Artykuły

Wspólne przeżywanie

- Staram się dbać o archiwizację działalności teatru - ten nawyk mam dość silny, bo wiem, jak to jest ważne nie tylko dla historyków - mówi ELŻBIETA STELMASZCZYKOWA, sekretarz literacki Teatru Lalek "Pleciuga" w Szczecinie.

Kurier Szczeciński: - Podczas imprezy promującej jubileuszowe wydawnictwo "Pół wieku teatru lalek w Szczecinie. Rusałka - Pleciuga 1953-2003" była pani niezwykle wzruszona. Jak sądzę, nie tylko dlatego, że jest pani (obok Roberta Cieślaka) współautorką, ale także dlatego, że w powstanie tej niezwykłej książki zaangażowała się pani nie tylko intelektualnie, ale i emocjonalnie. Pani dociekliwość, ba!, wręcz determinację w odkrywaniu coraz to nowych faktów z historii podkreślał nawet Ryszard Marków, osoba, której w tej dziedzinie trudno zaimponować...

Elżbieta Stelmaszczykowa: - Przez cały czas pracy nad tą książką towarzyszyło mi poczucie ogromnej odpowiedzialności oraz świadomość potrzeby ocalenia historii lalkarstwa w powojennym Szczecinie. Na tyle, na ile było to możliwe, starałam się odnaleźć i zgromadzić brakujące dokumenty, relacje, zdjęcia. Cieszę się, że udało się wspólnie dokonać tego dzieła, ogromna w tym zasługa także dyrekcji "Pleciugi" - Zbigniewa Niecikowskiego i Anny Garlickiej, którzy doprowadzili do wydania książki dokumentującej sztukę teatralną, jedną z najbardziej ulotnych.

Właśnie... Ile śladów z dziejów "Czarodzieja", "Rusałki" i "Pleciugi" ocalało w Szczecinie?

- Szczególnie słabo udokumentowane są początkowe lata istnienia. Ważnym źródłem historycznym okazała się prasa. Aby częściowo zrekonstruować archiwum, przejrzałam wszystkie roczniki "Kuriera" od 1945 roku. Chciałabym podkreślić, że niezwykle ważną postacią dla szczecińskiego lalkarstwa był dziennikarz "Kuriera Szczecińskiego", Feliks Jordan. To on na łamach "Kuriera" alarmował, że w Szczecinie brakuje tego typu sceny i postulował jej powstanie, a właściwie reaktywację istniejącego w latach 194S-49 Teatrzyku Kukiełek "Czarodziej". Można nawet stwierdzić, że to między innymi dzięki jego zaangażowaniu oraz zdolnościom organizacyjnym pierwszego dyrektora -Stanisława Laguna - powstał w 1953 r. Teatr Lalek "Rusałka", co zresztą w stosunku do reszty kraju odbyło się ze sporym opóźnieniem.

No dobrze, ale właściwie po co nam teatr lalek?

- To pytanie mnie zaskoczyło. Przecież odpowiedź jest tak oczywista... teatr lalek potrzebny jest nie tylko najmłodszym widzom, ale i ich rodzicom. Od czasów powojennych pokutuje niesłuszne przekonanie, że teatr lalek jest tylko i wyłącznie dla dzieci. To naprawdę mylne mniemanie. Teatr ten dysponuje wieloma środkami wyrazu, jednym z nich jest lalka, i to w bardzo wielu odmianach. Stąd w repertuarze "Pleciugi" znajdują się nie tylko zróżnicowane formalnie przedstawienia dla dzieci, młodzieży, ale także tylko dla dorosłych.

Przypomnę, że Teatr Lalek "Pleciuga" prowadzi szeroką działalność, także wydawniczą, od 1998 r. ukazuje się Gazetka Teatralna "Gabit", od 2000 r. zeszyty metodyczne "Kocham teatr", realizowane są programy międzynarodowe, że nie wspomnę o współorganizacji OPTMF Kontrapunkt.

Jest pani sekretarzem literackim w teatrze. Co to właściwie znaczy?

- Wiele osób mnie o to pyta (śmiech), bo nazwa tej funkcji brzmi nieco tajemniczo. Otóż w jej ramach wykonuję różne zadania. Jestem redaktorką wspomnianej Gazetki Teatralnej "Gabit". Współpracuję z prasą, radiem i telewizją, redagując informacje o bieżącej działalności teatru. Biorę też udział w projektach realizowanych przez cały zespół teatru - np. organizuję konkursy. Gromadzę też materiały literackie pomocne przy wystawianiu kolejnych sztuk oraz przygotowuję programy teatralne. Redaguję również strony internetowe "Pleciugi" oraz staram się dbać o archiwizację działalności teatru - ten nawyk mam dość silny, bo wiem, jak to jest ważne nie tylko dla historyków. Oprócz tego - jak każdy w teatrze - zajmuję się innymi, ważnymi w tym momencie sprawami.

W takim razie praca w "Pleciudze" spełnia pani ambicje, tylko proszę mi nie mówić, że nie odpowie pani na to pytanie!

- Praca w "Pleciudze" pozwala mi realizować moje dwie pasje...

Jakie?

- Są to literatura i teatr.

- Proszę wybaczyć, ale te pasje równie dobrze można zaspokoić w każdym innym teatrze...

- Oczywiście, jednak praca właśnie w tym teatrze bardzo mi odpowiada! Po pierwsze, cały czas mogę się czegoś nowego uczyć, rozwijać swe zainteresowania i poszukiwać. Po drugie - pracuję z bardzo interesującymi osobami: reżyserami, scenografami, aktorami... Każdy z nich stanowi barwną, odrębną, ciekawą osobowość. Ważni są też widzowie, którzy nadsyłają do "Gabita" bardzo interesujące recenzje, opinie i prace plastyczne inspirowane przedstawieniami. Mam również bardzo dobry kontakt z dyrekcją i świadomość wspólnych celów.

Pracuje pani w teatrze lalek, ale jest pani także mamą kilkuletniej córeczki. Ogląda pani przedstawienia razem z nią? Uważa pani, że warto zachęcać rodziców do wspólnych z dziećmi wypraw do "Pleciugi"?

- Stanowczo tak! Reakcje małego widza są nieprawdopodobnie spontaniczne i odkrywcze, bywają dla wrażliwych dorosłych bardzo zaskakujące i inspirujące. Czasami słyszę, jak rodzice mówią, że nie pójdą z dzieckiem do "Pleciugi", ponieważ pociecha już na tym przedstawieniu była z przedszkolem czy ze szkolą. Zapewniam, że wspólne rodzinne przeżywanie sztuki teatralnej to zupełnie inna jakość - to nie tylko temat do niekończących się rozmów istotnych, ale także możliwość nowego porozumienia i... odnalezienia zapomnianego dziecka w sobie.

Na zdjęciu: Robert Cieślak i Elżbieta Stelmaszczykowa podczas promocji książki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji