Artykuły

Homer był kobietą

"Odyseja" w reż. Krzysztofa Garbaczewskiego w Teatrze im. Kochanowskiego w Opolu. Pisze Piotr Bogdański w Nowych Wiadomościach Wałbrzyskich.

Z propozycji dolnośląskich teatrów wybór padł na spektakl w reżyserii Krzysztofa Garbaczewskiego w Teatrze im. Jana Kochanowskiego w Opolu pt. "Odyseja". Wybór okazał się chybiony.

Gdyby "Odyseję" Krzysztofa Garbaczewskiego - autora scenariusza, scenografii i reżysera w jednej osobie obejrzeli Indianie, mogliby nazwać go np. "Tym od dłużyzn" czy "Człowiek nuda". Dawno już nie widziałem tak złego spektaklu, a w opolskim teatrze nigdy. Nie wiem co tknęło Garbaczewskiego do poczucia, że będzie w stanie stworzyć na podstawie "Odysei" własne dzieło. W sztuce jest tylko kilka oryginalnych cytatów z dramatu Homera, reszta jest już wyłącznie wizją współczesnego twórcy z nad Wisły. Po trzygodzinnych mękach doszedłem do wniosku, że była to próba artystycznego samobójstwa. I to artyście udało znakomicie. Garbaczewski wykombinował sobie, że na podstawie losu Telemacha (Paweł Smagała), syna Odysa (Mirosław Bednarek), zmierzy się z problematyką bycia w czyimś cieniu. Bohater tego spektaklu traci własną osobowość, nie ma nic, co było tylko jego. Nie ma swojej historii, języka, charakteru itd. Oglądamy zatem jak współczesny Telemach miota się i szarpie. Szkoda tylko, że z tego nic nie wynika. Spektakl nie ma tempa, rytmu, jakiejkolwiek akcji. Odyseję Garbaczewskiego można by określić jako zbiór pomysłów różnej jakości połączonych zardzewiałymi spinaczami. Poszczególne sceny nie kleją się ze sobą. Dialogi i monologi nie popychają wydarzeń do przodu. Oczywiście rozumiem, że reżyser ambitnie wymarzył sobie ekscytujący flirt z inteligencją widzów. Pragnął sprowokować nas do skojarzeń i refleksji. Opolska Odyseja to swoiste kalambury.

Garbaczewski wymaga od widzów czegoś więcej niż obycia w świecie popkultury. Postać Telemacha miała być tyko inspiracją czy prowokacją do szerszych rozważań na temat wszechobecnych cytatów i zapożyczeń. I wszystko było dobrze, przecież tego oczekujemy od Teatru. Szukamy w nim rozrywki, ale przede wszystkim wysiłku umysłowego. Tylko, to co oferuje nam reżyser nie porusza, nie intryguje, a przede wszystkim nie wciąga w swoją grę. Na domiar złego niemal wszystko, co się dzieje na scenie jest rozwleczone. Sceny dłużą się i nudzą. Najlepszy moment spektaklu to monolog Aleksandry Cwen, niekoniecznie z powodu treści, lecz ze względu na zaangażowanie i talent aktorki. Tu jednak również Garbaczewski musiał się wetrzeć, zafundował nam zdecydowanie za długi bieg kobiety ze słowami na ustach "tak, tak!" Skoro już o aktorach mowa, to warto poświęcić im kilka chwil uwagi. Jeszcze tak zagubionych aktorów (dobrze mi znanych i cenionych) jeszcze nie widziałem. Ewidentnie było widać brak pomysłów na poszczególne postacie. Jedynie Cwen wykorzystała swoją chwilę i na moment zmieniła swoje oblicze "Odysei" - na co najmniej intrygującą i z prawdziwymi emocjami.

Ponadto ze spektaklu dowiedziałem się, że jeden z badaczy literatury jest autorem teorii, że "Odyseję" nie napisał Homer, lecz młoda arystokratka. Cóż, to jednak nie zmienia wartości spektaklu Krzysztofa Garbaczewskiego. Wciąż pozostaje za długi i nudny. Pozostawia nas obojętnymi wobec tego co oglądaliśmy na scenie, a jedyne emocje, na które może liczyć autor tego szalonego zamierzenia to złość. Pozostaje nam jak najszybciej zapomnieć o tej pomyłce i czekać na kolejną premierę, która już 30 stycznia. Będzie to "Wszystko jutro" spektakl inspirowany twórczością Pier Paolo Pasoliniego w reżyserii Mikołaja Mikołajczyka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji