Artykuły

A gdzie sajgonki?

Przeładowanie wizualnymi chińskimi elementami kompletnie odwraca uwagę od historii nieszczęśliwej córki Króla Smoka, której pomógł zwykły śmiertelnik - o "Córce Króla Smoka" w reż. Ireny Dragan w Teatrze Lalki i Aktora Kubuś w Kielcach pisze Agnieszka Kozłowska-Piasta z Nowej Siły Krytycznej.

Z czym kojarzą nam się Chiny? Chyba przede wszystkim z plastikową tandetą i podróbkami markowych wyrobów "Made in China". Najnowsza premiera "Córka Króla Smoka" w reżyserii Ireny Dragan to spektakl tak przeładowany chińskimi motywami, że bardziej przypomina sklep "Wszystko po 4 zł" niż wysmakowane dzieło zainspirowane tą egzotyczną kulturą.

Teatr Lalki i Aktora "Kubuś" zaproponował małym widzom kolejną - po arabskiej "Baśni o rumaku zaklętym", irańskim "Alibabie i czterdziestu rozbójników", żydowskich "Ośmiu światłach Chanuki" - wyprawę do egzotycznego kraju. Pracę wykonano aż zbyt sumiennie. Ilość chińskich motywów włożonych w godzinny spektakl może oszołomić. Mamy chiński teatr cieni, stroje i maski dla aktorów inspirowane ściśle skodyfikowanymi kostiumami Opery Pekińskiej. Jest olbrzymi smok, chińskie wachlarze, lampiony, parasolki, ozdoby i naczynia, a nawet chińska tradycyjna muzyka. Narratorka grana przez Ewę Lubacz przybiera pozy znane z lakowych waz, parawanów czy obrazów. Jakby tego było mało, pojawia się ubrany w kimono karateka prezentujący pokaz wschodnich sztuk walki, a aktorzy tańczą z mieczem, potem z szarfami.

Pełen bardzo różnorodnych chińskich motywów spektakl mocno wykorzystuje współczesne multimedia: na parawanach pojawiają się pływające ryby czy powielone motywy z chińskich wachlarzy. Wszystkiego jest dużo. Dodatkowo akcja subtelnego opowiadania Li-Cz'ao Wei rozgrywana jest aż w trzech planach. Jeden to chiński teatr cieni. Ażurowe wycinanki, płaskie lalki poruszane są przez aktorów w olbrzymim okrągłym ekranie podświetlonym od tyłu. Sceny wzbudzają zachwyt widowni, choć aktorzy nie są dobrze słyszani zza wielkiego parawanu. Drugi to plan lalkowy. Kukły rozmiarów człowieka poruszane są przez czasami nawet 3 aktorów, którzy dzielnie radzą sobie z dużym i trudnym tworzywem. Trzeci - to aktorski: narratorka opowiada o tym, co działo się poza sceną, lub nawet to, co na scenie za chwilę dziać się będzie.

I to właśnie największa słabość przedstawienia. Przeładowanie wizualnymi chińskimi elementami kompletnie odwraca uwagę od historii nieszczęśliwej córki Króla Smoka, której pomógł zwykły śmiertelnik. Najbardziej dramatyczne momenty: uwolnienie córki z rąk jej nieczułego męża, dzieją się gdzieś poza sceną. Maluchy w tym czasie zaczepiają ogromnego kolorowego smoka, który krąży wśród widowni wzbudzając może zachwyt i śmiech, ale kompletnie nic dla akcji spektaklu nie znacząc. Przedstawienie składa się głównie z uczt na cześć, niespodzianek, wręczania prezentów, które są pretekstem do prezentacji kolejnych chińskich motywów, ale mało posuwają akcję. Aktorzy śpiewają nawet piosenkę o Yin i Yang, choć dzieci z pewnością jej nie zrozumieją. Morał opowieści także niknie. Najważniejszy jest honor, bycie wiernym swoim przekonaniom i nie uleganie woli innych, nawet jeśli ci inni są od nas dużo silniejsi.

Przypomina się ubiegłoroczne przedstawienie w Teatrze Laki i Aktora "Kubuś", "Tygrys tańczy dla Szu-Hin" wypożyczone w całości z warszawskiego Baja. Inspirowana Chinami scenografia autorstwa Joanny Braun, piękne lalki, jakby o porcelanowych twarzach. Poruszające się wachlarze pomagały wyjaśnić upływ czasu i długą drogę, jaką Szu-Hin pokonała, aby uratować swojego brata. Wszystkie "wschodnie" motywy były subtelne, wysmakowane i spełniały służebną rolę wobec pięknego i mądrego chińskiego podania. W kieleckim teatrze pojawia się wiele ciekawych elementów choćby: czarno-biały teatr cieni, ciekawa i plastyczna scenografia (sześcian spełniający rolę komnaty lub - po odwróceniu - parawanu do teatru cieni) autorstwa Urszuli Kubicz-Fik. Wszystkie giną w nadmiarze chińskich elementów i motywów, toną w feerii barw, błyskach z rzutnika.

Z czym kojarzą nam się Chiny? Może jeszcze z budkami z "Chińczykiem": ryżem z warzywami, wołowiną pięć smaków, podawanymi na plastikowych talerzach. Szkoda, że na "Córce króla Smoka" nie serwowano widzom sajgonek. Wtedy obraz Chin byłby pełny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji