Artykuły

Pracowałam na swoje nazwisko

- Już na samym starcie postawiono mi wysoko poprzeczkę. I nieustannie ją podwyższano. Przez to ja sama także wymagałam od siebie bardzo wiele. Niektórzy koledzy sugerowali, że mama przez swoje kontakty wpływa na moje oceny - mówi poznańska tancerka i choreograf PAULINA WYCICHOWSKA.

Wychowali się w domach, pełnych pasji, ale i ciężkiej pracy. Dojrzewali, widząc, jak rodzice odnoszą sukcesy. Ale jeszcze wtedy nie wiedzieli, że noszą na sobie brzemię znanego nazwiska.

Paulina Wycichowska, tancerka i choreografka związana z Polskim Teatrem Tańca, swoim ostatnim spektaklem "Alexanderplatz" wprawiła w zachwyt nie tylko poznaniaków, ale i publiczność międzynarodową. Jej sławna matka, Ewa Wycichowska, po prapremierze spektaklu napisała na swoim blogu: "nie wiem, czy bardziej szczęśliwa byłam jako matka, czy dyrektor teatru". Bo poza tym, że Paulinę urodziła i wychowała, zaraziła ją także swoją pasją.

Dzieciństwo Pauliny Wycichowskiej pełne było muzyki, tańca i znanych artystów. Jednak nic nie wskazywało na to, by Paulina miała w przyszłości zająć się tańcem. Matka nie chciała, by córka poszła w jej ślady.

- Mama wiedziała, że praca wtym zawodzie będzie dla mnie dużym obciążeniem - opowiada Paulina Wycichowska. - Dlatego starała się, by jej życiowa pasja nie stała się również moją. I początkowo to się jej udawało.

Wszystko się jednak zmieniło, kiedy Ewa Wycichowska przygotowywała spektakl "Miriam". Poszukiwała wtedy do jednej z ról dziewczynki, która na co dzień nie zajmowała się tańcem, ale była wrażliwa na muzykę. Idealną kandydatką okazała się jej własna córka.

- Wychowywałam się za kulisami teatru, więc na scenie czułam się wyśmienicie - opowiada Paulina. - Podczas spektaklu tremę miałam tylko w chwili, w której skakałam przez skakankę i nie mogłam "skusić". Poczułam na sobie światło reflektorów, kostium uszyty specjalnie dla mnie, no i przede wszystkim nawiązałam kontakt z publicznością. I wiedziałam już, że to jest moje miejsce.

Podczas gdy znajomi Ewy Wycichowskiej byli zachwyceni tym, że jej córka chce zdawać do szkoły baletowej, ona spoglądała na to niechętnie. Chciała chronić dziecko przed wyrzeczeniami, których sama doświadczyła. I miała rację, bo życie Pauliny od momentu pójścia do Państwowej Szkoły Baletowej w Łodzi, a potem Poznaniu, diametralnie się zmieniło. Musiała niemalże całkowicie wyrzec się czasu wolnego. Wielogodzinne treningi tańca trzeba było łączyć z nauką przedmiotów ogólnokształcących. Innym, niezbędnym w balecie wymogiem było ciągłe dbanie o figurę. Do tego Paulina przyznaje, że nazwisko mamy wcale jej życia nie ułatwiało.

- Już na samym starcie postawiono mi wysoko poprzeczkę. I nieustannie ją podwyższano - wspomina Paulina. - Przez to ja sama także wymagałam od siebie bardzo wiele. Niektórzy koledzy sugerowali, że mama przez swoje kontakty wpływa na moje oceny. Starałam się więc za wszelką cenę dowieść, że takie wyniki osiągam tylko i wyłącznie dzięki własnej pracy - dodaje Paulina. Dlatego z porad mamy korzystała bardzo rzadko. Poza tym to właśnie mama nauczyła ją, że samodzielne pokonywanie przeciwności daje największą satysfakcję.

Ta rada przydała się młodej tancerce i choreografce po powrocie do Polski ze studiów w Londynie. Za granicą Paulina Wycichowska została doceniona jako nieznana nikomu artystka. Ale kiedy pełna energii i pomysłów wróciła do kraju, pojawiło się w jej życiu zwątpienie. Okazało się bowiem, że wciąż jest postrzegana przez pryzmat nazwiska. Paulina, mimo zdobytych już wtedy za choreografię nagród, zaczęła wątpić w swoją rolę w tańcu. Wyjechała więc na rok do Paryża, gdzie pracowała w kawiarence internetowej. Była szczęśliwa i sądziła, że do Polski już nie wróci. Jednak przypadek sprawił, że spacerując po stolicy Francji, weszła do kościoła, w którym odbywał się koncert organowy. Wtedy pomyślała, że właśnie to chciałaby robić.

Niedługo później w Polsce zachorowała jej babcia. Paulina wróciła więc do kraju i rozpoczęła studia na wydziale teologicznym poznańskiego UAM-u na kierunku muzyka kościelna. Wróciła także do pracy w teatrze.

- Świat muzyki zaczął na nowo napędzać mój świat tańca - mówi choreografka. - Dzięki nauce gry na różnych instrumentach zaczęłam odkrywać go na nowo. Taniec to przecież też duchowość. Takie podejście pozostało w mojej pracy do dziś.

Paulina Wycichowska nie uważa, by jej kariera podobna była do kariery mamy. Ewa Wycichowska jest dla niej wielkim autorytetem. Poza tym obie podkreślają, że mają różne myślenie artystyczne i samo podejście do pracy. Ewa dla tańca poświęciła całe życie. Potrafiła jednocześnie pracować, kończyć studia i wychowywać córkę. Paulina stara się natomiast oddzielić życie zawodowe od prywatnego. Nie chce rezygnować z czasu spędzanego z mężem i przyjaciółmi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji