Artykuły

"Tango" Mrożka w Londynie

Rozmowa z prezesem ZASP-u doktorem Leopoldem Kielanowskim

Weszliśmy już w 201 rok istnienia polskiej sceny narodowej. Są znaki, że ten zaczynający się rok będzie łaskawszym dla naszego teatru na obczyźnie. Dr Leopold Kielanowski, po kilkuletnim odsunięciu się od teatralnej aktywności, powrócił do pracy reżyserskiej. Po wystawieniu uroczego "Kochanego Kłamcy", pierwszej od dawna w polskim Londynie sztuki dla inteligentnych ludzi, zorganizował on w ubiegłym tygodniu bardzo piękną uroczystość 200-lecia polskiego teatru. Z małej scenki w "Ognisku" powiało jakimś nowym wiatrem. Cały wieczór cechował wyższy ton niż ten, do którego ta scenka zdawała się już niestety przyzwyczajać. Z napięciem oczekujemy nowego okresu, jaki może, wbrew wszelkim trudnościom, nadchodzi. Znając rodzaj pracy, entuzjazm i zaangażowanie Kielanowskiego wiemy, że mimo małej sali, jaką ma on do dyspozycji, będzie jak zwykle szukał w teatrze wielkości. A nieco tej wielkości jesteśmy już wszyscy bardzo spragnieni. Na najbliższą premierę w tym nowym okresie wybrał Kielanowski najważniejszą, ale i najtrudniejszą pozycję współczesnego polskiego repertuaru: "Tango" Sławomira Mrożka, sztukę, która nie tylko wzbudziła tyle hałasu w Polsce, ale o której coraz więcej słychać w Europie.

Z myślą, że ciekawe byłyby dla czytelników "Tygodnia Polskiego" wypowiedzi Leopolda Kielanowskiego na temat tej sztuki - poprosiłam go o kilka uwag.

Leopold Kielanowski: Z zainteresowaniem przeczytałem w "Tygodniu Polskim" pani omówienie warszawskiego przedstawienia "Tanga". Podkreśliła w nim pani szereg bardzo istotnych pokładów tematycznych tej nieprzeciętnej sztuki. Ale poznała ją pani przede wszystkim poprzez spektakl Teatru Współczesnego w Warszawie, stąd waga pewnych wątków utworu Mrożka uległa przesunięciu.

T.K.: Jestem pewno, co zresztą mogłam sprawdzić w egzemplarzu sztuki, że Axer trzymał się najwierniej i tekstu i wskazówek autora.

L.K.: Tak. Powszechnie stwierdzono, iż spektakl warszawski jest wręcz znakomity i nie wątpię, że reżyser starał się dać najwierniejszy przekaz idei autora. Ale przedstawienie teatralne jest zawsze rezultatem zetknięcia się indywidualności autora z osobowością reżysera i aktorów. A w jeszcze większej mierze atmosfery środowiska, w tym wypadku specyficznej atmosfery dzisiejszej Warszawy. Publiczność, jej asocjacje polityczne, estetyczne, czy wreszcie "plotkarskie" -wpływają na ostateczny kształt widowiska, nadają charakterystyczną tonację przedstawieniu. Na tej zresztą współpracy widowni polega magia żywego teatru.

T.K.: Jestem bardzo ciekawa jak pan patrzy na "Tango", niezasugerowany innym sposobem odczytywania tekstu, ani inną koncepcją reżyserską.

L.K.: Gdy tylko przeczytałem tą najnowszą sztukę autora "Policji", zrozumiałem, że oto pojawiło się dzieło nieprzeciętne tak pod względem formy, jak i zawartości myślowej. W naszym komediopisarstwie pojawił się wreszcie utwór, który odważnie poszukuje rodowodu dnia dzisiejszego, który prądy przenikające obecną młodzież wyprowadza z nieubłaganą konsekwencją z haseł, o które walczyło pokolenie poprzednie, głosząc, że to wszystko, co nas razi w młodych, jest przecież tylko logicznym rozwinięciem nas samych. "Tango" stanowi w twórczości Mrożka zupełnie nową kartę. Jest jego pierwszym utworem, w którym przejawia się jego osobiste zaangażowanie. Do tej pory patrzył na postaci swoich sztuk jak Guliwer na liliputów. W zbiorze opowiadań "Słoń", tłumaczonym na wiele obcych języków, znajduje się opowiadanie pt. "W szufladzie", które może służyć za wyjaśnienie podejścia autorskiego Mrożka do tworzonych postaci. Zaczyna się ono tak: ,,Dzisiaj rano, kiedy wysunąłem środkową szufladę, żeby znaleźć okulary, zobaczyłem że żyją w niej mali ludzie. Między futerałem na okulary a kopertą ze zdjęciami stała nieduża, ale miła młoda para... Byłem wobec nich wielki jak Bóg i ciężki. Nachyliłem się czując, że każde moje poruszenie może być dla nich trzęsieniem ziemi... W mojej szufladzie kryły się światy, uczucia, problemy..." W "Tango" zniknął stosunek autora - Guliwera do liliputów - postaci scenicznych. Autor wszedł sam na scenę, należy do tej samej rodziny ukazanych na scenie ludzi, on sam i my wszyscy, widzowie, jesteśmy stworzeni z tej samej gliny, a raczej z tych samych strzępów przeszłości, wygasłych uczuć, rozbitych wierzeń, skorup spalonych entuzjazmów. W takie środowisko Mrożek wprowadza swojego bohatera, który - jak to pani wspomniała- pragnie śladem Hamleta "sprowadzić świat do normy". Walczy o porządek świata jak Hamlet, dodałbym jeszcze: jak Konrad z "Wyzwolenia" Wyspiańskiego. Bohater Mrożka walczy o nowy ład świata. Jest nawiązaniem do drogi polskich bohaterów od Gustawa-Konrada mickiewiczowskiego po Konrada Wyspiańskiego. Ma poczucie misji, chce zbawić świat. Finał "Tanga" porównywano do tańca Chochoła z "Wesela". Sądzę że jest to porównanie oparte tylko na podobieństwie formalnym. "Weselem" Mrożka była raczej "Zabawa", którą oglądaliśmy w Londynie w wykonaniu Teatru Współczesnego. "Tango" łączy się o wiele ściślej z "Wyzwoleniem". Bohater walczy z otoczeniem, podobnie jak Konrad z Maskami. Chce je zmienić, napełnić nową treścią. Niektóre frazy Mrożka dźwięczą nawet rytmem dialogów Konrada z Maskami. Bohater "Tanga" powtarza dosłownie za Konradem: "Ja jestem wolny! Wolny! Wolny!" - i błyskawicznie następuje katastrofa. "Nie jesteś wolny!" - krzyczy Maska w "Wyzwoleniu". W "Tangu" rolę Maski przybiera ukochana Artura. I jako konieczność nieoparta występują Erynie. W "Wyzwoleniu" wydzierają Konradowi oczy, tu następuje cios chamskiego partnera. Tragiczną omyłką bohaterów Wyspiańskiego jak i Mrożka była chęć władzy, próba przeistoczenia świata poprzez władzę. I musiała przyjść porażka, bo "władza rodzi się z niczego".

T.K.: Jestem zafascynowana tym pana spostrzeżeniem. Mimo kilkakrotnego przeczytania sztuki, mimo widzenia jej na scenie warszawskiej, nie odnalazłam tego związku z "Wyzwoleniem". Nie mam wrażenia, by którykolwiek z recenzentów polskich znalazł te powiązania. Mrożek, a przede wszystkim "Tango", najczęściej jest porównywany z Witkacym, a Artur uważany jest za ostatniego ideologa w tej "rodzinie mrożkowsko- witkacowskiej" Pana odczytanie niesłychanie do mnie przemawia. I mnie się zdaje, że zdanie o władzy, która "rodzi się z niczego", jest kluczowym zdaniem sztuki. Wskazuje to jeszcze raz, jak wielopokładową sztuką jest "Tango", bardziej jeszcze niż inne sztuki Mrożka, i do jak głębokich stopni "wtajemniczenia" można się w niej dokopać. A co powie pan o "Tangu" na tle dotychczasowej twórczości scenicznej Mrożka?

L.K.: "Tango" jest pierwszą sztuką Mrożka nie należącą do teatru eksperymentalnego. Oddalił się w niej od powinowactwa z Ionesco lub Beckettem. Był on dotąd intelektualnym kalkulatorem, posługiwał się zimnym, matematycznym dowcipem. Pierwszy wstrząs metafizyczny niosła "Zabawa", drugim takim utworem, o większej jeszcze sile, jest "Tango".

T.K.: Krytyk "Times'a" określił "Tango" jako najciekawszą sztukę, jaka po wojnie pojawiła się w środkowej Europie. Czy zgadza się pan z tą opinią?

L.K.: Jak najbardziej. Dodałbym, że określenie to byłoby nawet trafne gdybyśmy rozszerzyli je na całą Europę. W tych dniach pojawi się "Tango" w Düsseldorfie, a na wiosnę spodziewana jest premiera angielska pod dyrekcją Peter Halla w londyńskim Aldwych.

T.K.: Wie pan zapewne, że wystawić "Tango" w Düsseldorfie miał reżyser warszawskiego przedstawienia Erwin Axer. Niestety "czynniki wyższe" nie dopuściły do realizacji tego interesującego i wedle mnie pożytecznego zamierzenia. Reżyseruje więc sztukę reżyser niemiecki, co może być dla właściwego jej odczytania znacznie mniej korzystne. Czy zechciałby pan jeszcze powiedzieć nam, co panem kierowało w wyborze tej tak trudnej do wystawienia i zagrania w naszych warunkach sztuki?

L.K.: Chciałbym, abyśmy nie zostali na uboczu, gdy toczy się dyskusja o zawartości tematycznej tej świetnej sztuki. Jestem rad, że teatr polski na emigracji może pokazać dzisiaj publiczności sztukę o tak wysokiej randze. Warunki naszego teatru, zarówno organizacyjne, jak i techniczne (mała scenka, kameralna widownia, brak dystansu pomiędzy aktorami a widzami) stwarzają konieczność lżejszego podawania pewnych wątków, czy to wyrażonych w tekście czy też wymagających wypowiedzi plastycznej. Jestem szczęśliwy, że mogę współpracować tutaj z Orłowiczem, gdyż tylko ten wysokiej klasy majster sceniczny może wybrnąć z nieskończonych trudności inscenizacyjnych tej sztuki. Jest nas Polaków w Londynie ponad 30 tysięcy. Na przedstawienia polskiego teatru uczęszcza około 3 tysiące widzów. Niestety, wśród nich bardzo mało należy do młodego pokolenia. Może "Tango", poruszające tak istotny problem stosunku młodego pokolenia do starszej generacji, a przy tym w tak nowoczesnym ujęciu, ściągnie do naszego teatrzyku i młodych widzów. Teatr nasz nie może być tylko scenką prowincjonalną, dającą repertuar drugiego i trzeciego gatunku, obliczoną tylko na rozrywkę dla "szerokich mas". Na tym polu zawsze zdystansuje nas program telewizyjny. Wysoki poziom polskich wystaw plastycznych, zadziwiające osiągnięcia wydawnicze - pozwalają wierzyć, że stać nas na teatr "z prawdziwego zdarzenia". Będziemy się o to starali.

T.K.: Dziękuję panu bardzo za te niezwykle interesujące uwagi. Wiem, że ludziom teatru, jak lotnikom, w decydującym momencie nie życzy się szczęścia. Życzę go więc publiczności. I cierpliwości - do niedzielnej premiery!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji