Twarze Conrada Drzewieckiego
Piękny film wczoraj widziałem: "Conrad Drzewiecki". Niejednemu na widowni łezka w oku się zakręciła - relacjonuje Stefan Drajewski w Polsce Głosie Wielkopolskim. Wielkopolska premiera filmu dokumentalnego Roberta Ćwiklińskiego o Conradzie Drzewieckim odbyła się w kinie Muza, w którym młody Konrad (pisownię swojego imienia zmienił znacznie później) pracował w czasie II wojny światowej jako chłopiec do wszystkiego.
To była wyjątkowa premiera. Na widowni zasiedli tancerze, których można było oglądać w cytowanych przez autora dokumentu fragmentach baletów Conrada Drzewieckiego. Obserwowałem ich. Chłonęli ten film całymi sobą i trudno się dziwić. Choć to dokument, pełen jest emocji.
Conrad Drzewiecki za życia budził emocje: od zachwytu i uwielbienia, po negację.
Ćwikliński wiedział o tym od początku realizacji tego obrazu, dlatego pokazał wielkiego choreografa nie na piedestale, ale w życiu: w zaciszu jego domu, w teatrze, w sali prób, w Poznaniu, w Paryżu, gdzie z przerwami spędził siedem lat życia... Conrad Drzewiecki opowiada w tym filmie o sobie, o tańcu, o sztuce, o ludziach, którzy mieli wpływ na to, kim się stał. Na ekranie oglądamy Conrada Drzewieckiego pełnego werwy, opowiadającego ze swadą i Conrada zmęczonego, na kilkanaście miesięcy przed śmiercią.
Mistrza w filmie wspominają jego bliscy współpracownicy, wychowankowie... Mówią, ile mu zawdzięczają, ale też nie tają, że miał trudny charakter. Chciałoby się ich słuchać dłużej, ale poetyka dokumentu rządzi się swoimi prawami, a życiorys Conrada jest na tyle bogaty, że można by nakręcić serial.