Artykuły

Władca, który hodował kury

Teatr Polski: Friedrich Durrenmatt - ROMULUS WIEL­KI. Przekład: Irena Krzywic­ka i Jan Carewicz. Reżyse­ria: Kazimierz Dejmek. Sce­nografia: Jan Polewka.

Żart, dowcip - sprawdzają się jako środki konserwują­ce. Na naszych scenach przeżywamy renesans zainteresowania Durrenmattem. W Popularnym - "Fizycy", w Polskim - "Romulus Wielki". Poza Warszawą grana jest "Wizyta starszej pani". Tylko patrzeć jak ktoś wystawi "Franka V" czy "Zwłokę...". Sięganie po sztuki szwajcar­skiego pisarza nie powinno zdumiewać. Zniosły one nad podziw dobrze upływ czasu. Wielu patetycznych dramideł, utytłanych w egzystencjonalistycznych sosach grać dziś niepodobna. A Durrenmatt - owszem, może przyciągnąć publiczność. Bo jest dowcipny i wie, jak z dowcipu uczynić fundament konstrukcji, jak posługując się żartem opowiadać o sprawach ponurych i krwa­wych. W "Romulusie Wiel­kim" (sztuce której pierwsza wersja powstała w r. 1949, druga w roku 1957) mowa jest o punkcie zwrotnym his­torii: przejściu od starożytności do średniowiecza czyli finale rządów ostatniego ce­sarza Zachodniego Rzymu. Pod piórem Durrenmatta za­mienia się to w groteskę; ne­gację sensu istnienia impe­rium zlepionego krwią i bło­tem. Dziś podobne objaś­nianie historii nie szokuje wi­dzów mających za sobą lek­cję "Operetki" i sztuk Mroż­ka ("Krawiec" i "Vatzlav"). Tym mocniej odbierane są za to kąśliwe pointy i scep­tyczne rozważania cesarza Romulusa, zamiłowanego hodowcy kur. Bo też jest to rolą jakby napisana dla Gustawa Holoubka. Umożliwia ona aktorowi nagłe przecho­dzenie od tonu serio do bła­zenady, od chwil prawdy do gry ze światem, z losem, któ­ry Romulus stara się prze­chytrzyć. Holoubek jest iro­niczny bardzo współczes­nym rodzajem ironii. Jest bezradny - bezradnością człowieka wplątanego w wy­darzenia. Jest tkliwy w rozmowach z Rea (dobra Jadwiga Jankowska-Cieślak) i obłaskawiający fatum w przekomarzaniach z kamer­dynerami... W roku 1959 Ro­mulusa na scenie Teatru Dramatycznego grał Jan Świderski. Była to jedna z jego najświetniejszych ról. Holoubek stworzoną przez siebie postać ostatniego ce­sarza może również zapisać w rejestrze swych najwięk­szych osiągnięć. W ogóle przedstawienie (jak to u Dejmka) jest szalenie aktor­skie. Świetny Jan Matyjaszkiewicz (Apollion), posągowy i dumny z racji potęgi finansowej spodniarz Rupf (Mariusz Dmochowski), za­bawny i przekonywujący Odoaker (Maciej Macieje­wski), wschodni w geście i wymowie cesarz Zenon (Igor Śmiałowski), grzmiący i przepisowo tępy Mares (Ta­deusz Bartosik). Zawiodła Julia - Haliny Łabonarskiej, która ograniczyła się do gry na jednej nucie, jednym nu­merkiem. Trochę to za mało jak na postać cesarzowej. Atutem spektaklu jest również scenografia Jana Polewki -inteligentny i dowcipny pa­stisz stylu monumentalne­go.

Na premierze rozległy się wołania: reżyser! reżyser! reżyser! No i na scenie pojawił się Kazimierz Dejmek, którego odczytanie Durrenmatta było naprawdę awangardowe: wystawił rzecz tak, jak została napisana.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji