Artykuły

Gabrieli Zapolskiej historia ludzi głupich

Pisząc o sztuce Zapolskiej byłoby truizmem podkreślać co to za wspaniały znawca sceny "znawczyni" brzmi źle, choć z drugiej strony mówiąc o Zapolskiej nie należy zamazywać, że jest ona kobietą, kobietą piszącą jak... mężczyzna), a więc byłoby truizmem przypominać, że była ona i jest nie tylko najlepszym dramaturgiem polskim, ale i najlepszym pisarzem scenicznym w Europie. Jej komedie i tragedie przeszły do nieśmiertelnego repertuaru- polskiego i każdorazowe ich obejrzenie od nowa zadziwia niezwykłą teatralnością. Jest ona wybornie sceniczna, jej dialog pulsuje życiem, przeniesiony z potocznej mowy nie ma żadnej sztuczności ani tak modnych wtedy "ciemnych mgławic", z których aktor dopiero musiał wydobywać sens. Nie trzeba zapominać, że Zapolska była również aktorką i znała scenę na wskroś. Zapolska pisze swe sztuki dając aktorom wspaniałe role. Jej charakterystyki są ostre i wypukłe, tempo jej sztuk zatyka oddech. "Ich czworo" należy do ulubionych sztuk autorki i należy do kwartetu jej "commedie humaine"- wraz z "Moralnością pani Dulskiej", "Panną Maliczewską" i "Żabusią". Jest to "historia ludzi głupich" i ten podtytuł wyjaśnia wiele i powinien rozwiać wszelkie zastrzeżenia tych, którzy je posiadają. A tych nie brak i dzisiaj, jak nie brakowało ich na prapremierach w roku 1907 we Lwowie, Krakowie i w Warszawie. W tamtych czasach panującej jeszcze bardziej niż dzisiaj "dulszczyzny" zarzucano jej zbytnią jaskrawość, brutalność, ,,grzebanie się w brudach życia", o których się wie, ale o których nie należy mówić. Zapolska tłumaczy w liście do Władysława Rabskiego dlaczego ta sztuka wydaje się widzom jaskrawa:

"Od lat 30 przyzwyczailiśmy się żyć w scenicznej atmosferze niedomówień, półszeptów, zawieszań głosu, półcieniów, abażurów, ibseniad, przybyszewszczad itd. Tymczasem ja przychodzę, zdzieram abażury i każę mówić jak w życiu, nie mówić: "to dziwne" - "to straszne" - i te rozmaite - "a więc" - "to znaczy" itd. i przez to sztuki moje zdają się być jaskrawe. Jak kto żył przez całe życie w półcieniu, to go pełne światło razi".

W "Ich czworgu" Zapolska chciała dać syntezę ludzkiej zwykłej głupoty, z którą jest się zmuszonym żyć na co dzień. Nie wszyscy jednak współcześni krytycy napadali na Zapolską. Większość oceniała sceniczność tej komedii, jednolitość charakterystyki bohaterów za pomocą szeregu luźno porozrzucanych szczegółów. Przyznawali umiejętne "wdrapywanie się we wnętrze wybranych pacjentów i mistrzowskie wprost oświetlenie ich nicości i głupoty".

W wiele lat później Boy-Żeleński (mój "mistrz", a czy jest większy znawca teatru?) pisze po jednym ze wznowień "Ich czworga" w Warszawie:

"Ich czworo" Zapolskiej jest jedną ze sztuk, po których opuszcza się teatr z uczuciem pokrzepienia na duchu. Nie iżby treść była tak szczególnie budująca, ale dlatego, że przyjemność sprawia widzieć polską komedię tak doskonale - poza talentem - t a k p o r z ą d n i e "z r o b i o n ą" i n a p i s a n ą (podkreślenia TK.) Wstyd powiedzieć, ale ze wszystkich naszych współczesnych komediopisarzy ta baba ma może najbardziej męski chwyt; największą zborność spojrzenia, najdalej posuniętą ekonomię scenicznego wyrazu i gestu. Od początku do końca każde słowo jest potrzebne, każde jest na swoim miejscu, każde niesie, nie licząc tych - a jest ich bez liku - które iskrzą się samorodnym i nieodpartym dowcipem. Powie ktoś, że przy tych niezaprzeczonych zaletach szkoda, że p. Zapolska nie czyni z nich szlachetniejszego użytku, iż swą świetną zdolność analizy i obserwacji poświęca duszom, które może nie warte są tego trudu, środowiskom, o których istnieniu wolałoby się raczej zapomnieć, etc., etc. Zapewne... zapewne... Ani mi w głowie wskrzeszać przedawniony dylemat o wyższości dobrze namalowanego butu nad źle namalowanym Kościuszką, a jednak sądzę, iż p. Zapolska dobrze uczyniła puszczając mimo uszu te głosy".

Cóż można dodać po tych uwagach? Czy coś zmieniło się w wartości i teatralności sztuki przez te lata od czasu, gdy Boy pisał swą recenzję?

A jednak po "premierze prasowej" w "Ognisku Polskim" w Londynie, gdzie wystawiane jest teraz "Ich czworo" przez Teatr Polski ZASP, słyszałam uwagi że sztuka ta "trąci myszką". Nie wiem nawet czy warto dyskutować z tym zarzutem. Tak samo "trąci myszką" Fredro, który będzie grany niezmiennie na wszystkich scenach polskich, ku radości każdego pokolenia, tak samo "trąci myszką" Bernard Shaw, którego "Gołębie serce", właśnie wznowione w londyńskim Teatrze Narodowym "Old Vic", ma być jednym z najwspanialszych przedstawień tegorocznego repertuaru. Nie szkodzi więc. Niech sobie "Ich czworo" i "trąci myszką", aby tylko zachowało swą sceniczność i wszystkie wymienione i niewymienione walory. Od wyrobienia widza teatralnego zależy, czy umie on przenieść odległą epokę w czas dzisiejszy.

A teraz, drodzy wykonawcy obecnego przedstawienia w polskim Londynie, czyli droga młodzieży aktorska! Przede wszystkim należą się wam podziękowania od nas, starszych, a którym losy teatru polskiego na emigracji leżą na sercu - za to, że w ogóle jesteście, za to, że tak pięknie mówicie po polsku, za to, że pokochaliście teatr i chcecie się w niego nie tylko "bawić", ale nad nim popracować. A że chcecie pracować, dowodem jest to, że ukończyliście emigracyjny "Warsztat Teatralny", że jesteście już dzisiaj pełnymi "dorosłymi" aktorami i że daliście interesujące przedstawienie. Wielka to zasługa waszych nauczycielek i kierowniczek, pań Maryny Buchwaldowej, Janiny Jakubówny i Barbary Reńskiej, ale i nie mniejsza wasza. Praca nad "Ich czworo" była waszym tematem egzaminacyjnym - teraz pokazaliście już gotowe i dojrzałe przedstawienie.

Reżyser przedstawienia, Barbara Reńska, celowo chyba nie zamknęła sztuki w jednym stylu. Pokazała, że "Ich czworo" można by tak, a można by i inaczej... Dowodzi to jeszcze dobitniej, wielorakich możliwości scenicznych Zapolskiej, a dało przedstawienie zastanawiające, każące zamyśleć się, która z tych próbek stylów aktorskich była najciekawsza, czy najlepsza. Wachlarz jest dość szeroki. Profesor - to dramat, Żona to omal Czechowska tragedia, Kochanek - farsa. A wszystko razem to przecież komedia. Aktorzy sprostali temu niełatwemu zadaniu ponad wymagania, jakie by się miało prawo postawić omalże debiutantom (jako dojrzałym aktorom).

Miłą niespodzianką był dla mnie Bogusław Kucharek jako Mąż. Był bardzo "w stylu", emanował właściwym nastrojem, nawet zewnętrznie był bardzo prawdziwy i "młodopolski". Konsekwentnie wytrwał w swoim stylu i mimo wykazanej przez autorkę "głupoty" budził raczej sympatię. Wiola Hola, co do której talentu pogodziliśmy się już chyba wszyscy, na szczęście nie powtórzyła Aldy z "Świecy na wietrze", lecz dała zupełnie inną kreację - pozostając jednocześnie sobą, bo to jest taki rodzaj indywidualności aktorskiej. Znakomita była szczególnie w chwilach gniewu i kłótni, spokojna, opanowana (w pierwszym akcie), a ziejąca nienawiścią i złością. Udało jej się nie pomieszać głupoty z trywialnością, zachowując nienaganne formy i dbając o to, aby dziecko nie jadło ryby nożem, kłaniało się z prawej nogi i uśmiechało się, gdy odpowiada dorosłym. Głupotę swoją poza zasadniczym ujęciem życia wykazała w prześmiesznej i tragicznie głupiej euforii na błazeńskie propozycje kochanka wyjazdu do Monte Carlo i budowania życia na wygranej (murowanej!) w kasynie. Już ją widzę jak w niedalekiej przyszłości (w drugim tomie "Ich czworo") rzucona przez kochanka i przez wielu następnych, chora i wynędzniała dogorywa gdzieś na suchoty...

W ogóle ciekawe byłoby wyimaginować sobie dalsze losy tego czworokąta, a raczej pięciokąta. Bo przecież szwaczka, panna Mania, mocnymi i bezwzględnymi stopami wchodzi w "ménage" profesora. Jest to chyba jedyna rola w tej sztuce nie całkowicie jasno przez autorkę zarysowana. Nie jest przecież głupia, a więc nie należy do historii ludzi głupich. Jest sprytna, zaborcza pod pozorami uległości i całkiem brutalnie zdobywa miejsce pani profesorowej. Hanna Wąsikówna zagrała tę postać czysto i ładnie - nie tworząc jednak specjalnego typu.

Roman Kisiel jako Fedycki, hochsztapler i w ogóle nic dobrego - zagrał swą rolę z rozmachem i całkowicie konsekwentnie jako farsę, o co go zresztą wcale nie winię. Był błaznem i, co gorzej, głupim błaznem, co może przeszkadzało trochę w scenach miłosnych. Z drugiej strony, oboje z Wiolą byli arcyzabawni i pełni wdzięku w obrzucaniu się litanią niekończących się i pomysłowych określeń miłosnych: "mój ty marcepaniku wysadzany brylancikami", "moja ty lukrowana zabaweczko", itd. itd.

Danuta Rał ma prawdziwy talent charakterystyczny - była i zabawna i wzruszająca jako zakochana (i bardzo głupia) Wdowa. Aż trudno uwierzyć do czego jest zdolna głupia, zakochana kobieta - i Danuta Rał zupełnie nas o tym przekonała. Była też pyszną Zośką-służącą. Dorotka Krystkiewicz, wysoka dziesięcioletnia dziewczynka, była miłą, smutną i wcale niegłupią córeczką. Warto się zastanowić jaki ją los czeka pod opieką niezbyt zaradnego ojca i zaborczej szwaczuni. Problem tego dziecka był dla Zapolskiej najważniejszy z całej czwórki. My bardziej przejmowaliśmy się losami dorosłych.

Uświadomiłam sobie w tej chwili że piszę cały czas tak jakbym pisała o przedstawieniu granym przez aktorów, którzy zęby zjedli na deskach scenicznych, a nie o widowisku pokazanym przez świeżo upieczonych absolwentów. Znak to, że nie potrzebna była żadna "taryfa ulgowa".

Scenografia Feliksa Matyjaszkiewicza jak zwykle estetyczna i w stylu - ale raczej chyba w stylu Ibsena niż Zapolskiej? Za mało światła (w wielu znaczeniach) do jaskrawości Zapolskiej. Kostiumy Jadwigi Matyjaszwiczowej - bez zarzutu. Oprawa muzyczna Wincentego Rapackiego potrzebna i dobra.

Na zakończenie muszę powtórzyć cytowane poprzednio słowa Boya-Żeleńskiego: wyszłam z teatru z poczuciem pokrzepienia na duchu. Z czym duża część londyńskiej premierowej publiczności na pewno się ze mną nie zgodzi. Ale czy to wina publiczności czy przedstawienia? Ale o tym jeszcze kiedyś porozmawiamy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji