Artykuły

Milcz, patrz, milcz

Odkąd piszę o teatrze, w moim życiu chyba już na stałe zagościła urocza kwestia: no i jak? Dziwna historia... Gdy nie pisałem, w przerwach spektakli miałem święty spokój - nikt niczego ode mnie nie chciał, byłem sam ze sobą, sam dla siebie, pojedynczy. Płakałem, śmiałem się, mięchem rzucałem - ale w sobie, wyłącznie na własne konto. Odkąd piszę - katastrofa, każdy znajomek miażdży mnie wysokopienną zagwozdką. I nawet w antrakcie pytanie realnie nie pada, to realnie pada świdrujące spojrzenie. W ciszy czyjaś łapa wzroku międli mi twarz, tak, jakby to był cycek Noami Cambell, zobowiązany do natychmiastowej odpowiedzieć na pytanie: no i jak? Czy nie sądzicie, że w ten sposób wolno kruszeje pierwszy smak teatru, że na rozkurz idzie zwyczajna intymność?

Nie, powyższe wyznanie to nie żaden mój krzyk rozpaczy z powodu utraty spokoju. I wcale nie zamierzam teraz prosić: koleżanki i koledzy, odwalcie się, z łaski swojej... Rzecz w tym, że gdy w przerwie wyreżyserowanych przez Andrzeja Domalika "Trzech sióstr" znów poczułem na twarzy nagle wywołany do tablicy czarny cycek, przeraziła mnie oczywistość, że oto tak musi być, że wy, my musimy pytać, musimy, bo od dziesięciu lat żyjemy w epoce teatru, co mu się pierwszy smak wolno, ale pilnie rozsypuje, w epoce teatru borykającego się z kwestiami masowymi, załatwiającego na scenie sprawy jakoby wszystkim nam wspólne. Żyjemy w teatrze liczby mnogiej, więc musimy się kontaktować. Tak, przepadły gdzieś słowa, wielkie słowa Adolfa Rudnickiego z "Niebieskich kartek". Pisał, że owszem, ludzie wchodzą na widownię masowo, przez drzwi, ale w istocie jest tak, jakby każdy wchodził pojedynczo przez drzwi tylko dla niego przeznaczone. Pisał, że na widowni nie ludzie siedzą, ale kilkaset pojedynczości, co się z natury nigdy tak naprawdę nie spotkają, kilkaset intymności, z których każda przyszła wysłuchać opowieści tylko dla niej przeznaczonej. Po cóż więc pytać: no i jak? Po co i kogo, jeśli nie wyłącznie siebie?

W tym sensie spektakl Domalika jest wielki: w jego cieniu wyraźnie czuć całą miałkość i idiotyczność tej naszej wysokopiennej zagwozdki masowej. Może to paradoks, ale przy wszystkich swych mieliznach, niezręcznościach aktorskich, przy gdzieniegdzie nazbyt rozciągniętych rytmach, przy tym kuriozalnym, wręcz głupim dla oka wózku, z którym Andrzej Prozorow przechadza się, słuszny ubaw na widowni wywołując, przy całej swej szkolności, prostocie, nawet przy całej swej kawie na ławie - "Trzy siostry" Domalika są wielkie. Jeśli kto woli: "wielkie", czyli małe. I tylko z jednego, ale za to jakże życiodajnego powodu. Otóż - Domalik boi się Czechowa. Domalik jest przerażonym jak każdy człowiek Czechowami przerażony, czyta go dokładnie, litera po literze, pauza po pauzie, raz, piąty, setny, czyta i słusznie kruchy się czuje, więc chucha, dmucha, żadnych gwałtownych ruchów nie wykonuje, czuje, że po to tylko reżyserem jest, żeby z Czechowa uronić maksymalnie mało. Co wtedy, jako efekt pozostaje?

Opowieść o kobietach i mężczyznach, co się wciąż mijają, bo ani się mogą, ani chcą spotkać. O ironio, oraz ty, Adolfie Rudnicki - opowieść o kilku ludzkich pojedynczościach pozostaje, o paru pierwszych osobach liczby pojedynczej, które wzajem się nie pytają: no i jak?, bo aż za dobrze znają gorzki smak odpowiedzi nieuchronnie powierzchownych. Zwyczajnie więc - Czechow pozostaje, światek skrajnych intymności. Owszem, mówią one dużo, gadają, mielą wciąż nowe zdania, pozorne problemy, zatykają milczenie tanimi dowcipami, rymowankami, żałosnymi bon motami dyskretnie ocierają łzy. Już chyba tony papieru zapisano - i słusznie - o czechowowskich dialogach, które w istocie są wciąż mijającymi się monologami. Wielka, rozgadana cisza jest, i tylko i czasem coś dziwnie w tej ciszy zaszeleści, zetnie krtań, dreszcz puści po karku. Bezlitosny szmer Czechowa. Właściwie wszystko, co tak naprawdę w "Trzech siostrach" słychać, to ten słony, wilgotny szelest, kiedy plaster spoconej skóry kobiety przez zawrotną sekundę muska plaster spoconej skóry mężczyzny. U Domalika czasem słychać ten szelest. Warto reżyserować z przerażenia.

A zatem: no i jak? Ano tak, że to pytanie inaczej brzmi. Co robić?, albo lepiej: jak żyć? Banał, nieprawdaż... Banał, który Czechow stawia tobie, mnie, jemu, jej... Wszystko jedno, w każdym razie z pewnością nie NAM. Więc jakoś przełknij banał. I nic nie mów, sprawa jest zbyt intymna, żeby ją głośną perorą w trywialność wbijać. I mnie o nic nie pytaj. Bo mój banał to moja sprawa. Bo każdy ma taki banał, na jaki sobie zasłużył. Więc milcz i patrz na nich, jak się tam na scenie we własnych istotnych niemotach taplają. Siostry Prozorow, które bardzo do Moskwy chcą, a z każdą frazą Moskwa coraz dalej, ich brat, żona brata, żołnierze, nauczyciel, lekarz. Może trochę za bardzo patetyczna Olga Aliny Kamińskiej, porcelanowa Irina Magdaleny Walach i znów nieomylna w geście i intonacji Urszula Grabowska jako Masza. Trochę przelukrowany Andrzej Przemysława Brannego i nieźle przez Aleksandrę Godlewską złapana Natasza. Znakomicie wycofany w toporność Wierszynin Jana Frycza, niestety boleśnie żaden Tuzenbach Krzysztofa Warunka, jak żyletka zimny w swych banialukach słownych Solony Macieja Słoty. Wreszcie pierwszy z doprawdy uderzeniowych debiutów, morderczo czysta kreacja, Dariusz Starczewski jako Kułygin. No i Czebutykin, czyli Jan Nowicki, jako stary, mądry, siwy dąb, kompletnie bezradny wobec gorzkiej istoty świata, z niezwykłą maestrią co i raz pomykający w stronę gorzałki. Tak, to debiut roku, debiut debiutów, wręcz gambit królewski! Tuszę, iż początkujący ten artysta dostarczy nam w przyszłości moc teatralnych wzruszeń.

I tyle, tylko tyle. Milcz więc. Milcz, patrz i słuchaj, jak czasem w środku wilgotno szeleści miłość, co żadnych szans nie miała, a później dalej milcz. Kawałek normalnego teatru ci dano. Bez achów i odnów, bez olśnień, bez głębin, takiego na plus trzy, ale normalnego. Siedź cicho, gadaj z sobą. Bo nie wiadomo, kiedy w czasach powszechnego teatralnego mordobicia znów spotkasz rzecz, która z przerażenia wyskoczywszy, zwróci ci zgubioną intymność smakowania sceny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji