażem doświadczeń, z metaforyką nie zawsae już dziś nośną.

Natomiast Józef Gruda pokusił się o realizację w T. Polskim camusowskiej adaptacji "Biesów" - co było posunięciem odważnym zważywszy na inscenazację Wajdy, która wszystkim co ją widzieli zapadła głęboko w pamięci. Wyreżyserował też kolejną sztukę Witkacefo - szóstą na deskach poznańskich. A to już wiele, zważywszy, że Różewicz był tu tylko raz grany, gombrowicz - też raz, Mrożek - trzy. A polskie sztuki współczesne napisane w ostatnich latach - wystawiono zaledwie cztery razy, a więc diabelnie mało. Na dodatek nie trzymały się one konkretów, uciekały w zabawę, parabolę, zawiłą metaforę. "Emigranci" stanowią dopiero wyłom z tej dziwnej strategii.

Zadziwiła też swoją aktywnością kameralna scena Teatru Nowego czerpiąca podniety z bardzo interesujących źródeł literackich.

Miniony sezon był wreszcie - i to stanowi nade wszystko o jego wartości - manifestacją teatru politycznego. Teatru, który nie może być martwy, ani letni, nie może schlebiać ani łaskotać, uciekać na margines lub nurzać się w estetyzmach i nieokreśloności. Teatru, który dokonuje moralnych wyborów, stawia pytania, buduje społeczne diagnozy, prawuje się z rzeczywistością w imię ideałów wielkiego człowieczeństwa. A taki teatr reprezentowały spektakle: "Słony Parów", "Emigranci" i "Łaźnia", po części także "Biesy" - bez wglądu zresztą na różnicę poziomu.

O czym traktują te cztery, tak zresztą różne, spektakle. W "Słonym Parowie" toczy się spór o kształt rewolucji i władzy, o jej taktykę i środki. Spektakl ukazuje proces dorastania bohaterów do nowej rzeczywistości. "Emigranci" z kolei stanowią zderzenie dwóch skrajnych postaw, skażonych złą wiarą, fałszywą świadomością, z których wynika tragizm i groteska bohaterów. Z jednej strony - totalna konsumpcja, "filozofia "bekonu", z drugiej - chorobliwe wyobcowanie, ucieczka na margines, nadświadomość paraliżująca wolę i czyn.

"Biesy" nieodparcie nasuwały analogię z problemami terroryzmu, anarchii i negacji, buntów młodzieżowych i różnych fałszywych rewolucji. Wreszcie "Łaźnia" to pamflet na bezideowość i karierowiczostwo, oportunizm i kumoterstwo, cynizm i bezduszność. A jednocześnie ożywcza wiara w moc idei społecznej równości i sprawiedliwości.

Miniony sezon w teatrach poznańskich zaowocował kilkoma bardzo interesującymi realizacjami. Wśród nich znalazła się również premiera sztuki S I. Witkiewicza "Jan, Karol, Maciej Wścieklica", prezentowana przez zespół Teatru Polskiego podczas tegorocznych Kaliskich Spotkań Teatralnych. (...) O aktywach minionego sezonu teatralnego piszemy w artykule pt. "Sezon dobrej nadziei" na str. 5 dzisiejszego "Magazynu".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji