Artykuły

Dziwactwo, kociokwik i coś jeszcze

Stanisław Ignacy Witkiewicz: "W małym dworku". Sztuka w 3 aktach."Wariat i zakonnica". Krótka sztuka w 3 aktach. Reżyseria: Wanda Laskowska, scenograf: Józef Szajna. Premiera w Teatrze Dramatycznym w Warszawie.

Witkacy na scenie. Znowu na scenie. Czy słusznie? Po mojemu: tak. Witkacy należy bądź co bądź do tradycji polskiego teatru i nie byle jacy pisarze i krytycy widzieli w nim nadzieje, chlubę polskiej literatury. Upominał się o sprawiedliwość dla Witkacego Żeromski, a Boy-Żeleński nie wahał się nazwać Witkacego "genialnym improwizatorem, jednym z talentów najtęższych i najoryginalniejszych jakie wydała twórczość dramatyczna - nie tylko w Polsce". Witkacy, wybitny malarz-portrecista, zadziwiający filozof (poczytajcie, co o nim piszą Kotarbiński, Szuman, Ingarden, Tatarkiewicz) - Witkacy był niezaprzeczenie jednym z najciekawszych umysłów i talentów literackich dwudziestolecia, całkowicie zresztą związanym z tymi czasami, tragiczny prorok katastrofizmu i rozpaczy, zamykający trudną przygodę swego życia samobójczą śmiercią we wrześniu 1939 r. W ciągu całego życia pisał Witkacy sztuki teatralne, duże i małe, i teoretyzował, na trzeźwo czy po narkotykach. Był stale odsuwany na margines, lekceważony przez zawodowe teatry i część krytyki. Ale wciąż powracał z wyosobnienia, wyrzucany drzwiami trafiał oknem, to Kraków, to Warszawa, to nawet mniejsze miasta widywały jego utwory na scenie, nieraz amatorskiej, zawsze kameralnej...

I oto nie w sali prób - co byłoby rozsądniej - lecz dla przekory, na głównej scenie pokazał nam obecnie dwie sztuki Witkacego Teatr Dramatyczny. Jak one dzisiaj "zagrały"? Cóż mówi konfrontacja widza współczesnego z "demonicznym" zjawiskiem teatru Witkacego?

Jeden z najwybitniejszych dramatopisarzy europejskich? To przesada, gruba przesada, w jaką nader rzadko ale czasem nawet Boy popadał. Ale w jakiś sposób sztuki Witkacego sprawdzają się na scenie, jest w nich coś, co chroni je od zapomnienia.

W niewielkim stopniu dotyczy to utworu "W małym dworku", chociaż fama głosi, że to utwór reprezentacyjny dla teatru Witkacego i jeszcze w najnowszym zeszycie "Dialogu" nazwany został "jedną z najlepszych sztuk Witkacego". Warstwa parodystyczna i satyryczna, wykpiwająca "srebrny dworek z modrzewia" okazała się dość zwietrzała. Kpina z tradycji romantycznych i "ziemiańskich" jest niekonsekwentna, Witkacy - o biada - dał się po trosze sam upupić. Ujawniła się naiwność i nawet nuda. Natomiast "Wariat i zakonnica" zaskakuje wynalazczością formalną i brutalną logiką w udowadnianiu postawionej tezy. Zauważamy zdumiewające podobieństwo do pewnych stylów, mód i chwytów scenopisarskich, które dopiero w 10 lat po śmierci Witkacego zrobiły zawrotną karierę.

Ongiś Boy porównywał teatr Witkacego z teatrem Pirandella. To było porównanie kulawe, ale zrozumiałe, w braku lepszego. My dzisiaj jesteśmy w korzystniejszym położeniu, możemy stwierdzić, że Witkacy w "egzotycznym" Zakopanem i typ rządził próby i eksperymenty, które cechują teatr Eugeniusza Ionesco w samym najbardziej parysko - nowoczesnym Paryżu. Wiele teoretycznych wypowiedzi Ionesco i wiele uwag o teatrze Ionesco przystaje bez poprawek do teatru Witkacego (pisał już o tym Iwaszkiewicz i inni). W 1922 r. stworzył Witkacy pewien typ wizji teatralnej, która przyniosła, dzisiaj rozgłos rumuńskiemu paryżaninowi.

Przebywamy tu w klimacie "Lekcji" czy "Łysej śpiewaczki", mętne demonizmy i dywagacje filozoficznego pesymizmu wypiera ostra, groteskowa drwina z modnego podówczas freudyzmu, a także z kompleksu, vulgo bzika, poetyczności, od którego Witkacy nie mógł się uwolnić. W połączeniu z "szarganiem świętości" habitu zakonnego (nawet Witkacy ugiął się przed klerykalnym naciskiem i pozwolił, by tę sztukę grano jako "Wariata i pielęgniarkę") - daje to brawurową farsę, bardzo dla dorosłych, pobudzającą do myślenia. Gdzieś na uboczu, w krzakach, wyczynia Witkacy swoje miny i nieprzyzwoite gesty. Jego sztuki nie mają nic wspólnego z konwencją realizmu. Ale zgódźmy się przyglądać im przez chwilę, może ta chwila przyda się po powrocie na szlak realizmu?

Widziałem przed wielu laty w Zakopanem amatorskie przedstawienie "W małym dworku". "Pani miss Cooper", jak ją nazywała Helena Roj-Rytardowa, lekko zwariowana Angielka a stała mieszkanka Zakopanego, grała Widmo Anastazji Nibek i publiczność zarykiwała się, gdy chuda i długa jak tyczka Angielka recytowała z przejęciem "Ja chcę picz, dajczie mi wódki". Witkacy był zachwycony. To zrozumiałe. Aktorzy, grając w jego sztukach, muszą po pierwsze, wierzyć, że grają w utworach znakomitych choć osobliwych, po wtóre: grać farsę, serio a dramat farsowo. Wydaje mi się, że najbliżsi tego stylu są w Teatrze Dramatycznym WIESŁAW GOŁAS, CZESŁAW KALINOWSKI, JÓZEF NOWAK, LUDWIK PĄK, HELENA KRZYWICKA. A także obie córeczki "Dyapcia"(Dyapanazego, jakże rozkosznie witkacowskie imię!) JANINA TRACZYKÓWNA i ALICJA WYSZYŃSKA. Mniej natomiast witkacowscy wydali mi się:

MARIA KLEJDYSZ oraz IGNACY GOGOLEWSKI, chociaż grafomańskie zagrywki Jezorego (Witkacy nigdy nie zdobył się na dobre wiersze) podawał Gogolewski lekko, zręcznie, prześlizgując się między ich pułapkami.

Osobno pozwólcie mi na kilka słów o LUCYNIE WINNICKIEJ: rzadka to przyjemność dla krytyka teatralnego pisać o aktorce, która święci triumfy filmowe. Gwiazda "Pociągu" nie przenosi do teatru manier (w dobrym tego słowa znaczeniu) filmowych. W jej bardzo teatralnej interpretacji wdzięk, swoboda ratują mdłą rolę Anety w "W małym dworku". A wdzięk, prawie dziecięcy urok pobożnej wielbicielki wariackiego Miecia, kapitalne przejścia od niewinności do "szału zmysłów", zmieniły Siostrę Annę w bohaterkę wieczoru.

Z okazji wystawienia "Wariata i zakonnicy" w Teatrze Małym w Warszawie (rok 1926) pisał Witkacy: "Piekielny wprost pomysł dekoracyjny zrobił do tej sztuki Iwo Gall". Nieboszczyk, gdyby wstał z grobu, pewnie by "piekielnymi do kwadratu" nazwał dekoracje JÓZEFA SZAJNY, trafiające znakomicie w styl i wizje malarskie Witkacego. Kapitalne są też kostiumy, zwłaszcza dwuczęściowy kostium zakonnicy, a także ofeliane sukienki panien Nibekówien, frak i cylinder Dyapanazego, ekonomski ubiór pana Kozdronia, rządcy. "Tego się nie da opisać, to trzeba zobaczyć" jak powiadają reklamy.

"To bardzo dwuznaczny wieczór" i powiadają ludzie serio. Mają rację. Stanisław Witkiewicz-syn czuł znakomicie teatr, był urodzonym scenopisarzem, to pewne. To za mało do zwycięstwa w teatrze. "Czyste Formy" i "obrony nonsensu" przegrywają w walce z realizmem. Teatr Witkacego pozostanie nadal marginesem, składem niespełnionych nadziei, z którego co jakiś czas ten czy ów teatr poszukujący (albo - snobujący się) wygrzebie taką czy inną skorupę rzadkiej piękności, albo wyszczerbiony garnek. Najświetniejszy talent, gdy opuszcza grunt realizmu popada w sprzeczności, także artystyczne, nie do rozwiązania. Pełny tytuł "Wariata i zakonnicy" brzmiał: "Wariat i zakonnica czyli Niema złego, co by na jeszcze gorsze nie wyszło".

[data publikacji i źródło nieznane]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji