Artykuły

Śmiertelne odliczanie

Najnowsza premiera w warszawskim Teatrze Studio jest nie tylko wirtuozowskim popisem aktorskim Jana Peszka. "Nareszcie koniec" Petera Turiniego to okrutna analiza świadomości człowieka końca naszego wieku. Bohater tego monodramu to współczesny Everyman doby sukcesu za wszelką cenę.

Bohater Turiniego wyposażony jest we wszelkie talenty, które mogłyby pomóc mu w osiągnięciu szczęścia. Mimo to jest nieszczęśliwy. Otacza go pustka, jego wnętrze jest równie puste. Gdzieś głęboko kołacze się w nim wspomnienie dawnego uczucia, z którego pozostaje. tylko symbol-popiół ze spalonego miłosnego listu rozmazany na jego twarzy.

Monodram Turiniego zbudowany jest na specyficznym chwycie - makabrycznej wyliczance, liczba 1000 dzieli bohatera od momentu zadania sobie śmierci. Jan Peszek rozpoczyna odliczanie spokojnie, metodycznie. Wkrótce jednak zaczyna się niecierpliwić.

Jesteśmy świadkami wewnętrznego monologu, spowiedzi odbywanej wobec samego siebie. Początkowa, nonszalancja w opowiadaniu o swoich rozlicznych talentach i dokonaniach zostaje przełamana. Bohater mówi o sobie coraz trudniej. Wobec samego siebie i przed nami rozdrapuje coraz boleśniej psychiczne rany. Próbuje odwlec egzekucję na samym sobie, rozpoczyna odliczanie od środka. Ułaskawienie nie przychodzi, bo przyjść po prostu nie może.

Jedną z najbardziej promujących scen tego krótkiego wieczoru jest swoiste podsumowanie życia bohatera Turiniego, wyjście z czarnego pokoju, który ma być jego azylem, w zewnętrzny świat wypełniony jasnym światłem.

Peszek przynosi na scenę i wysypuje worek ze śmieciami - gazety, w których być może niegdyś publikował, wieszak na ubrania, stare buty. Oto cały dorobek człowieka sukcesu.

Peszek znany jest z niezwykłej precyzji technicznej swojego aktorstwa, bezbłędnego rozkładania akcentów roli, maestrii ruchu, scenicznego głosu bezbłędnie przekazującego każdą intencję granej przez siebie postaci. Zarażeni jest to najczęściej aktorstwo bardzo zdystansowane. Zbigniewowi Brzozie, który wyreżyserował-monodram Turiniego, udało się wydobyć z wirtuozowskiego aktorstwa Peszka tonację głęboko ludzką.

Skromne przedstawienia Zbigniewa Brzozy i Jana Peszka w malarni Teatru Studio jest dalekie od modnego ostatnio efekciarstwa i grzebania się w psychicznych fekaliach. Zmusza, jednak do odpowiedzenia sobie na pytania, które zadajemy sobie zbyt rzadko.

Peter Turini "Nareszcie koniec", przekład: Aleksander Berlin, scenografia: Katarzyna Jarnuszkiewicz, muzyka: Paweł Mykietyn, występuje Jan Peszek. Teatr Studio w Warszawie. Premiera w czerwcu 1998 roku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji